Fala upałów jest już w Polsce. Termometry według prognoz mają wskazywać nawet 34-36 st. C w cieniu. Czy pobijemy rekord zapotrzebowania na prąd w okresie letnim? Obecnie obowiązujący wystąpił 15 lipca ub.r. i wyniósł 24 533 MW. Z kolei rekord zimowy padł 18 stycznia 2021 r. i był spowodowany wysokimi mrozami. Tego dnia około 10.50 zapotrzebowanie sięgnęło 27 380 MW. Poprzedni wyniósł 26 817 MW i został odnotowany 10 grudnia 2020 r.
Według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych 15 lipca 2021 r. o godz. 12.30 zapotrzebowanie na moc wyniosło 24 533 MW, a średnie godzinowe zapotrzebowanie wyniosło 24 317 MW. Nie wystąpiły tego dnia zakłócenia w pracy Krajowego Systemu Elektroenergetycznego.
Zimą lubimy ciepło, latem – jego nadmiar jednak mocno nam przeszkadza. Dlatego na potęgę kupujemy klimatyzatory, niestety bardzo „energożerne”. Ten luksus w tym roku będzie wyjątkowo drogi ze względu na ceny energii, ale też płaci za niego polska energetyka, która nadal nie dostosowała w pełni sieci do tak dużego przesyłu.
PSE informują, że takie rekordy bijemy zazwyczaj w okolicach godz. 13.15, czyli w najgorętszym momencie dnia, kiedy klimatyzatory i chłodnie pracują pełną parą.
Czy z powodu letnich upałów zagrożenie blackoutem jest wysokie? Może tak się zdarzyć. Z każdym dniem wysokich temperatur, a to zapowiadane jest na lipiec, rośnie jednak ryzyko awarii sieciowych, które zaczynają się przegrzewać.
Warto też pamiętać, że stare bloki węglowe do chłodzenia używają wód z rzek. W 2015 r. przez upały, susze i związany z tym niski stan wód część elektrowni mocno ograniczyła swoje moce. W efekcie doszło do luki w systemie i wprowadzono po raz pierwszy od 30 lat tzw. stopnie zasilania, czyli ograniczenie dostaw energii dla przemysłu. Póki co wody nie brakuje, ale to może się szybko zmienić.
Z pomocą rusza nam fotowoltaika, która ma coraz większe znaczenie dla krajowego systemu energetycznego, ale nie jest to stabilne źródło, dlatego trzeba szukać innych możliwości. URE podaje, że do 2034 r. firmy energetyczne planują oddać do eksploatacji łącznie ponad 14,2 GW nowych mocy wytwórczych, z czego najwięcej stanowić mają morskie farmy wiatrowe (4,8 GW), bloki gazowe (4,4 GW) i fotowoltaika (2,8 GW). W tym samym czasie miały zostać wycofane z eksploatacji bloki o łącznej mocy 18,8 GW. To te oparte głównie na węglu kamiennym (12,8 MW) i brunatnym (5,3 MW). Teraz ze względu na kryzys energetyczny w Europie, wywołany polityką Kremla, to się zmieni. Praca bloków węglowych ma być przedłużona.
Warto pamiętać o tym, co w sierpniu 2019 r. wydarzyło się w Wielkiej Brytanii. Nastąpił tam częściowy blackout spowodowany niemal jednoczesnym odłączeniem od sieci elektrowni gazowej Little Barford i morskiej farmy wiatrowej Hornsea. National Grid, brytyjski operator sieci przesyłowej, zmuszony był późnym popołudniem ograniczyć dostawy energii elektrycznej do odbiorców. Po około półtorej godziny udało się opanować sytuację.
Wcześniej takie zdarzenia miały też miejsce w RPA, Argentynie czy na nowojorskim Manhattanie. W Nowym Jorku w lipcu 2019 r. doszło do pożaru transformatora. Awaria spowodowała wstrzymanie dopływu prądu do ok. 38 tys. odbiorców. Została usunięta po kilku godzinach.
W sprawie bezpieczeństwa energetycznego stąpamy po bardzo cienkiej linie. Czy tego lata ona pęknie?
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.