Wejście do centralnej strefy zawalonej hali nie stanowiło dla kopalnianych zastępów ratowniczych wielkiego problemu. Warunki przypominały te, panujące pod ziemią. Na dodatek zapadł mrok.
Poczuli się w swoim żywiole. Jedni parli naprzód rozcinając poskręcane elementy konstrukcji dachu. Drudzy w tym czasie zabezpieczali przy pomocy specjalistycznego sprzętu te elementy, które groziły zawaleniem. Pierwszą, żyjącą ofiarą katastrofy, na którą natrafili był mężczyzna uwięziony pod stalowym słupem. Całkowicie przytomny i nadzwyczaj opanowany czekał na tę chwilę, jak na zbawienie. Ratownicy spędzili przy jego uwalnianiu pełną godzinę.
To właśnie on – jak wynika z relacji ratowników – pierwszy wybrał na swej komórce numer 112 powiadamiając o sytuacji wrocławskie służby ratownicze. Stamtąd wiadomość o tragedii w kilka sekund dotarła do Katowic. W ciągu następnej godziny ratownicy górniczy wydobyli z rumowiska siedmiu dalszych rannych.
Dziewięć ciał
- Mówię do chłopaków: sprawdźmy jeszcze tu, przy samych drzwiach. Wydawało mi się, że pod zwałowiskiem mogą być ludzie. Jakiś policjant odradzał, mówił, że psy dwukrotnie odwiedzały ten rejon bez skutku. A myśmy jednak poszli. Efekt? Dziewięć ciał. Najpierw zupełnie zmiażdżone zwłoki kobiety, parę metrów przerwy i dalsze ciała. Tym razem niemalże jedno przy drugim. Niektóre przymarznięte do podłoża, rozczłonkowane na części. Uderzenia stalowych konstrukcji musiały być bardzo mocne… – zawiesza głos Zenon Jerzyk, kierownik pogotowia bytomskiej OSRG.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.