Pytanie, czy Szyb Południowy byłej kopalni Miechowice kryje skarb III Rzeszy, ciągle pozostaje bez odpowiedzi? Nadzieje na jego odkrycie maleją z roku na rok. Odwierty dokonane z wyrobisk zakładu górniczego Siltech nie rzuciły wbrew oczekiwaniom żadnego nowego światła na sprawę.
- Ale to nie koniec poszukiwań – zapewnia Jan Chojnacki, prezes zarządu kopalni.
Podobno tuż przed zakończeniem II wojny światowej niemieccy żołnierze przywieźli do Szybu Południowego w Miechowicach jakieś skrzynie, które następnie zostały ulokowane na jego dnie. Szyb Południowy-Sudschacht ma ciekawą historię. Należał niegdyś do kopalni Preussen. Został zbudowany około 1915 r. Następnie pełnił rolę szybu peryferyjnego, wentylacyjnego. Ze starych kronik wynika, że w 1934 r. wyłączono go z ruchu na skutek pożaru.
Obóz jeniecki
Na początku II wojny światowej władze niemieckie postanowiły szyb ponownie uruchomić. Niebawem w jego sąsiedztwie założono obóz jeniecki. Przetrzymywano w nim najprawdopodobniej jeńców wojennych i pracowników przymusowych. Ogrodzono go i pilnie strzeżono. Według relacji kilku świadków, przetrzymywani w obozie zjeżdżali na dół kopalni i wykonywali tam prace. Jakie? Tego do dziś nie udało się ustalić.
Historia tajemniczych skrzyń została po raz pierwszy nagłośniona w 1968 r. Śledztwo prowadził prokurator Zygmunt Brzycki z Okręgowej Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach w kierunku popełnienia zbrodni wojennej. Podjęte przez nią działania nie przyniosły pożądanych rezultatów i nie przyczyniły się w żaden sposób do rozwiązania tajemnicy szybu.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych szyb próbowały kilkukrotnie penetrować grupy grotołazów. Bezskutecznie.
Mieli zostać rozstrzelani
Dariusz Walerjański, historyk i badacz dziejów Śląska, zetknął się z tą sprawą ponad 30 lat temu, jeszcze jako pracownik Śląskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego.
- Tragiczna historia obozu rozpoczyna się pod koniec grudnia 1944 r., podczas srogiej i mroźnej zimy. Niemcy uświadomili sobie, że nie utrzymają przemysłowego Śląska przed nacierającą Armią Czerwoną. Musieli działać szybko. Do obozu przyjechały jedna lub dwie ciężarówki wyładowane skrzyniami. Jeńcy zwozili je w głąb Szybu Południowego. Aby zatrzeć ślady ukrycia skrzyń, hitlerowcy postanowili ich rozstrzelać, a ciała wrzucić w głąb szybu. To jedna z wersji wydarzeń z końca wojny – opowiadał przed laty.
Dotarcie do owych skrzyń mogłoby rzucić nowe światło na tamte wydarzenia, a nawet dać odpowiedź na pytanie, kim byli zamordowani, o których dziś nie wiadomo nic.
- Moim zdaniem skrzynie mogły zawierać dokumenty w postaci akt personalnych osób, które kolaborowały z Gestapo. Takich dokumentów nigdy się nie niszczy, ponieważ zawsze mogą się przydać. Nie wykluczam, że w skrzyniach ukryto dzieła rzemiosła i sztuki sakralnej zrabowane ze śląskich muzeów. Niektórzy przypuszczają, że są one wypełnione sztabkami złota w ilości kilkunastu ton! Chodzi o depozyty bankowe III Rzeszy – relacjonował w rozmowie z dziennikarzem „Górniczej” Dariusz Walerjański.
Było dochodzenie
Po wojnie Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce prowadziła w tej sprawie dochodzenie, przesłuchując świadków. Zdaniem Walerjańskiego, zachowała się podobno jedna bardzo ciekawa relacja, lecz zeznanie zostało przez śledczych utajnione. Śledztwo zamknięto w 1980 r. Wznowił je dopiero Katowicki Oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Potwierdził nam to swego czasu prokurator Dariusz Psiuk z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach.
- Prowadzone było śledztwo w sprawie podejrzenia popełnienia zbrodni nazistowskiej, polegającej na zamordowaniu jeńców, przymusowych robotników w kopalni Preussen. Opieraliśmy się między innymi na zeznaniach świadków. Materiały pochodziły z archiwów Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce - wyjaśnił.
