Niesamowite i przyjemne to uczucie, kiedy po kilku godzinach przebywania w dość ciasnych pomieszczeniach, na głębokościach od 800 do 1000 m, można przenieść się w zupełnie inne miejsce, na wysokość nawet 2500 m n.p.m. Widoki są wtedy nietuzinkowe. Elektrownię Rybnik można dostrzec z Opola, a chwilę po starcie z Rybnika na horyzoncie majaczą ośnieżone szczyty Tatr – tak o swojej pasji opowiada Marcin Forreiter, nadsztygar maszynowy w ruchu Borynia kopalni Borynia-Zofiówka-Bzie.
Z wykształcenia technik automatyk i inżynier mechatronik, pracował jako ślusarz, później kolejno jako dozorca, sztygar zmianowy i kierownik oddziału maszynowego, nadsztygar oraz zastępca dyrektora technicznego w jednej z okołogórniczych firm. Od prawie 20 lat działa w branży górniczej. A poza tym?
Wspaniała przygoda
Kocha samoloty. Latanie to wspaniała przygoda. Lecz nie każdemu miłośnikowi lotnictwa dane jest spełnienie marzeń o byciu pilotem. Jemu akurat to się udało.
Po skończeniu szkoły podstawowej pragnął, jak wielu chłopaków w tym wieku, zostać pilotem. Chciał podjąć próbę dostania się do szkoły lotniczej w Dęblinie. Na chęciach się jednak skończyło. Ale jak to bywa z marzeniami, wracają w różnych sytuacjach, w najmniej oczekiwany sposób.
- Tak było i w moim przypadku. W aukcji charytatywnej wylicytowałem lot samolotem akrobacyjnym Sbach 342. Rozpocząłem przygotowania, ale też powróciła myśl… a może by uzyskać licencję? Lot akrobacyjny odbył się w lipcu 2020 r., a w październiku zdałem praktyczny egzamin państwowy i otrzymałem licencję turystyczną – opowiada Marcin.
Licencja PPL(A) uprawnia do latania w dzień samolotami z jednym silnikiem tłokowym o masie nieprzekraczającej 5700 kg w oparciu o zasady lotu z widzialnością Ziemi, również na lotniska komunikacyjne, takie jak Katowice-Pyrzowice. Stanowi ważny krok w karierze lotniczej. Po zakończeniu szkolenia uczestnicy mogą przejść do dalszych etapów rozwoju i zdobywania kolejnych uprawnień.
Latać poza granice
- Niektóre z nich to np. VFR Noc, czyli do latania w nocy, które posiadam, albo holowania szybowców, banerów czy też latania na samolotach wielosilnikowych. Mając opanowany język angielski oraz wpis do licencji poświadczający ten fakt, można latać poza granice kraju – tłumaczy.
Marcin Forreiter najchętniej korzysta z samolotów czteroosobowych. Doskonale czuje się w Cessnach 172/182 oraz w ulubionym samolocie Socata TB10 Tobago.
Cessna 172 to samolot, który został wyprodukowany w największej liczbie egzemplarzy na świecie. Cessna 182 to jej siostra, która ma większy zasięg i ładowność. Mocne strony tych maszyn ujawniają się na trasach krótkich, co nie zmienia faktu, że ich zasięgi dochodzą od 1000 do 1800 km w zależności od wyposażenia, silnika, stosunku ilości paliwa do pasażerów i bagażu, bo ważne jest, żeby nie przekraczać maksymalnej masy startowej. Można więc przemieszczać się lokalnie, dla przyjemności, ale też ze świadomością, że lot ze Śląska do Kołobrzegu to ok. 2 godziny, a po trzech, w przeciwnym kierunku, jesteśmy we Włoszech czy Chorwacji.
- Tymi samolotami doskonale się lata i jest możliwość dzielenia się emocjami wynikającymi z faktu bycia w powietrzu. Można porozmawiać, opowiedzieć, co aktualnie dzieje się w kabinie i co widać poza nią. Pasażerowie słyszą również całą komunikację pomiędzy pilotem a służbami wspomagającymi lub kontrolującymi lot, w zależności od tego, w jakiej przestrzeni dane jest nam lecieć. Często po lądowaniu słyszę, że „cały czas coś robię i że jest dużo gadania”. Szkopuł w tym, że samoloty to nie auta, a w dodatku różnią się od siebie i należy przeszkolić się na każdy typ, aby móc przyzwyczajać się do pilotażu. Główne różnice to rozmieszczenie wskaźników, manetek do zarządzania mocą, radiem, autopilotem, ale też prędkość startu, lądowania, przeciągnięcia – wyjaśnia tajniki swej podniebnej pasji Marcin Forreiter.
