Dwudniowa wizyta Joe Bidena - prezydenta Stanów Zjednoczonych w Arabii Saudyjskiej, jaka miała miejsce w piątek i sobotę, 15-16 lipca, jest potwierdzeniem, że oba te kraje jeszcze do niedawna będące bliskimi sojusznikami, dziś są już tylko partnerami. Sprawy polityki klimatycznej nie są jedyne, ani nawet najważniejsze, które dzielą polityków obu tych państw.
Niemniej wszystkie skomplikowane relacje na Bliskim Wschodzie są ze sobą powiązane i nawzajem oddziaływują na inne sporne kwestie, których na tym terenie nie brakuje. Są one z dużą uwagą i dokładnością śledzone i omawiane w kluczowych mediach Izraela. Ich wartość polega nie na stronniczym komentowaniu wydarzeń, ale na kompetentnym i dalekim od wszelkiej cenzury ich omawianiu w realnych i rzeczywistych zależnościach. Tak też jedno z kluczowych mediów Izraela, jakim jest wydawana w języku hebrajskim i angielskim, gazeta internetowa Haaretz.com., która wizytę amerykańskiego prezydenta relacjonuje z dokładnością do godziny, a bywa nawet, że i częściej. Z tego powodu nie ma możliwości omówienia jej wielostronicowych problemów. Choć prezydent zarzekał się, że nie poruszy w swoich rozmowach spraw związanych z kryzysem energetycznym i możliwym ograniczeniom jego skutków przez Arabię Saudyjską, to problem ten podjęli jego arabscy gospodarze.
Wspomniana izraelska gazeta z goryczą już w tytule obszernej analizy na ten temat pisze, że USA znów są uzależnione od arabskiej ropy naftowej, więc zagrożenia ze strony Iranu mogą poczekać (The U.S. Is Dependent on Arab Oil Again, So the Iranian Threat Can Wait). O ile sprawa irańskiego zagrożenia dla Izraela jest pierwszoplanowa, to dla USA i Europy priorytetem są dostawy ropy naftowej, które mogą uzupełnić jej ubytki powstałe na skutek rosyjskiego embarga.
W Dżuddzie Biden odbył dwustronne spotkania z saudyjskimi urzędnikami, w tym z królem Salmanem i księciem koronnym Mohammedem bin Salmanem. Omawiał globalny kryzys energetyczny i wziął udział w szczycie GCC+3 (Rada Wsłpracy Zatoki Perskiej – Gulf Cooperation Council) wraz z przywódcami ZEA, Bahrajnu, Kuwejtu, Omanu, Kataru, Iraku, Egiptu i Jordanii. Na konferencji tej książę powiedział, że Arabia Saudyjska ogłosiła zwiększenie swoich zdolności produkcyjnych do 13 milionów baryłek ropy dziennie do 2027 r. z 12 milionów obecnie, a „po tym czasie Królestwo nie będzie miało już możliwości zwiększenia produkcji”.
Jednocześnie stwierdził, że potrzebne są dalsze inwestycje w technologie paliw kopalnych i czystej energii, aby zaspokoić globalny popyt. Zaznaczył on, że przyjęcie nierealistycznej polityki redukcji emisji poprzez wykluczenie głównych źródeł energii doprowadzi w nadchodzących latach do bezprecedensowej inflacji i wzrostu cen energii, wzrostu bezrobocia oraz pogorszenia poważnych problemów społecznych i bezpieczeństwa.
Izraelska gazeta komentując te wypowiedzi, przypomina, ze Saudyjczycy mają duże rezerwy ropy naftowej przechowywane w Holandii, Egipcie i Japonii, a także w pięciu tajnych miejscach w królestwie, które gwarantują dostawy przez około trzy miesiące. Pomaga to wtedy, gdy Saudyjczycy muszą wstrzymać produkcję z powodu konserwacji. Te strategiczne rezerwy zostały również wykorzystane, gdy rebelianci Huti z Jemenu zaatakowali obiekty naftowego giganta Aramco. O tym, że relacje arabsko-amerykańskie nie są najlepsze, świadczy wypowiedź ministra spraw zagranicznych Arabii Saudyjskiej, której udzielił po powrocie prezydenta USA do kraju. Książę Faisal bin Farhan powiedział dziennikarzom, że nie są mu znane żadne dyskusje podczas sobotniego szczytu GCC+3 na temat szeroko reklamowanego regionalnego sojuszu obronnego, który hipotetycznie obejmowałby Izrael. Minister spraw zagranicznych powiedział również, że decyzja Rijadu o otwarciu swojej przestrzeni powietrznej dla wszystkich lotów, w tym lotów do Izraela, nie ma nic wspólnego z normalizacją więzi z Izraelem i nie wskazuje na dalsze kroki w kierunku normalizacji.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.