Rozmowa z dr. inż. TOMASZEM BURYM z Katedry Techniki Cieplnej Politechniki Śląskiej w Gliwicach.
Wraz z wybuchem wojny w Ukrainie i zagrożeniem związanym z działaniami wojennymi w pobliżu elektrowni jądrowych pojawił się strach, czym to się może skończyć. Czy elektrownia jądrowa – jak straszą niektórzy – to potencjalna bomba atomowa?
W reaktorach jądrowych z przyczyn czysto fizycznych nie jest możliwy wybuch jądrowy. To nie znaczy, że w takim reaktorze nie może dojść do wybuchu, bo historia pokazała, że takie zdarzenia miały miejsce. Może dojść do wybuchu typu kotłowego, który jest spowodowany wzrostem ciśnienia najczęściej pary wodnej w zamkniętej przestrzeni, co miało miejsce podczas katastrofy w Czarnobylu. Drugi rodzaj wybuchu to wybuch chemiczny.
W tym przypadku wodór, który powstaje w reakcji pary wodnej z materiałem koszulek paliwowych, zostaje uwolniony do przestrzeni, w której znajduje się powietrze, czyli również tlen. Taki scenariusz to był drugi wybuch w Czarnobylu (chociaż tutaj głównym źródłem wodoru była reakcja pary wodnej z grafitem), albo awaria, z którą mieliśmy do czynienia w elektrowni Fukushima. Trzeba jednak pamiętać, że tego typu sytuacja jest najgorszym scenariuszem, jeżeli chodzi o wodne reaktory jądrowe i nie ma on nic wspólnego z wybuchem jądrowym. W reaktorach, które pracują w Ukrainie, nie może do niego dojść, bo jeżeli w obiegu zamkniętym chłodzenia pojawi się para wodna, to reakcja rozszczepienia natychmiast zacznie zamierać.
Każda działalność człowieka rodzi pewne zagrożenia i tak samo jest z energetyką jądrową. To, co możemy zrobić, to zdawać sobie sprawę, że takie zagrożenia istnieją, i zrobić wszystko, żeby nie doszło do żadnych awarii, a zwłaszcza tych najgroźniejszych związanych z uszkodzeniem rdzenia i emisją promieniowania do otoczenia. Natomiast nie można tego demonizować i porównywać reaktora jądrowego do bomby jądrowej.
Zacznijmy od Czarnobyla, który został zajęty przez Rosjan już w pierwszych dniach wojny. Jakie zagrożenie w przypadku działań wojennych może stanowić?
Zagrożeniem jest to, co znajduje się pod sarkofagiem, czyli pozostałości zniszczonego przez dwa wspomniane wybuchy reaktora nr 4. Uszkodzenie tego sarkofagu mogłoby skutkować uwolnieniem jakiejś radioaktywności do otoczenia. Trudno oszacować, jakie byłoby potencjalne zagrożenie z tego tytułu, bo nikt dokładnie nie wie, co tam się znajduje i ile promieniotwórczości zostało wcześniej uwolnionej podczas jego katastrofy. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że nawet gdyby doszło do jakiegoś rozszczelnienia, to skażenie byłoby mniejsze niż po katastrofie w 1986 r.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.