Komentatorzy chwalą pomysł Łukaszenki, ale zwaracją uwagę, że Azerbejdżan nie ma wystarczającej ilości niezakontraktowanej ropy, by zaspokoić potrzeby białoruskich rafinerii. - Uda się zorganizować kilka transportów na pokaz, by zaszantażować Moskwę – mówią.
Konstantin Simonow, szef Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego Rosji przewiduje natomiast, że Kreml może stwierdzić, że Białoruś świetnie radzi sobie bez Rosji i podniesie cenę na swój surowiec.
Portal rp.pl przypomina, że kwestia cen ropy stale powoduje napięcia w relacjach Mińsk-Moskwa. Ostatnim tego przejawem było zbojkotowanie przez białoruskiego premiera uroczystości z okazji zawarcia unii celnej Białorusi, Rosji i Kazachstanu. Niedawno Białoruś miała też pomysł, by sprowadzać surowiec tankowcami z Wenezueli do Odessy, a potem koleją przez Ukrainę na Białoruś.
Moskwa zrezygnowała z dofinansowywania gospodarki białoruskiej w zamian za uznanie Zachodu. Łukaszenka będzie musiał w przyszłym roku prowadzić kampanię prezydencką w warunkach kryzysu gospodarczego, ale Moskwa nie poprze białoruskiej opozycji - oceniają politolodzy.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.