Wbrew pozorom jesteśmy narodem przywiązanym do tradycji. Interesujemy się losem swych przodków, staramy się dociec, skąd pochodzili i jakie kultywowali zwyczaje. Przysłowie „powiedz mi, co jesz na Wigilię, a powiem ci, skąd przybyłeś” nie traci na aktualności.
Śledź, łosoś, sandacz, karp, kisiel, kasza, pierogi z serem lub z mięsem, gołąbki i niezliczona wprost liczba zup, na czele z barszczem czerwonym, grzybową, migdałową, a na Górnym Śląsku także siemieniotką. Polska kuchnia wigilijna jest bogata w potrawy, ale prawda jest też taka, że dawne Wigilie były skromne, a w święta Bożego Narodzenia, wbrew pozorom, wcale się nie objadano.
– Najbardziej oczekiwaną potrawą wigilijną były makówki, czyli bułki moczone w słodkim mleku, wymieszane z miodem i tartym makiem. Jadało się orzechy, rodzynki i migdały. Kompot z suszonych śliwek i ciasta uzupełniały słodkości. Ryby były drogie, nie każdy mógł sobie na nie pozwolić. Jedzono śledzia, bo było to jedzenie postne – tłumaczy Marek Szołtysek, znawca kultury śląskiej.
Z czasem wigilijne menu wzbogaciła wspomniana siemieniotka, kapusta z grochem, grzybami, kaszą lub ziemniakami i moczka, zupa z piernika i bakalii.
Zwyczaje bożonarodzeniowe na Śląsku są wyjątkowo zróżnicowane. Niektórzy badacze twierdzą wręcz, że należą one do najbarwniejszych i najbardziej urozmaiconych, jak Polska długa i szeroka. Jakże zresztą miałoby być inaczej, skoro do rosnącej w siłę przemysłowej aglomeracji przybywali ludzie ze wszystkich stron Europy.
Obraz wigilijnego stołu zmieniał się z czasem. Dziś Wigilie nie mają już tak bardzo postnego charakteru jak kiedyś. Bywa, że stoły uginają się od potraw. Na próżno wypatrywać na nich śledzia. Wyparł go na dobre karp i on dominuje od lat wśród bożonarodzeniowych potraw. Gotowany, smażony, w galarecie i w occie, z musztardą lub z chrzanem, czego dusza zapragnie.
– U moich sąsiadów na Wigilię gotuje się rosół warzywny podawany do stołu z grzankami upieczonymi na maśle. Podobno ta tradycja trafiła do nas z Niemiec, a popularny barszcz z uszkami przywieziono z krańców wschodnich. Pyszna jest zupa rybna z einlaufem, czyli kluseczkami. A w jednym z domów podają nawet zupę mleczną! Większość gospodyń przygotowuje siemieniotkę jako dodatkową potrawę. Istne bogactwo kulinariów, i to w jednej tylko osadzie – wylicza Irena Kurz ze Stowarzyszenia Stolarzowickich Gospodyń w Bytomiu.
Halina Szefer za przygotowanie wieczerzy wigilijnej bierze się już tydzień wcześniej.
- Kapusta z grochem i grzybami pozostała z czasów mojej prababci, podobne jak pieczone ziemniaki. Zawsze jest tego tyle, że wystarcza do pierwszego święta, które rozpoczyna się obowiązkowo rodzinnym śniadaniem. I nie ma tłumaczenia zmęczeniem po pasterce. A na św. Szczepana na świąteczny stół wędrują rolady wieprzowe, kaczki, kluski i modrą kapustę – wtrąca z uśmiechem.
Co robić, aby po takiej dawce wyśmienitych potraw nie poczuć się gorzej? Odpowiedź jest prosta. Jak najwięcej dań przygotować własnymi sumptem.
- Wykonać zakwas buraczany, kiszoną kapustę, jesienią zebrać w lesie grzyby i orzechy, to przecież żadna sztuka, a satysfakcja i dobre samopoczucie gwarantowane – zapewnia Halina Szefer.
Podobnego zdania jest Marek Szoltysek. - Często narzekamy, że jest drogo, ale jak się samemu wziąć za przygotowanie wigilijnych potraw, to okazuje się, że wychodzi o wiele taniej i przede wszystkim zdrowo – przytakuje.
Prócz kulinariów, charakterystycznym elementem śląskiej Wigilii, i w ogóle świąt Bożego Narodzenia na Śląsku, jest Dzieciątko. Leży na sianku, lecz nie w szopce, ani też stajence, tylko w betlejce. Kiedyś owa betlejka gościła niemal w każdym domu, a już na pewno w górniczej rodzinie. Biedniejsi zdawali się na własne siły i sklecali ją z drewna i słomy, bogatsi zamawiali u stolarzy.
- W Wigilię śpiewano kolędy. Dzień ten spędzano w gronie rodzinnym. Nie można było nawet wyjść poza zagrodę. Pierwsze święto również spędzano w domu. Odwiedziny zaczynały się na św. Szczepana. Wówczas w teren wychodzili kolędnicy. Na Śląsku nazywano ich pastuszkami. Odwiedzali domostwa i śpiewali kolędy w zamian za poczęstunek do 6 stycznia. Ślązacy świętowali bowiem do Trzech Króli praktycznie bez przerwy – podsumowuje swą opowieść Marek Szołtysek.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.