Ludzie działali niczym automaty. Oceniali sytuację pod gruzami i śniegiem, cofali się po sprzęt poczym wracali z powrotem. Zenonowi Jerzykowi rękawice przymarzły do palców, jeden z jego kompanów nie zdawał sobie nawet sprawy, że pracuje z krwawiącą raną nogi.
- W chłopakach jest coś takiego, że jak zobaczą miejsce akcji, to dostają mocnego kopa. Trzeba ich pilnować, żeby sobie sami krzywdy nie porobili. Idą jak burza. Jakby kpili sobie z wszechobecnego niebezpieczeństwa – relacjonuje jednym tchem Jerzyk.
Z upływem czasu prawdopodobieństwo wydobycia żywych osób malało. Ratownicy podkręcali tempo działania. Około godziny 21.00 zastęp dowodzony przez kierownika pogotowia OSRG w Bytomiu natrafił na zwłoki trzech osób leżące obok siebie. Pod nimi ratownicy dostrzegli jeszcze jedną ofiarę.
- Ktoś rzucił zdawkowo, że medyk stwierdził zgony i wypadałoby brać się za wynoszenie zwłok. No to przystąpiliśmy do uwalniania ciał. Jedno, drugie, trzecie i... w momencie, gdy kładliśmy na specjalne nosze czwartego delikwenta patrzę, a ten człowiek daje oznaki życia. Krzyczę: słuchajcie, on żyje! Dawajcie specjalistyczne nosze!... Cholera! Miałem takie przeczucie, że jeszcze tli się w nim życie. Podpadł mi wygląd twarzy – na nowo przeżywa akcję Eugeniusz Ociepka.
Zrywali kaski z głów
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.