Wieże szybowe są wpisane w krajobraz miast naszego regionu. Dla miejscowych są czymś naturalnym. Dla tych, którzy pierwszy raz odwiedzają Śląskie, są pewną nowością i mogą budzić szereg pytań. Jednak nawet tych, którzy znają takie konstrukcje, można czasem zaskoczyć. Takim szczególnym obiektem jest szyb Wschodni I wraz ze swoją wieżą i maszyną wyciągową. Infrastruktura ta należy do Oddziału SRK Mysłowice-Wesoła I i jest niezwykła m.in. z racji swoich rozmiarów. Można wręcz powiedzieć, że to szyb górniczy w wersji smart.
Samej jednozastrzałowej wieży nie dojrzymy z ulicy. Ma zaledwie 13 m wysokości, licząc do osi koła linowego, i znajduje się w cieniu wyższej wieży szybu Wschodniego II. Te niewielkie gabaryty sprawiają, że można pochopnie stwierdzić, że ta infrastruktura pełniła pewnie mało istotną rolę. To jednak zły trop.
To właśnie za pośrednictwem tego szybu przez lata była podawana pod ziemię podsadzka hydrauliczna, czyli mieszanina piasku i wody, którą wypełniano pustki po wybranym węglu. Ten zabieg wykonywano w celu ochrony powierzchni. W szybie wciąż znajdują się rurociągi, którymi podawano podsadzkę. Teraz jednak Wschodni I jest szykowany do nowej roli. Zabudowano przy nim potężną stację wentylatorów.
Jak na Titanicu
– W czasie mojej ścieżki zawodowej nie natrafiłem na taki szyb i na taką wieżę. Od razu zwróciły one moją uwagę – mówi dyrektor Oddziału SRK Mysłowice-Wesoła I Janusz Czarnecki. To właśnie dzięki jego staraniom i decyzji zarządu SRK udało się ocalić ten obiekt przed likwidacją.
– Załoga wskazała, że szyb i znajdująca się w nim maszyna są w doskonałym stanie i mogą jeszcze posłużyć. Szyb wydechowy, który tu powstaje, miał nie posiadać wyciągu. Zaczęliśmy analizować sytuację i okazało się, że ekonomicznie bardziej uzasadnione jest pozostawienie tej infrastruktury niż jej likwidacja. Ponadto oba szyby, czyli I i II, będzie obsługiwać ta sama załoga – mówi dyrektor.
Szyb Wschodni I w nowej, wentylacyjnej roli, ma działać co najmniej do 2041 r., czyli zgodnie z aktualną umową społeczną do końca fedrowania sąsiedniej kopalni Mysłowice-Wesoła, należącej do Polskiej Grupy Górniczej.
– Średnica rury szybowej ma tu 4 m, a obudowa jest zrobiona z cegły na zaprawie cementowej. Warto też zwrócić uwagę na samą wieżę. Tu do łączenia elementów stali profilowej używano nitów i śrub, jak na Titanicu. Żadnego spawania. To wszystko w zasadzie wygląda tak jak przed laty, gdy było budowane. Życzyłbym wszystkim, którzy budują teraz cokolwiek, by to przetrwało tyle czasu w tak dobrym stanie – mówi dyrektor.
Sercem szybu jest maszyna wyciągowa. W tym miejscu znajduje się od 1938 r. Jednak, jak mówi dyrektor, 12 lat wcześniej była używana do głębienia szybu Sas w kopalni Mysłowice.
– Wiemy to z dokumentacji koncesyjnej z 1959 r., ale przypuszczamy, że jest starsza. Nie chcemy jej wypominać wieku, bo to w końcu kobieta. Jednak ta nasza stulatka jest w formie nastolatki, co jest zasługą ludzi, którzy przez lata tu pracowali i wykazywali się ogromną kulturą techniczną – mówi dyrektor.
Prawie sześć minut jazdy
O maszynie najwięcej może powiedzieć osoba, która na co dzień ma z nią styczność.
– Wszystko, co wiem, to wiedza, którą zebrałem z rozmów z innymi maszynistami i inżynierami, z którymi miałem okazję tu współpracować przez ponad 30 lat – mówi maszynista Mariusz Koryczan, siedząc w fotelu przed dźwigniami służącymi do kierowania maszyną.
– Ten szyb naprawdę się wyróżnia. Sięga do poziomu 340 m i nie ma tu rząpia. Znajduje się w nim dziewięć rurociągów – sześć podsadzkowych, jeden powietrzny, jeden przeciwpożarowy i jeden odwadniający – wylicza.
Za ruch odpowiadają dwa silniki: jeden podstawowy o mocy 110 kW, drugi rezerwowy o mocy 100 kW na napięcie 380 V. Umożliwiają one jazdę do 1 m/s. To oznacza, że podróż na poziom 340 trwa blisko sześć minut.
– To maszyna z liną z jednym końcem. To oznacza, że lina zwija się na bęben i zawieszone jest tylko jedno naczynie bez liny wyrównawczej czy przeciwciężaru – dodaje maszynista.
To naczynie, czyli szola, też ma adekwatne wymiary. Wynoszą one 1,2 m x 1,3 m x 1,98 m. Maksymalnie można nim przewieźć 500 kg lub 4 osoby.
– Gdy obsługuje się taką maszynę, to ma się do niej szacunek i pojawia się taka nutka nostalgii. To 100 lat historii i kilka pokoleń pracowników. Niezwykłe jest to, że ona wciąż doskonale działa i nie ma z nią wielkich problemów. To coś szczególnego i cieszymy się, że udało się ją zachować – mówi Mariusz Koryczan.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.