- W ciągu 20 lat sędziowania zdarzyła się panu jakaś zabawna sytuacja na murawie?
- Było ich wiele. Ja pamiętam jedną z meczu drużyn kobiecych. W pewnym momencie zawodniczka przyjęła bardzo długie podanie na klatkę… albo raczej na biust. W tym momencie zgromadzeni na trybunach kibice chóralnie westchnęli. Uśmiałem się.
- Ale w karierze sędziego bywają również sytuacje, o których chciałoby się jak najszybciej zapomnieć.
- To prawda. One są najczęściej związane z bezpieczeństwem. Mecze wysokich lig i ważne turnieje są odpowiednio zabezpieczane. Te w klasach niższych przeciwnie. Kibice bywają różni. Dosłownie siedzą sędziom na plecach, wyzywając od najgorszych. Zdarzyło się, że zaraz po meczu wyłamali płot i wpadli na murawę. Trzeba było brać nogi za pas. Tego rodzaju incydenty zawsze były dla mnie przyczynkiem do rozważań w stylu: po co ja w ogóle się w to wszystko bawię? Czy to jest mi do czegoś potrzebne? Ale trzeba było zacisnąć zęby i gwizdać dalej, często po trzy, cztery razy w tygodniu. To wszystko kosztem czasu prywatnego. Sędziowanie wiąże się z wyjazdami. Traktowałem je po części jako wypady turystyczne. Zwiedziłem trochę kraju. Mile wspominam tamten okres. Był dla mnie ciekawym spotkaniem z futbolem od kuchni. Zawarłem wiele cennych przyjaźni, które trwają do dziś.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Nie mam większych uwag. Jako sędzia piłkarski zawsze będę bronił każdej sędziowskiej decyzji. Tyle wystarczyło żeby dalej nie czytać. Bronie sędziów bo też jestem sędzią. Kasta. ŻENADA!