Jak w obliczu nadchodzących zmian może wyglądać przyszłość kształcenia kadr dla górnictwa? Czy ta ścieżka jest perspektywiczna i młodzi ludzie powinni rozważać ją przy wyborze swojego przyszłego zawodu? O tym rozmawiamy z prof. MARKIEM CAŁĄ, prezydentem Międzynarodowego Komitetu Organizacyjnego Światowego Kongresu Górniczego, dziekanem Wydziału Górnictwa i Geoinżynierii Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Rrozmawiamy też m.in. o tym, jak powinna wyglądać transformacja regionów górniczych w naszym kraju, jak pandemia wpływa na światowe górnictwo oraz jak inne kraje podchodzą do tematu dekarbonizacji.
- Na początek gratuluję reelekcji na stanowisko prezydenta Międzynarodowego Komitetu Organizacyjnego Światowego Kongresu Górniczego. Jak taka organizacja odnajduje się w tej zmieniającej się górniczej rzeczywistości? Mam tu na myśli po pierwsze dążenie coraz większej liczby krajów do dekarbonizacji, a po drugie pandemię, która od ponad roku wpływa na światowy przemysł.
- Co do pandemii, to w grudniu podczas naszego posiedzenia ustaliliśmy, że po krótkim, chwilowym wahnięciu w marcu, w trzecim i czwartym kwartale ub.r. produkcja na świecie powróciła do normalnego poziomu i pandemia nie miała większego wpływu na światowe górnictwo. Jeśli chodzi o dekarbonizację, to trzeba rozróżnić sprawę Europy od USA, Chin czy Indii. Te kraje mają swoją politykę dekarbonizacyjną i przykładowo Chiny neutralność klimatyczną zamierzają osiągnąć dopiero w roku 2060, zaś na rok 2030 planują szczytową emisję dwutlenku węgla.
- Najnowsze dane mówią, że po raz pierwszy od lat na świecie wzrosła ilość energii wytwarzanej z węgla, właśnie za sprawą Chin.
- Dokładnie tak. Oni się nie przejmują, tylko wydobywają węgiel. Chińczycy i Hindusi są potężnymi członkami Światowego Kongresu Górniczego. My, Polacy, władamy nim od 1958 r. i jest to stowarzyszenie ponadpolityczne. Górnikom zawsze udawało się ze sobą dogadać. Czy jedyna perspektywa branży to natychmiastowa dekarbonizacja? Raczej nie, stopniowa tak, bo jeśli stawiamy na energetykę odnawialną, to do wytworzenia tych nowoczesnych maszyn potrzebujemy jeszcze więcej surowców. Niekoniecznie węgla, ale np. pierwiastków krytycznych.
Należy jednakże stwierdzić, że w języku urzędowym Unii Europejskiej w programie Horyzont 2021-2027 nie pojawiają się takie słowa jak górnictwo czy wydobycie, ale jest już mowa o surowcach i eksploracji. Będziemy zatem eksplorować surowce naturalne. Przodują w tym kraje skandynawskie. Polska to ostatni kraj węglowy, trzymający jeszcze wysoki poziom wydobycia węgla kamiennego, ale przecież oprócz tego mamy ponad 7 tys. zakładów odkrywkowych. Nie ma więc obaw, górnictwo się na pewno nie skończy i będzie się rozwijać. Okazuje się, że dla Unii złe jest tylko górnictwo węglowe. Zwłaszcza podziemne, bo podziemne w Polsce jest złe, ale odkrywkowe w Niemczech już nie. Tam wydobywają prawie trzy razy więcej od nas, ale w polityce europejskiej nie mówi się o tym negatywnie. Oni też mają elektrownie węglowe, ale niestety retoryka jest taka, że to my trujemy najbardziej. Wracając jednak do perspektyw dla kongresu. Ta organizacja opiera się przede wszystkim na połączeniach biznesowych. W tym roku mieliśmy się spotkać w Australii, ale ze względów pandemicznych przełożyliśmy to na rok 2023.
Kolejne kongresy chcą organizować takie kraje jak Peru, Rosja czy też Mongolia. Na takie wydarzenia przyjeżdżają przedstawiciele 40-50 krajów. Plany są dość świetlane. Brzmi to trochę paradoksalnie, bo wszystkim wydaje się, że górnictwo się kończy, ale nie oszukujmy się – tak długo, jak długo potrzebne będą surowce, górnictwo będzie istnieć.
- Pamiętam, że w ubiegłym roku podczas konferencji w kopalni Pniówek mówił pan, że górnictwo stanie się zawodem elitarnym, właśnie ze względu na to, jak branża się zmienia.
- Tak. Tutaj dokonuje się już nawet nie ewolucja, a rewolucja. To się dzieje bardzo szybko. Coraz szybciej wchodzą do produkcji nowoczesne maszyny, co jest niezbędne, bo sięgamy po surowce coraz głębiej. Górnicy będą wysokiej klasy specjalistami, którzy będą operować urządzeniami z powierzchni lub z podziemi, ale raczej nie z tego miejsca, gdzie maszyny będą pracować. To już się dzieje. W większości śląskich kopalń węglowych raczej tego nie zobaczymy, ale już np. w zakładach wydobywczych Jastrzębskiej Spółki Węglowej czy w Bogdance spodziewam się tego bardzo szybko.
