Dariusz Gierek, szef Regionalnej Sekcji Ciepłownictwa NSZZ Solidarność w Katowicach oraz wiceprzewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności w rozmowie z portalem netTG.pl przestrzega przed możliwą zapaścią branży ciepłowniczej: - Już teraz mam sygnały, że część spółek ciepłowniczych jest zmuszona zastawiać w bankach swój majątek, żeby mieć środki na prowadzenie bieżącej działalności, wypłaty dla pracowników czy inne opłaty. Z każdym kolejnym miesiącem ta sytuacja będzie się pogłębiać i jeśli branża zostanie pozostawiona bez pomocy, to czeka nas fala bankructw – ostrzega Gierek.
- Wszyscy boimy się nadchodzącej zimy. Jak sytuacja wygląda z perspektywy branży ciepłowniczej?
- Nikt nie ma wątpliwości, że czeka nas bardzo ciężka zima – zarówno odbiorców, jak i spółki ciepłownicze, które już znalazły się w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Ceny paliw, które są głównym kosztem w działalności spółek z naszej branży, skoczyły drastycznie w górę o prawie 300 proc. w przypadku gazu i niewiele mniej w przypadku węgla. Wzrosły też znacznie pozostałe koszty działalności. W efekcie finał może być taki, że znaczna część przedsiębiorstw z tej branży może po prostu nie przetrwać tej zimy i będzie zmuszona ogłosić upadłość. Już teraz mam sygnały, że część spółek ciepłowniczych jest zmuszona zastawiać w bankach swój majątek, żeby mieć środki na prowadzenie bieżącej działalności, wypłaty dla pracowników czy inne opłaty. Z każdym kolejnym miesiącem ta sytuacja będzie się pogłębiać i jeśli branża zostanie pozostawiona bez pomocy, to czeka nas fala bankructw.
- To z pewnością oznacza kolejne podwyżki dla odbiorców?
- Tu sprawa nie jest taka prosta. Żeby ciepłownie mogły wyjść na zero, to ceny dla odbiorców indywidualnych musiałyby wzrosnąć o 300 proc. To niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze takich podwyżek ludzie by nie udźwignęli. Po drugie wysokość taryf zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki, a ceny za ciepło maksymalnie mogą wzrosnąć o 30 proc.
- Ciepłownictwo już przed obecnym kryzysem paliwowym było w trudnej sytuacji z powodu rosnących opłat za emisję CO2. To skłaniało przedsiębiorstwa z branży ciepłowniczej do przechodzenia na gaz.
- Ta transformacja ciepłownictwa przez cały czas trwa. Oprócz kwestii rosnących opłat emisyjnych ogromny wpływ miała tutaj duża presja ze strony polityków. Obecnie blisko połowa ciepłowni w Polsce przeszła już w jakimś stopniu z węgla na paliwo gazowe, choć trudno to jednoznacznie oszacować, bo wiele zakładów realizuje ten proces etapami i funkcjonuje w jakiejś części w oparciu o paliwo gazowe, a w pozostałej wciąż wykorzystuje węgiel. Natomiast teraz okazało się, że przejście na gaz zamiast poprawić sytuację finansową ciepłowni tylko ją pogorszyło. Te przedsiębiorstwa musiały na to zaciągnąć duże kredyty, a ceny gazu skoczyły drastycznie.
- Oprócz finansów pozostaje jeszcze kwestia dostępności paliwa.W tym przypadku zarówno ciepłownie gazowe, jak i węglowe już teraz mają albo wkrótce będą miały spore problemy. Jeśli chodzi o ciepłownie gazowe, to nikt nie ma już wątpliwości, że jak na dobre rozpocznie się sezon grzewczy, czyli wraz z początkiem października, to gazu po prostu zabraknie. Przez cały czas słyszymy zapewnienia, że magazyny gazu w terminalu w Świnoujściu są pełne, więc problemów nie będzie. Jednak biorąc pod uwagę ich pojemność, która tak naprawdę nie jest jakaś przesadnie duża, to problemów nie unikniemy.
Niestety, takie same problemy mają ciepłownie opalane węglem. O tej porze place przy ciepłowniach powinny już być zapełnione pryzmami węgla przygotowanego na sezon grzewczy, ale niestety w wielu miejscach świecą pustkami. I z informacji, które do nas napływają, wcale nie widać, żeby w najbliższych tygodniach coś się miało zmienić. W najgorszej sytuacji są ciepłownie, które do tej pory sprowadzały węgiel ze Wschodu, czyli większość przedsiębiorstw na ścianie wschodniej. W najlepszej sytuacji są ciepłownie na Śląsku, które są usytuowane na terenach kopalń i są połączone taśmociągami z kopalniami, co zapewnia im stałe dostawy węgla. W takim przypadku zwykle ceny dostarczanego węgla są też bardzo atrakcyjne. Chociaż to też zaczęło się ostatnio zmieniać i Polska Grupa Górnicza czy Tauron Wydobycie zaczynają podwyższać tym zakładom ceny. Dodatkowym atutem jest też wykorzystanie w niektórych zakładach kopalnianego metanu.
- Jakie jest wyjście z tej sytuacji?
- Jeśli chodzi o deficyt węgla i gazu, to nie ma żadnego sensownego. Chyba już czas zacząć mówić otwarcie o tym, że podczas tegorocznej zimy będziemy musieli liczyć się z okresowymi przerwami w dostawach ogrzewania i ciepłej wody oraz przygotowywać się do tego.
Natomiast jeśli chodzi o kwestie finansowe, to branża ciepłownicza potrzebuje wdrożenia pilnego programu ratunkowego. Przede wszystkim powinny zostać ustalone stałe ceny na gaz i węgiel dla ciepłowni, które byłyby subsydiowane z budżetu państwa. Żeby uchronić przedsiębiorstwa ciepłownicze, potrzebna jest też doraźna pomoc finansowa tak, aby mogły one prowadzić bieżącą działalność i pokrywać wszystkie koszty. Jeśli te działania nie zostaną szybko wdrożone, to część ciepłowni po prostu nie przetrwa tej zimy.
Kwestią, która wymaga też zmian, są opłaty za emisję CO2. Ciepłownie węglowe wpłacają z tego tytułu ogromne pieniądze do budżetu, które potem znikają i nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Skoro ciepłownie płacą kary za emisję, to logiczne byłoby, aby te pieniądze w jakiejś części wracały do ciepłowni na inwestycje pozwalające uniknąć tych emisji.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.