Boom na węgiel trwa. O tym, jak w tej sytuacji odnajduje się prywatna kopalnia Eko-Plus w Bytomiu, portal netTG.pl rozmawiał z prezesem zarządu Mariuszem Ornatem.
- Mamy hossę na węgiel. Czy prywatna bytomska kopalnia odczuwa również ten fakt?
- To oczywiste. Przede wszystkim zwiększyliśmy produkcję, prawie dwukrotnie, w porównaniu z okresem sprzed 2021 r., kiedy ceny węgla były bardzo niskie. Dopiero przy końcu pandemii koronawirusa, gdy zaczęła się rozkręcać światowa gospodarka, to dostaliśmy mocnego kopa do przodu. Zaczęły rosnąć przychody i można było pomyśleć o prowadzeniu inwestycji pod ziemią. I te działania kontynuujemy. Na początku 2020 r., kiedy zostałem większościowym udziałowcem spółki Eko-Plus, do której należy kopalnia, wydobycie kształtowało się na poziomie 7-11 ton. Teraz sięga 15 do 18 tys. ton miesięcznie.
- Zwały świecą pustkami?
- Jeśli w ogóle możemy mówić o zwałach, bo w rzeczywistości to nie mamy na nie miejsca. Naszym głównym produktem są miały węglowe, a ich odbiorcami firmy zaopatrujące ciepłownie. W sumie mamy pięciu stałych klientów. Dla przykładu jeden z nich dysponuje dość dużą przestrzenią, na której składujemy wydobyty surowiec. Podkreślam, że nie posiadamy zakładu wzbogacania węgla, jedynie sortujemy grubsze sortymenty. Na szczęście nasz miał bez wzbogacania ma 24 MJ/kg.
- To są bardzo dobre parametry. Można by spróbować zrobić z niego ekogroszek.
- No i mamy ambicję rozwijać się w tym kierunku. Uzyskaliśmy finansowanie inwestycji polegającej na suchej przeróbce węgla. Proces polega na skanowaniu urobku promieniami rentgena. Urządzenie oddziela kamień z węgla, a następnie odbywa się jego kruszenie już za pomocą innego urządzenia i wysiany zostaje ekogroszek. I to są plany na już.
- Przyjmujecie do pracy ludzi?
- Tak. Dochodzimy z poziomu 290 do prawie 370 ludzi. Mamy tyle zadań do wykonania, że bez zwiększenia zatrudnienia nie dalibyśmy rady. Odbudowa i remonty infrastruktury są teraz priorytetem. Przebudowy, drogi wentylacyjne itp. Taka jest też prawda, że szykujemy się na cięższe czasy, bo hossa na węgiel nie będzie trwać wiecznie.
- A kiedy pana zdaniem się skończy?
- I ja bym chciał to wiedzieć, ale wierzę, że potrwa jeszcze kilka dobrych lat. Krótko rzecz ujmując, z węglem w Polsce prędko się nie rozstaniemy. Czy będzie to 2042 czy 2049 rok, nie wiem, ale z pewnością nie wcześniej.
- Co pan czuje na dźwięk słowa „dekarbonizacja”?
- Zaskoczę pana, ale dekarbonizacja jest konieczna. Szkoda tylko, że u nas polega ona głównie na zamykaniu kopalń. Trzeba było zacząć nie od ich likwidowania, a od likwidowania niskiej emisji. Dajmy coś w zamian za węgiel: fotowoltaikę, wiatraki, ale miejmy to. A teraz brakuje wszystkiego, nawet węgla, i pod względem paliwowym zależni jesteśmy od importu. Energetyka jądrowa, owszem, ale dlaczego dopiero teraz? A więc w momencie, kiedy ruszy pierwsza elektrownia atomowa, proszę o zadanie pytania o datę zamknięcia ostatniej kopalni.
- No to z innej beczki. Mamy drogą energię, co pan na to?
- Są tacy, którzy mówią, że to dobrze. Ja ich też trochę popieram. Dawniej klimatyzacja w zimie polegała na otwieraniu okna i wietrzeniu mieszkania. Gdy prąd i gaz zaczęły drożeć, ludzie wzięli się za oszczędzanie, ocieplanie domów, oszczędzanie energii, przykręcanie kaloryferów. Jestem za tańszą energią z węgla, ale też za zieloną energią.
- Wróćmy do zatrudnienia. Tylko emeryci, czy może ktoś jeszcze?
- Owszem, zatrudniamy sporą grupę doświadczonych emerytów górniczych, a także osoby, które z różnych przyczyn odeszły z firm okołogórniczych świadczących usługi dla dużych kopalń. I młodzi też u nas pracują. Główny mechanik nie ma jeszcze skończonych 30 lat. Płace mamy na poziomie firm zewnętrznych. Lata pod ziemią każdemu się liczą, są talony żywnościowe, nie ma tylko barbórki i czternastki. Przewidujemy roczną premię. Nie chcemy mieć takich sztywnych zobowiązań, ale mamy motywujący system płac.
- Był pan w banku zapytać o kredyt na działalność kopalni?
- Byłem i odesłali mnie z kwitkiem. Naszą działalność częściowo opieramy na kredytach kupieckich, np.: kupiliśmy nową lokomotywę firmy Ferrit i będziemy ją spłacać przez trzy lata. Powiem, że mocno inwestujemy w park maszynowy. Dysponujemy trzema kombajnami przodkowymi Alpina AM 50, bo też eksploatujemy systemem przodkowym. Mamy z głowy jeden problem – przetargi. Spośród ofert wybieramy najkorzystniejszą, co nie znaczy najtańszą.
- Warunki geologiczno-górnicze uważa pan za sprzyjające?
- Generalnie tak. Zagrożenie metanowe jest nieznaczne, tąpaniowe duże. W kopalni funkcjonuje dział tąpań. Jest dobre rozpoznanie zjawiska. Jak węgiel trzeszczy, trzeba wycofywać ludzi, prowadzimy szeroką profilaktykę przeciwtąpaniową, strzelamy dla odprężenia górotworu. Czyli standard.
- Na czym oszczędzacie?
- Oszczędności poczyniliśmy sporo, zaczęliśmy od siedziby. Staramy się używać maszyn energochłonnych w okresach, gdy prąd jest tańszy. Zmieniliśmy organizację pracy i system wynagradzania. Pracujemy na cztery zmiany.
- Podobno macie apetyty na nowe rejony eksploatacyjne?
- Czekamy na zgodę, aby pójść w kierunku Radzionkowa, 2 km od szybu. Jak tylko otrzymamy pozytywną decyzję RDOŚ, to wystąpimy do organu koncesyjnego o rozpoznanie złoża. Jeśli tak się stanie, zabierzemy się za otwieranie tam postawionych na początku lat 90. ub. stulecia. Na co natrafimy? To zagadka, ale gdy przystąpiliśmy 12 lat temu do otwierania wyrobisk prowadzących do innego rejonu, zastaliśmy infrastrukturę w zupełnie przyzwoitym stanie. Wyrobiska nie były nawet pozaciskane. To dobrze wróży na przyszłość.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.