Rafał Machecki i Dariusz Wrona poznali się 11 lat temu w Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego ruchu Rydułtowy kopalni ROW. Łączy ich wspólna pasja – górskie wspinaczki. W ub.r. zdobyli Mont Blanc. Teraz zbierają siły na Matterhorn – szósty pod względem wysokości samodzielny szczyt alpejski.
– Najpierw były Beskidy, następnie Tatry. Czyli normalka. Tak chyba wszyscy zaczynali swoje przygody z najwyższymi szczytami świata. Zapamiętałem zwłaszcza Tatry, bo to one wywołują największe wrażenia na początkujących wspinaczach i rozpalają chęć zobaczenia czegoś więcej. Myśmy też połknęli tego bakcyla – wspomina Rafał Machecki.
Na kolejny celownik wzięli Dolomity i najwyższy szczyt o nazwie Punta Penia. Latem licznie zjeżdżają tam turyści, zimą narciarze. Strzeliste iglice, rozległe piarżyska, lazurowe jeziorka – to typowe krajobrazy. Dwunastokilometrowa trasa zjazdowa przyciąga miłośników białego szaleństwa. Punta Penia to także ulubione miejsce wspinaczy. Wielu wybiera via ferrata, czyli żelazną drogę, wiodącą na szczyt. Największym wyzwaniem są szczeliny. Można łatwo w nie wpaść. Dlatego trzeba posiadać umiejętność poruszania się w terenie lodowcowym.
Wyższa szkoła wspinaczkowa
– Przed wyprawą przeszliśmy kurs w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Liny, raki, profesjonalna odzież wysokogórska, obuwie, kaski, to już zwykła codzienność. W Dolomitach jest sporo tzw. via ferrat, a więc szlaków o charakterze wspinaczkowym, wyposażonych dla celów autoasekuracji w stalową linę. My na to mówimy żelazna perć. Każda via ferrata ma swoją wycenę trudności. Pomaga to w zorientowaniu się, dla kogo przeznaczony jest dany szlak i jakie trudności można na nim napotkać. Giuseppe Olivieri na Punta Anna to jedna z piękniejszych i najgoręcej polecanych ferrat w całych Dolomitach. Wybiera ją wielu alpinistów. Widoki są przepiękne, ale Dolomity to już wyższa szkoła wspinaczkowa. Olbrzymie przestrzenie, wysokości, urwiska, skały, to nie są żarty. U niektórych daje o sobie znać po raz pierwszy w życiu lęk wysokości i przestrzeni. My daliśmy sobie radę. Dolomity znakomicie przygotowują do kolejnych wypraw, jeśli oczywiście takowe się planuje – wyjaśnia Rafał Machecki.
Latem 2019 r. ratownicy z Rydułtów postanowili spełnić swe wielkie marzenie i zdobyć Mont Blanc, podchodząc najtrudniejszą trasą zwaną 3M, wiodącą przez szczyty o nazwach: Mont Blanc du Tacul (4248 m n.p.m.), Mont Maudit (4465 m n.p.m.) i wreszcie Mont Blanc (4810 m n.p.m.). Zabrali do plecaków palnik, ubrania termiczne, namioty, żywność i sprzęt wspinaczkowy. Rocznie szczyt Mont Blanc zdobywa kilka tysięcy osób, ponieważ staje się on coraz większą atrakcją turystyczną. Na poziom ok. 2500 m można dostać się specjalną kolejką Tramway du Mont Blanc. Jeśli ktoś wybiera się wyżej, musi się dwa razy zastanowić. Wielu dane było podziwiać krajobraz z samego szczytu góry, ale z zejściem w dół mieli już nie lada problemy.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Brawo Panowie.