Na ziemiach polskich konie „przygodę” z górnictwem rozpoczęły i zakończyły w kopalni soli Wieliczka. Miały się pojawić na dole tej żupy już w XVI stuleciu. A ostatni czworonóg wyjechał z niej na powierzchnię w 2002 r. Była to Baśka, która pracowała na trzecim poziomie przez 13 lat. Górniczą emeryturę spędziła w schronisku w Jankowicach koło Pszczyny. Odeszła pod koniec 2015 r.
Zwiedzając zabytkowe kopalnie, natrafimy na ślady czworonożnych pomagierów górników. Stajnie z manekinami koni spotkamy w Wieliczce, kopalni Guido, Sztolni Królowa Luiza.
W kopalniach węgla kamiennego koni do pracy zaczęto używać w pierwszej połowie XIX w. Początkowo spuszczano je w specjalnej uprzęży zadem w dół, czego inscenizację można zobaczyć w kopalni Guido (na zdjęciu). Konie ciągnęły wózki z urobkiem pod szyb, a później puste do przodków. Chodziły w kieratach, które napędzały pompy odwadniające oraz kołowroty w wyciągach szybowych i w pochylniach.
Pracowały ciężko, ale miały swoje prawa regulowane przez przepisy górnicze. Każdy czworonóg musiał mieć własny boks z tabliczką ze swoim imieniem, rokiem urodzenia, krótkim życiorysem. Ba, miał też swoją szychtownicę z liczbą przepracowanych dniówek i czasem odpoczynku. Miał prawo do wolnej niedzieli. W okresie międzywojennym należało mu się również 20 m sześc. wentylowanego powietrza na minutę. Górnikowi musiało wystarczyć 5 m.
W kopalniach węglowych rozstano się z końmi pracującymi na dole w 1956 r.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.