Stosunki między górnictwem i samorządami są grą, która musi być prowadzona według dobrych reguł, zatem w której nie może być szulerów. I to państwo powinno być arbitrem, strzegącym czystych reguł w tej grze.
Taki pogląd w trakcie dzisiejszej konferencji Górnictwo 2011 w Katowicach przedstawił prof. Andrzej Barczak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. W nurcie dyskusji poświęconej trudnym doświadczeniom i dobrym praktykom w relacjach górnictwa z samorządem lokalnym profesor mówił:
- Między firmami górniczymi, a samorządami lokalnymi jest konflikt interesów. A ponieważ Polska jest krajem scentralizowanym dlatego siła samorządów jest za mała w stosunku do odpowiedzialności za działania na swoim terytorium. Samorządy szukają środków, aby poprawić byt swoich mieszkańców. Mimo wszystko problem konfliktu stron można jednak rozsądnie rozwiązać - argumentował prof. Andrzej Barczak.
Samorządowe spojrzenie na koegzystencję stron manifestowali głównie prezydenci Bytomia i Świętochłowic - Piotr Koj i Dawid Kostempski. Ten drugi z szerszej także perspektywy Górnośląskiego Związku Metropolitalnego.
- W Bytomiu gołym okiem widać, że górnicza eksploatacja, to tak naprawdę upadek miasta. Mamy tereny, które w następstwie wydobycia obniżyły się o 35 metrów. I takich miejsc jest mnóstwo. Dramat miasta objawia się w różnych elementach, z których najdotkliwszy, to utrata przez część mieszkańców dorobku życia. Wstrząsy mają miejsce nawet tam, gdzie zaprzestano już eksploatacji. Zobaczcie budynki, które nie są już nią bezpośrednio objęte, a jednak nadal pękają. I my z tym problemem zostaliśmy sami. Od wielu lat samorząd musi zmagać się z tą spuścizną - skarżył się prezydent Koj.
- Mieszkańców Bytomia, Rudy Śląskiej, czy Jaworzna nie interesują globalne problemy branży wydobywczej, ale to, co dzieje się w ich dzielnicy, na ich ulicy i osiedlu, gdzie na co dzień żyją. Odpowiedzialności wymagają od włodarzy, których wybierają co cztery lata. Dlatego tak niezwykle ważna jest postawa społecznej odpowiedzialności biznesu za to, co dzieje się w górnictwie i wokół niego. Przerzucamy się między spółkami węglowymi, a samorządami, kto więcej zyskuje na eksploatacji węgla. Te relacje między stronami nie są dziś poprawne. Zmiana tej sytuacji wiedzie przez dialog przy zaangażowaniu władz państwa - argumentował Kostempski.
Górniczy przedsiębiorcy nie wypominali samorządowym partnerom płynących z ich firm do gmin profitów, niemniej przypominali, że są to niemałe pieniądze. Marek Uszko, wiceprezes Kompani Węglowej - firmy, której 15 kopalń prowadzi eksploatację na terenie 49 gmin - przypomniał, że tylko na likwidowanie szkód górniczych przeznacza ona przeszło 200 mln złotych rocznie. Wiceprezes Katowickiego Holdingu Węglowego, Mariusz Wilkosz stwierdził, że jego firma na naprawę szkód przeznaczyła w ubiegłym roku 24 mln złotych, w tym ta kwota dojdzie już do około 30 mln, natomiast w przyszłym może sięgnąć nawet 55 mln złotych.
- Ruch Wujek w całości fedruje na podsadzkę. Jeszcze w tym roku w ten system eksploatacji przypuszczalnie wejdzie kopalnia Murcki-Staszic. Jest on przyjaźniejszy dla powierzchni, ale jednocześnie bardziej kosztowny. I jako taki łączy się z możliwością redukcji wydobycia. Próbujemy przerzucać je bliżej południowych granic naszej firmy. Jednym z podstawowych punktów strategii spółki jest eksploatacja pokładów w rejonie lasów murckowskich i jeszcze bardziej na południe, a więc pod terenami mniej zurbanizowanymi, zatem i mniej wrażliwymi społecznie - informował Wilkosz.
Odnosząc się do eksploatacji pod Bytomiem wiceprezes Marek Uszko podkreślał, że była ona prowadzona zgodnie z koncesją, zgodnie z planem ruchu, zaś towarzyszące jej wpływy nie przekraczały projektowanych wielkości, co potwierdziły inspekcje OUG i WUG.
- Działalności górniczej towarzyszą szkody na powierzchni, bo nie ma jeszcze systemu, który ich nie powoduje. Tym bardziej, że prowadzimy eksploatację na tych samych obszarach, gdzie trwa ona od 100 i więcej lat. Zatem ta na 300, na 500 metrach dzisiaj jest odbierana kolejnymi pokładami z poziomów na 800 i na 1000 metrów, co powoduje sumowanie wpływów. Przykładem takiego zjawiska jest Bytom i tamtejsza dzielnica Karb, gdzie wydobycie w kilkunastu pokładach spowodowało od lat sześćdziesiątych obniżenie terenów o 16 metrów. Niestety, po raz pierwszy nie sprawdziły się stosowane od dziesięcioleci ekspertyzy, dotyczące stanu budynków na powierzchni - tłumaczył wiceprezes Marek Uszko, zapowiadając zastosowanie odmiennych metod tego rodzaju badań.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Skoro odbyła się onferencja pod takim hasłem, to wypadało zaprosić parę osób, które tym problemem profesonalnie zajmują się od lat. Tak się jednak nie stało. A skoro (w co nie wątpię) konferencję organizowali specjaliści z zakresu zagadnienia stanowiącego jej temat, to zapewne im zależało, by tych specjalistów nie zaprosić. To toście sobie chłopcy pogadali. Bo problem w tym, że obie potencjalne strony konfliktu nie zauważają, że jest np. prawo, które reguluje te kwestie. Wygodnie jednak tego nie zauważać i udawać pokrzywdzonego. A rżną głupa (głupów) obie strony. Jest jak na cmentarzu, większość stanowią ci którzy uważają że przysługiwało im pierwszeństwo przejazdu.