Jak już informowaliśmy, minione dwa lata nie były łatwe dla rynku węgla koksowego. Ostatnie tygodnie wyglądały jednak dość optymistycznie, a ceny poszybowały do poziomu nawet 160 USD/t w Australii.
Jak wyjaśnia dr inż. Artur Dyczko, p.o. prezesa JSW wiceprezes ds. technicznych i operacyjnych, impuls poszedł z Chin.
- Produkcja stali surowej w Chinach wzrosła w 2020 r. do rekordowego poziomu ponad 1 miliarda ton, czyli o ponad 5 proc. więcej niż w 2019 r. Gospodarka Chin wzrosła o 2,3 proc. w 2020 r., co czyni ją jak na razie jedyną dużą gospodarką światową, która osiągnęła dodatni wzrost w ub.r. – zauważa Dyczko.
Hutnictwo, czyli branża będąca filarem wzrostu gospodarczego Chin, osiągnęła lepsze wyniki niż oczekiwano, a ceny stali rosły przez większość 2020 r.
- To spowodowało, że ze strony Chin przez większość roku było ssanie na węgiel koksujący. Co prawda w październiku ub.r. Chiny wprowadziły zakaz importu węgla z Australii, co spowodowało spadek cen, ale to z kolei wydrenowało rynek z węgli koksujących spoza Australii, czyli z USA, Kanady, czy Rosji. Z kolei odbiorcy, którzy zwyczajowo korzystali z tych źródeł, musieli w końcu zwrócić się do Australii w sytuacji, gdy uruchomili wielkie piece i ten węgiel był im szybko potrzebny. Do tego doszły oficjalne ostrzeżenia przed ulewnymi deszczami i sztormami w Australii, które z większym niż w ub.r. prawdopodobieństwem mogą nawiedzać tamtejsze regiony górnicze aż do kwietnia tego roku. W efekcie końcowym mamy teraz ceny na poziomie wspomnianych 160 USD/t w australijskich portach – stwierdza wiceprezes JSW.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.