W końcu jednak postanowiono je zawiesić.
Prezes zaangażowany
W 2002 r. z wydobyciem niedaleko Szybu Południowego ruszyła prywatne kopalnia Siltech. Okazało się wówczas, że największe szanse dotarcia do domniemanego skarbu będą mieli właśnie górnicy. Jan Chojnacki, prezes zarządu Siltechu, od początku przejawiał duże zainteresowanie sprawą.
- Zastanawiający jest fakt, że Niemcy, wycofując się, zlikwidowali wieżę szybową i całą infrastrukturę na powierzchni. Wygląda to na dobrze przemyślaną robotę dywersyjną, zacieranie śladów i uniemożliwienie dotarcia do podziemi kopalni. Jeśli Niemcy rzeczywiście ukryli w tym rejonie cokolwiek, to z całą pewnością do tego dotrzemy – oceniał.
Prezes Siltechu bardzo zaangażował się w poszukiwania, także finansowo. Zapowiedział przebicie się do chodnika na poziomie 370 m, a więc dokładnie do tego, w którym Niemcy mieli ukryć skrzynie. Odpowiednie zezwolenie na wejście wyrobiskami Siltechu w teren nieobjęty koncesją musiało wydać Ministerstwo Środowiska. Bez tego nie można było rozpocząć prac rozpoznawczych. W marcu 2012 r. roboty górnicze ruszyły pełną parą i pewnego dnia Śląsk obiegła wieść o tym, jakoby udało się dotrzeć do tajemniczych skrzyń. Radość była jednak przedwczesna. Znalezisko okazało się bowiem stertą pozostałości po drewnianych kufrach.
Kolejne odwierty
Jan Chojnacki nie dawał za wygraną. Wykonano kolejne odwierty. Z początkiem 2013 r. informował, że jego pracownicy przejechali przez stare zroby, przedostając się do pokładu 504 w rejonie Szybu Południowego.
- To jest głębokość 330 m, zaś domniemany skarb może się kryć na poziomie 370 m. Ten poziom wykonany jest w wyrobisku kamiennym. Teraz, po wykonaniu wyrobiska w pokładzie 504, spróbujemy wykonać odwiert do przekopu na poziomie 370 m i specjalistyczną kamerą spenetrować to wyrobisko – relacjonował. Rok później informował „Górniczą”:
- Ponad wszelką wątpliwość nie ma w nim żadnych skrzyń.
Emocje związane z poszukiwaniem skarbu III Rzeszy opadły.
- Nie wydaje się prawdopodobne, by hitlerowcy zdecydowali się na ukrycie cennych zbiorów w postaci dzieł sztuki w tak fatalnych i trudno dostępnych warunkach, jakie panują w tym rejonie pod ziemią. Jeśli skrzynie zawierały dzieła sztuki, bo i o tym była mowa, to pewnie wiele po nich już nie zostało. Raczej mogły być to dokumenty tajnej niemieckiej policji z listami konfidentów lub czymś w tym rodzaju. Dla historyków byłby to z pewnością cenny skarb. W poszukiwania zaangażował się właściciel kopalni Siltech Jan Chojnacki, za co jesteśmy mu wdzięczni. Skarb nie został znaleziony, natrafiono natomiast na skrawki gazet, które ukazały się już w wyzwolonej spod niemieckiej okupacji Polsce i być może ktoś po wojnie odwiedził wyrobiska kopalni i zabrał zdeponowane przez Niemców przedmioty lub materiały. Tego nie wiemy. Nie natrafiono też na żadne ludzkie szczątki. Z relacji świadków wynikało bowiem, że w celu deponowania skrzyń hitlerowcy użyli jeńców, których następnie rozstrzelano, a ich ciała wrzucono do szybu. Tym samym sprawa skarbu III Rzeszy pozostaje zatem otwarta – podsumował w rozmowie z dziennikarzem „Górniczej” Dariusz Walerjański.
Tymczasem prezes Jan Chojnacki nie traci nadziei.
- Chcę rozwiać wszelkie wątpliwości – tłumaczy i zapowiada wykonanie jeszcze dwóch odwiertów.
To będzie ostatni akt poszukiwań skarbu III Rzeszy. Za niedługo bowiem górnicy z Siltechu raz na zawsze opuszczą podziemne wyrobiska. Kopalnia zapowiada zakończenie wydobycia.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.