- Skoro mowa o węglu, jak wyobraża pan sobie transformację regionów górniczych w naszym kraju? W szczególności Górnego Śląska, tak bardzo związanego z tą branżą? Wiemy, że rozmowy związkowo-rządowe trwają, natomiast nie są to rozmowy o tym, czy likwidować, ale o tym, jak szybko.
- To będzie bardzo długi proces. Zagłębie Ruhry likwidowano przez kilkadziesiąt lat i ciągle ten region nie może się odbudować. Dalej trwają prace rekultywacyjne, rewitalizacyjne. Nie można po prostu zakończyć eksploatacji. Zostają problemy takie jak np. odwadnianie. Pompownie na Górnym Śląsku będą pracowały jeszcze bardzo długo. To będą procesy, które potrwają przez całe dekady, szczególnie w takim regionie. Tu musi powstać coś dużego w zamian, jakiś inny rodzaj przemysłu, dać perspektywy i szanse zatrudnienia, ale na razie perspektywy w tym zakresie są dość mgliste. Zaś koszty na pewno będą ogromne, liczone w miliardach euro.
- Czy myśli pan, że w dzisiejszej Europie jest jeszcze sens lobbować za węglem, czy raczej już tylko za tym, aby pomoc na transformację była jak największa?
- Niestety nasz węgiel kamienny nie jest cenowo konkurencyjny. Pomijając Bogdankę i JSW, raczej trzeba zastanawiać się, jak to powoli i rozsądnie wygaszać, mając na uwadze sprawy społeczne oraz przestawienie całej energetyki na nową jakość. Na pewno ciekawą i rozsądną opcją jest elektrownia atomowa, ale jak długo można o tym mówić zamiast budować?
- Jak w takim razie widzi pan przyszłość kształcenia kadr dla tego zmieniającego się górnictwa? Czy ta ścieżka jest perspektywiczna i młodzi ludzie powinni rozważać ją przy wyborze swojego przyszłego zawodu?
- Prawda jest taka, że młodzi ludzie absolutnie nie chcą słyszeć dziś o studiowaniu czegoś tak „złego” jak górnictwo, które jest winne wszelkim grzechom. Nawet za pandemię już raz obwiniano przecież Śląsk i górników. Górnictwo kojarzy się z węglem – kamiennym i brunatnym, czyli czymś przeznaczonym do likwidacji. Natomiast zarobki osób, które dziś studiują górnictwo, mogą okazać się daleko większe niż oni sami się spodziewają. Jeśli młody człowiek skończy dobrą uczelnię, jaką jest AGH z jej najstarszym wydziałem – Górnictwa i Geoinżynierii, zna język angielski, a najlepiej przy tym jeszcze hiszpański lub francuski, to po krótkiej praktyce czekają na niego zarobki rzędu kilkunastu tysięcy dolarów miesięcznie.
- Rozumiem, że mowa o pracy poza granicami naszego kraju, a nawet kontynentu?
- Mówimy np. o pracy w Ameryce Południowej. W krajach takich, jak Chile, Peru, Kolumbia, gdzie przemysł górniczy ma się świetnie.
Język francuski to z kolei Afryka. Do tego dochodzi Australia – tam nikt nie myśli o likwidacji górnictwa. Nam zostaje KGHM
z perspektywą na jakieś 30-50 lat, JSW i Bogdanka z perspektywą 30-40 lat. Podobną żywotność będą miały wielkie odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego – Bełchatów i Turów. Warto jednakże podkreślić, że procesy rekultywacyjne i rewitalizacyjne to są kolejne dziesięciolecia.
- Czyli górnictwo to zawód dla osób żądnych przygód i zwiedzania świata?
- Na pewno tak. Jeśli ktoś ma duszę obieżyświata, chce pracować w różnych miejscach na świecie i uczestniczyć w ciekawych projektach, to powinien studiować górnictwo.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Aha, czyli za pieniądze polskich podatników będziemy kształcić kadry dla górnictwa peruwiańskiego, kolumbijskiego czy afrykańskiego. No czad.
Puk, puk jest tam ktoś... gdyby 20-25 lat temu uczelnie płaciłyby odszkodowania absolwentom nie podejmującym pracy w zawodzie, to dzisiaj studiowali by tylko wybrani, a nie student to do maka. Gdzie nie rzucisz kamienia tam student... ludzie uczą się 20 lat, narażając siebie na stres, rodziców na straty finansowe u wieczne odmawianie sobie wszystkiego, po czym ludzie bez szkoły zarabiają więcej niż mgr inz.... system edukacji jest zepsuty i wymaga gruntownego remontu. Wmówiono ludziom ze opłaca się być wykształconym... może i tak ale nie w Polsce...