W ostatnim czasie media często informowały o wypadkach samolotów. Podczas ćwiczeń lotniczych na lotnisku Gdynia-Babie Doły 12 lipca doszło do katastrofy. Pilot przygotowywał się do sobotnich pokazów z okazji 30-lecia Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Nie katapultował się. Zginął na miejscu. W czerwcu, w miejscowości Bielawa w powiecie piaseczyńskim, awaryjnie lądował samolot gaśniczy Dromader. Maszyna brała udział w gaszeniu pożaru lasu na terenie Nadleśnictwa Celestynów. W czasie lotu pojawiły się problemy z silnikiem. Pilot podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu w polu. Na szczęście przeżył ten lot. Nic zatem dziwnego, że podczas spotkania z latającym sztygarem z ruchu Borynia padło pytanie o sytuacje ekstremalne w powietrzu.
Lot jest przygodą
- Nie miałem takich przygód i życzyłbym sobie, żeby tak pozostało. Ważne, aby mieć świadomość, że gdy leci się na wysokości 2000 stóp, to w razie awarii silnika nie spadniemy, ponieważ samolot nie potrzebuje do lotu silnika, tylko prędkości, ale będziemy musieli zabezpieczyć prędkość kosztem wysokości, znaleźć miejsce i bezpiecznie wylądować w czasie około 60 do 90 sekund. To naprawdę niewiele. Dlatego od pierwszej godziny lotu instruktorzy wymagają pilnego obserwowania przestrzeni i wybierania miejsca do awaryjnego lądowania przed sobą, tak na wszelki wypadek. Drugi czynnik bezpieczeństwa to latać wyżej. Daje to czas i większy wybór odpowiedniego miejsca. Generalnie rzecz biorąc, każdy lot jest przygodą. Na opisywanie tych wszystkich pozytywnych emocji związanych z lataniem zabrakłoby chyba czasu, pomimo tego, że spędziłem w powietrzu dopiero 150 godzin – przyznaje pilot z Boryni.
Najdalsze podniebne podróże, jakie odbył, wiodły na trasach z Rybnika do Warszawy i Zielonej Góry. Najczęściej lata w Beskidy i Tatry.
- Niesamowite i przyjemne to uczucie, kiedy po kilku godzinach przebywania w dość ciasnych pomieszczeniach, na głębokościach od 800 do 1000 m, można przenieść się w zupełnie inne miejsce, na wysokość nawet 2500 m n.p.m. Widoki są wtedy niesamowite. Elektrownię Rybnik można dostrzec z Opola, a chwilę po starcie z Rybnika na horyzoncie majaczą ośnieżone szczyty Tatr – opowiada.
Tak się składa, że zarówno jego praca, jak i pasja mają jeszcze inny wspólny mianownik. Trzeba stale starać się być na bieżąco z obowiązującymi przepisami oraz podnosić i pielęgnować swoje umiejętności.
- W najbliższej przyszłości planuję ukończenie szkolenia polegającego na wyprowadzaniu samolotu z położeń nienaturalnych (tzw. UPRT) – które już zacząłem. Przyda się też kurs współpracy w załodze wieloosobowej. Teraz jednak skupiam się na planach zawodowych. Obecna praca pozwoliła mi poznać obszary, które do tej pory, z racji innych obowiązków, były mi mniej znane. Trafiłem, co bardzo mnie cieszy, na życzliwych ludzi i doskonałych fachowców zarówno wśród załogi, jak i osób kierownictwa i dozoru. Z racji uczestnictwa w przeszłości w projekcie wykorzystującym mieszaniny gazów inertnych, uzyskanych z oczyszczania spalin z silnika gazowego spalającego metan, chętnie zaangażowałbym się w pracę zespołów realizujących projekty ProVAM i REM. To przyszłość i konieczność – podsumowuje nadsztygar i lotnik w jednej osobie.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.