Tytułowa kwestia - czarne chmury - w sprawie szczytu COP26 dotyczy zarówno najważniejszych jej ustaleń, jak i nieciekawej rzeczywistości dotyczącej powodzi w północno-zachodniej Wielkiej Brytanii, czyli akurat tam, gdzie odbywa się ta konferencja. Tuż przed jej otwarciem London News Today napisał, że z powodu powodzi odwołano pociągi z Londynu do Glasgow. Podmyte zostały mosty i wiadukty kolejowe. The Economic London pisze, że ulewy na tym terenie miały charakter „biblijny”. Mieszkańców regionu objętego powodzią wezwano, aby nie wychodzili z domów bez ważnej przyczyny.
Inne brytyjskie media w podobnym tonie relacjonują gwałtowne opady w tym rejonie związane z głębokim niżem nasuwającym się od strony Oceanu Atlantyckiego. Zauważa się, że brytyjski klimat nie sprzyja politycznej wojnie z jego skutkami. Prognozy pogody dla konferencji nie są najlepsze. Po przejściu fali powodziowej, ma nadejść mróz z północy. Jest mało prawdopodobne, aby politycy zgromadzeni w Glasgow w jakikolwiek sposób mogli temu zapobiec. Pozostawiając meteorologom zmartwienia pogodowe, warto zauważyć, że zgromadzone tam grono polityków nie ma jednolitego zadnia na temat, co należy dalej czynić w sprawach klimatycznych.
Pogoda dla bogaczy
Tuż przed rozpoczęciem COP26 przedstawiciele najbogatszych krajów świata spotkali się w Rzymie, jako struktura G-20, aby przygotować wytyczne, zobowiązania, uzgodnienia i propozycje dla mającej rozpocząć się dzień później konferencji klimatycznej w Glasgow. G-20 przewodniczył premier Włoch Mario Draghi, który komunikat końcowy, będący zaprzeczeniem wszystkich wspomnianych celów tego spotkania uznał za „sukces”.
Prezydent USA Joe Biden powiedział dziennikarzom: - Jestem rozczarowany faktem, że Rosja i Chiny w zasadzie pod tym względem nie podjęły jakichkolwiek zobowiązań do radzenia sobie ze zmianami klimatycznymi.
Chociaż G20 zobowiązało się do zaprzestania finansowania energetyki węglowej za granicą, to nie ustalono harmonogramu jej wycofywania w kraju i złagodzono treść obietnicy zmniejszenia emisji metanu – kolejnego silnego gazu cieplarnianego. Reuters w komentarzu z tego spotkania podkreśla, że G20, do której należą Brazylia, Chiny, Indie, Niemcy i Stany Zjednoczone odpowiada za 60 proc. światowej populacji i szacunkowo 80 proc. światowych emisji gazów cieplarnianych oraz sugeruje, że proces ich ograniczenia, struktura ta winna zacząć od siebie, a nie odwrotnie.
W przeciwieństwie do G-20 konferencja w Glasgow gromadzi 200 znacznie biedniejszych krajów, które mają sfinansować gigantyczne wydatki związane z globalną polityką klimatyczną. Końcowy komunikat G20 składający się z ogólnikowych i bezterminowych obietnic zdenerwował nawet zielone środowiska sprzyjające tej inicjatywie.
Haniebne niedotrzymywanie obietnic
Brytyjski The Guardian pisze, że bogate kraje uzgodniły w 2009 r., że co najmniej 100 mld dol. rocznie będzie przekazywane do krajów rozwijających się ze źródeł sektora publicznego i prywatnego do 2020 r., aby pomóc biednym krajom ograniczyć emisje gazów cieplarnianych i poradzić sobie ze skutkami kryzysu klimatycznego. Cel ten jak dotąd nie został osiągnięty, zagrażając zaufaniu krajów rozwijających się do porozumienia klimatycznego z Paryża z 2015 r. i do celów COP26, który rozpoczął się w Glasgow w minioną niedzielę. Eksperci stwierdzili jednak, że to „haniebne”, że kraje rozwinięte nie wywiązują się ze swoich obietnic, aby pomóc najbiedniejszym na świecie, którzy zmagają się z kryzysem klimatycznym, który nie był przecież ich pomysłem.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.