- Oględziny miejsca katastrofy w czeskiej kopalni CS- M Stonawa, gdzie 20 grudnia wybuch metanu zabił 13 górników, będą kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn tego wypadku. Zanim to nastąpi, nie można wykluczyć żadnej hipotezy, zarówno przyczyn naturalnych, jak i ludzkich błędów - ocenia prezes Wyższego Urzędu Górniczego.
Szef Wyższego Urzędu Górniczego dr inż. Adam Mirek jest - obok dyrektora departamentu górnictwa WUG Zbigniewa Rawickiego - jednym z dwóch polskich przedstawicieli w zespole Okręgowego Urzędu Górniczego w Ostrawie, którego zadaniem będzie wyjaśnienie wszystkich okoliczności katastrofy. Wśród ofiar było 12 Polaków. Ciała 9 z nich wciąż znajdują się w objętym pożarem wyrobisku. Warunki uniemożliwiają na razie kontynuowanie akcji poszukiwawczej. Na jej wznowienie prawdopodobnie trzeba będzie czekać co najmniej kilka tygodni.
Do kolejnego spotkania z udziałem reprezentantów strony polskiej ma dojść w drugiej połowie stycznia. Wcześniej Czesi przekazali przedstawicielom WUG specjalistyczne mapy rejonu, w którym doszło do katastrofy. Niebawem WUG ma również otrzymać m.in. informacje dotyczące rozmieszczenia czujników metanu oraz historię odczytów stężeń tego gazu w okresie poprzedzającym wypadek.
- Na obecnym etapie, zanim będzie można przeprowadzić wizję lokalną w rejonie wypadku, te wszystkie dane nie tyle dadzą nam odpowiedzi odnośnie przyczyny katastrofy, co pozwolą sformułować kolejne pytania i sprecyzować sprawy wymagające szczegółowego zbadania i wyjaśnienia - powiedział dziennikarzowi Polskiej Agencji Prasowej prezes WUG.
Niczego nie można wykluczyć, ale ostrożnie ze spekulacjami
W ocenie dr. inż. Mirka do spekulacji sugerujących nieprawidłowości w wentylacji czy w działaniu systemu metanometrii należy na obecnym etapie postępowania podchodzić z dużą ostrożnością.
- Obecnie niczego nie można wykluczyć - ani tego, że zdarzenie wynikło z przyczyn naturalnych, ani tego, że było wynikiem nieprawidłowości - podkreślił Adam Mirek.
Prezes WUG zwrócił uwagę na bardzo gwałtowny charakter katastrofy, co może świadczyć o nagłym wypływie dużej ilości metanu do wyrobisk, w których znajdowali się górnicy. Mogło się tak zdarzyć, gdyby w tzw. zrobach, czyli miejscach po eksploatacji węgla (niewidocznych dla górników), gdzie w sposób naturalny może gromadzić się metan, doszło do tzw. zawału stropu zasadniczego - oberwania się dużej partii warstw skalnych, które spadając na pustki poeksploatacyjne (zroby), wypchnęły zgromadzony tam gaz do czynnych wyrobisk.
Hipoteza o wypchnięciu dużej ilości metanu wymaga weryfikacji
- Nie można wykluczyć, że po takim zawale nastąpiło wypchnięcie dużej ilości metanu ze zrobów w przekrój czynnych wyrobisk - powiedział prezes WUG, zaznaczając, że jest to jedynie hipoteza wymagająca szczegółowej weryfikacji, niemożliwej bez skrupulatnych oględzin miejsca katastrofy.
Niezależnie od ostatecznych ustaleń dotyczących powodu wypływu metanu, eksperci będą musieli ustalić, skąd pochodziła iskra, która zapaliła ten gaz. Mógł to być pracujący w ścianie wydobywczej kombajn, ale też wiele innych urządzeń - części podziemnej infrastruktury.
Ustalenie miejsca, gdzie rozpoczął się pożar
- Ustalenie miejsca, gdzie rozpoczął się pożar, również wymaga przeprowadzenia oględzin, pobrania próbek - zaznaczył prezes WUG. Jak tłumaczył, w takich przypadkach specjaliści analizują np. ilość produktów spalania na obudowie wyrobiska oraz tzw. "koksiki", pozwalające z dużym prawdopodobieństwem ocenić, gdzie było źródło ognia. Badania takie mogą także dać odpowiedź na pytanie, czy po zapaleniu i wybuchu metanu mógł również nastąpić wybuch pyłu węglowego.
Jest bardzo prawdopodobne, że w zrobach nie doszło do tzw. pożaru endogenicznego (efekt samozagrzania węgla), który również - gdyby zaistniał - mógłby przyczynić się do zapalenia metanu.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.