Rozważania ks. PIOTRA BRZĄKALIKA, duszpasterza diecezji katowickiej, rekolekcjonisty.
Maria Magdalena udała się do grobu wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno. Przychodzi namaścić ciało Jezusa i po raz ostatni je pożegnać. Zobaczywszy pusty grób, nie zagląda do niego, wystraszona biegnie do uczniów, obawiając się najgorszego: zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Jej niepokój udziela się Piotrowi i Janowi i też natychmiast biegną do grobu.
Ten bieg świadczy nie tylko o ich więzi z Jezusem, ale też o nadziei, jaką z Nim wiązali. Piotr i Jan byli przy śmierci krzyżowej, przeżyli zagubienie i smutek. Jan, choć stał pod krzyżem, to jednak z Ogrójca uciekł razem z innymi. Doświadczył zagubienia i niewiary. Piotr najpierw towarzyszył Jezusowi z daleka, a potem ze strachu się go zaparł. I to był dla niego przełomowy, kluczowy moment. Wtedy odkrył swoją zarozumiałość, zbytnią pewność i nieznajomość siebie.
Jeśli dzisiaj mamy kłopot z wiarą, a mamy, i to coraz powszechniejszy, to może dlatego, że nie odkryliśmy jeszcze, a może nie chcemy odkryć sami przed sobą swojej zarozumiałości, ponadmiarowej pewności siebie i zupełnej nieznajomości siebie samych?
Może mamy w sobie coś z Piotra i Jana. Popatrzmy na ich odejścia i nadzieje. Wczujmy się w ich uczucia w czasie biegu do grobu. Jest w nim niepokój i oczekiwanie, ale też pośpiech i nadzieja.
No właśnie, śpieszyć się do nadziei. Heraklit mawiał, że nadzieja widzi to, co niewidzialne, dotyka wartości niematerialnych i osiąga niemożliwe, a za św. Augustynem dopowiedzmy, że bez nadziei nie można znaleźć nieoczekiwanego.
Jeśli nie bardzo potrafimy spieszyć się do nadziei i z nadzieją, to może dlatego, że tak w wierze, jak i w życiu boimy się nieoczekiwanego. I zdaje się, że pokusa przewidywalności coraz częściej bierze górę.
Jan przybiega do grobu pierwszy, sprawdza, czy rzeczywiście jest pusty, i czeka na Piotra. Ustępuje mu pierwszeństwa. Ileż tu naturalnej delikatności i szacunku młodszego do starszego.
Jakżeż nam dziś brakuje naturalnej delikatności i szacunku młodszych do starszych.
Piotrowi, który miotał się pomiędzy wyniosłością a upokorzeniem własną zdradą, trudniej było z marszu uwierzyć. Każda zdrada zaślepia i niszczy wewnętrzną wrażliwość. Może dlatego coraz trudniej nam zapłakać po własnym i wcale nierzadkim: nie znam tego Człowieka.
Im częściej jednak zapłaczemy, tym częściej sprawdzi się, co napisał Francesc Miralles, że wszyscy zaczynamy umierać od chwili narodzin. Ale po drodze zdarza się dużo zmartwychwstań. Oby jak najwięcej.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.