Polityka energetyczna państwa to jeden z ważniejszych dokumentów dla polskiej gospodarki. Energetyka jest w przełomowym momencie. To właśnie teraz trzeba podjąć decyzje o tym, w jakim kierunku pójdzie. Czy budować elektrownię atomową, postawić na gaz, farmy wiatrowe na morzu czy może hołubić węgiel? Dyskutowano o tym podczas drugiego dnia Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
- Polska ma olbrzymie ambicje rozwojowe, tak gospodarcze, jak i obywatelskie, co przekłada się na wzrost zużycia energii. Konieczne jest zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Musimy na to patrzeć z wyprzedzeniem, przewidywać, aby nie być hamulcowym rozwoju. Oczekuje się od rządu szybkich decyzji, błyskawicznych odpowiedzi. Tymczasem inwestycje w konwencjonalną energetykę to inwestycje wieloletnie, trzeba wszystko odpowiednio wcześniej zaplanować – mówił Krzysztof Tchórzewski, minister energii.
Jego zdaniem Polska musi zmierzyć się budową elektrowni atomowej. Najlepiej wybudować ją do 2033 r. Jednocześnie prowadzone są inwestycje w bloki węglowe, których budowa napotykała sprzeciw.
- Jednak to właśnie dzięki inwestycjom w Kozienicach, Opolu i Jaworznie na upalne lato będziemy patrzeć bez strachu – podkreślił Tchórzewski.
Janusz Steinhoff, b. wicepremier i minister gospodarki, podkreślił, że budowa elektrowni jądrowej jest mało realna ze względu na koszty inwestycji. Dodał, że nie podoba mu się, iż państwo stawia na bezpieczeństwo energetyczne zamiast na konkurencyjność.
- Państwo ma funkcje regulacyjne, przez które może wymuszać bezpieczeństwo energetyczne. Przez zwiększenie udziałów Skarbu Państwa w energetyce mam wrażenie ręcznego sterowania sektorem – podkreślił Steinhoff.
Dodał, że rozsądne jest postawienie na gaz oraz energetykę wiatrową, zwłaszcza morską oraz na energetykę prosumencką.
- Szacuje się, że do 2045 r. koszty wytworzenia energii wiatrowej spadną o 40 proc., a fotowoltaicznej o 60 proc. Odczytywanie znaków czasu jest konieczne – mówił b. premier.
Prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej, podkreślił, że krótkoterminowo jesteśmy bezpieczni. Gorzej, jeśli chodzi o lata 2020-2030.
- Obecnie nie ma dobrego wyjścia, dobrego rozwiązania. W tym czasie cena uprawnień do emisji CO2 może wynieść nawet 50 euro na tonę. Głośno od pewnego czasu mówi się także o tym, że pozyskane z tego tytułu pieniądze nie będą już trafiały do budżetu państwa, a do unijnego. Czy będziemy co roku odprowadzać 6-7 mld euro pozbawiając się w ten sposób pieniędzy na inwestycje? Czy obowiązkowa konsumpcja energii z OZE spowoduje, że będziemy musieli ją kupować? Chyba, że zbudujemy własne źródła. To jest niesprawiedliwe dla Polski, ale nic z tym nie potrafimy i nie możemy zrobić. Nie zmienimy unijnego stanowiska – mówił prof. Świrski.
Grzegorz Należyty, członek zarządu Siemens, dyrektor Gas and Power, zauważył, że technologia ma pełnić rolę służebną.
- Ma służyć do wytwarzania taniej energii przy minimalnym wpływie na środowisko. Do tej pory Polsce brakowało dostępu do taniego gazu w sposób ciągły. Kolejny, nierozwiązany problem to brak magazynów energii. Kiedy powstaną, zmienią ekonomię – podkreślił Należyty.
Jego zdaniem miks energetyczny w Polsce może być bardzo różnorodny.
- Znajdzie się w nim miejsce także dla energetyki wiatrowej, głównie morskiej, dla biogazu, który nie jest zbyt tani, ale powinien być obecny ze względu na odpowiedzialność społeczną – wyliczał ekspert.
Jarosław Wajer, partner w dziale doradztwa biznesowego EY, stoi na stanowisku, że koszty budowy energetyki jądrowej, jak i pójście w kierunku OZE wspieranego węglem i gazem – to porównywalne koszty.
- Nie widzę skrajności pomiędzy „czarnym” a „zielonym”. Musimy to pogodzić i to da się zrobić – podsumował Wajer.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.