Czeska policja nie postawiła nikomu zarzutów w związku z wybuchem w kopalni ČSM w Karwinie w grudniu 2018 r. Podobnie postąpiła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach, która wspólnie ze stroną czeską prowadziła postępowanie w tej sprawie.
Wyniki prac Międzynarodowego Zespołu Śledczego, który został powołany na początku 2019 r., upubliczniono 5 stycznia br. podczas konferencji prasowej w siedzibie Dyrekcji Krajowej Śląsko-Morawskiej Policji w Ostrawie.
– Górnicy ponieśli śmierć na skutek wybuchu metanu, który uwolnił się z wyrobisk po kolejnych wstrząsach, do których doszło wcześniej – poinformował gen bryg. Tomáš Kužel, dyrektor Morawsko-Śląskiej Policji.
– Dochodzenie było skomplikowane. Do wyrobisk kopalni mogliśmy wejść dopiero po kilku miesiącach. Na długość śledztwa miała również wpływ pandemia koronawirusa, podczas której śledczy mieli ograniczone możliwości prowadzenia czynności dochodzeniowych. Ponadto sporo czasu pochłonęły specjalistyczne tłumaczenia dwóch ekspertyz na język polski – powiedział Jiří Foltyn, prokurator Prokuratury Powiatowej w Karwinie, prowadzący śledztwo ze strony czeskiej.
Obserwatorów prowadzonego śledztwa najbardziej interesowały kwestie wskazań czujników metanu. Wcześniej w mediach sugerowano bowiem, że istnieje duże prawdopodobieństwo manipulowania odczytami.
– Wszystkie zainstalowane czujniki metanu działały bezpośrednio przed wybuchem prawidłowo. Zgromadziliśmy szeroki materiał i na jego podstawie można dziś stwierdzić z całym przekonaniem, że nie było tu winy ze strony pracowników. Nie stwierdzono naruszenia przepisów bezpieczeństwa. Eksplozja była spowodowana działalnością górniczą, a nie czynnikiem ludzkim – przyznał Pavel Ondruch, komisarz policji w Karwinie, który pracował nad sprawą.
Jak tłumaczył, zdarzenie nastąpiło nagle, w wyniku splotu kilku okoliczności – lekkiego wstrząsu, uwolnienia dużej ilości metanu i jednoczesnego pojawienia się iskry inicjującej wybuch, wskutek pochwycenia przez organ urabiający metalowego pręta. Zdarzeniu nie można było zapobiec.
– Nie ma mowy o żadnych niedozwolonych manipulacjach przy odczytach czujników. Myśmy ten wątek bardzo skrupulatnie badali. Nie ma żadnych okoliczności, które wskazywałyby na zawinienie jakiegoś człowieka – podkreśliła z kolei Joanna Smorczewska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Co prawda śledczy dopatrzyli się uchybień w użytkowaniu metanomierza przez sztygara zmianowego, którego czujnik na kilka godzin przed katastrofą wskazywał podwyższone stężenia metanu, lecz nie byli w stanie jednoznacznie określić, w których miejscach faktycznie doszło do przekroczenia stężenia gazu i czy sztygar na pewno naruszył swoje obowiązki. Jego czujnik nie zapisywał danych o położeniu.
W opinii biegłych, zabezpieczone dokumenty potwierdzają, iż kierownictwo kopalni wdrożyło odpowiednie procedury związane z zagrożeniem metanowym – wyrobiska były kontrolowane, wyposażone w odpowiednie czujniki, a skład atmosfery na bieżąco śledzony przez załogę.
Zarówno strona czeska, jak i polska potwierdziły wzorową i rzeczową współpracę.
– Zwłaszcza współpraca z Czeskim Urzędem Górniczym przebiegała bardzo dobrze. Polska i Czechy miały bardzo różne przepisy odnoszące się do bezpieczeństwa pracy. One się na tyle różniły, że mieliśmy wątpliwości, czy kwestie otamowania wyrobiska były prawidłowe. Według naszych przepisów nie, ale według czeskich tak. Myśmy działali w oparciu o prawo czeskie. Te otamowania miały wpływ na rozprzestrzenianie się serii wybuchów. Gdyby chodnik był otamowany według naszych przepisów, istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że nie doszłoby do takiego rozprzestrzenienia się wybuchu – tłumaczyła prok. Joanna Smorczewska.
Do postanowienia ustosunkowała się zaraz po jego ogłoszeniu Naďa Chattová, rzeczniczka OKD.
– Dla nas to bardzo ważne, aby policyjne śledztwo potwierdziło, że firma w żaden sposób nie naruszyła bezpieczeństwa pracy. Jednak wydarzenie z 2018 r. wciąż przypomina nam, jak wymagająca i specyficzna jest działalność wydobywcza i jak nieprzewidywalne mogą być jej skutki. Bezpieczeństwo pracy naszych pracowników jest dla nas nadal absolutnym priorytetem i wierzymy, że taki wypadek już nigdy się nie powtórzy – powiedziała.
Katastrofa w kopalni ČSM była jedną z największych w historii czeskiego górnictwa węglowego. Poprzednia wydarzyła się 18 października 1990 r. w zlikwidowanej już kopalni Barbara w Karwinie. Na skutek wstrząsu śmierć poniosło 30 górników.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.