Każdego roku jesienią na kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich ściągają tłumnie miłośnicy latawców. Niebo mieni się wówczas dziesiątkami barw wijących się na wietrze modeli. Ogromne niekiedy konstrukcje, dochodzące do ośmiu metrów, śmigają wśród mniejszych, wykonanych z włókien węglowych i misternie zdobionych.
Gospodarzem tego niezwykłego spotkania są członkowie miejscowej Grupy Kuklok, miłośnicy i konstruktorzy latawców.
- Zaczęło się 12 lat temu od puszczania latawców w grupie znajomych. Rozwijaliśmy to hobby bardzo ambitnie, uczyliśmy się od profesjonalistów i powiem, że latawce to prawdziwa sztuka, a podstawę stanowi odpowiednia konstrukcja. Musi być leciuteńka i zarazem bardzo wytrzymała, bo też każdemu lotowi towarzyszy porywisty wiatr. 50 g na centymetr kwadratowy to w sam raz. Odpowiednim materiałem jest ripstop nylon. Świetnie nadaje się do szycia latawców we wszystkich rozmiarach. Zapobiega strzępieniu się i rozdzieraniu. Powłoka tkaniny jest szczelna, odporna na promieniowanie ultrafioletowe i ma odpowiednią hydroizolację. Działa ponadto jako jej warstwa ochronna, utrzymując żywe barwy – wyjaśnia Sławek Załuski, członek Grupy Kuklok.
Na podium w Pekinie
Puszczanie małych latawców to niezła zabawa, lecz sterowanie większymi modelami wymaga już prawdziwego profesjonalizmu. I uwaga! Ten sport może być niebezpieczny. Z cienką żyłką, na której uwięziony jest model, nie ma żartów. Jest ostra jak żyletka i jeśli zawodnik się w nią zaplącze, może być naprawdę niewesoło. Z tego też względu miłośnicy latawców posługują się rękawicami kevlarowymi i specjalnym kołowrotkiem, wyposażonym w hydrauliczny hamulec tarczowy. Jego zadaniem jest zapobieżenie utracie kontroli nad pilotowaniem latawca w momentach silnych porywów wiatru.
- Dzisiejsze latawce to niemalże statki powietrzne. Czasy, gdy kleiło się je z marszczonej bibuły, już dawno minęły – przyznaje Leszek Kosek, miłośnik puszczania latawców, emerytowany sztygar z kopalni Ruda.
Reprezentacja piekarskiego Kukloka przez ostatnie lata zorganizowała kilkanaście warsztatów szycia latawców, ale też wytrwale trenowała na Kopcu Wyzwolenia. Efekt? Medale na zawodach międzynarodowych. W Pekinie piekarzanie zdobyli II miejsce w kategorii latawców nadmuchiwanych. W zawodach uczestniczyły drużyny z 60 krajów świata.
Część kultury
- W Chinach latawce są częścią kultury, zawierają w sobie wiele symboliki, a na festiwalach wykorzystywane są w różnych konkurencjach sportowych. Pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć kite fighting (walki latawców). Polegają one na tym, aby linkę latawca przeciwnika przeciąć swoim własnym latawcem. Wypuszczano również w niebo latawce-smoki mające dziesiątki metrów i niejednokrotnie potrzeba było więcej niż jednej osoby, aby je utrzymać. My wystartowaliśmy w pozornie prostej rywalizacji. Polegała na tym, żeby wypuszczony latawiec ustawić tak, aby był „w zenicie”. Niby nic, ale jak się ma do przeciągnięcia po niebie obiekt o powierzchni 45 m kw., to pot cieknie z zawodnika niczym woda z kranu. Cieszy nas ten medal, tym bardziej że współzawodniczyliśmy z dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami – opowiada dalej Sławek Załuski.
Z czerwcowego Międzynarodowego Festiwalu Latawcowego, odbywającego się we Francji, drużyna Kukloka przywiozła puchar za III miejsce w kategorii latawców jednolinkowych. Na międzynarodowych zawodach w Lubostroniu zdobyli I miejsce.
Kuklok pragnie złapać wiatr i zapełnić niebo kolorami. Jeżdżąc po polskich i europejskich festiwalach latawcowych, stowarzyszenie zdobywa doświadczenie, międzynarodowe kontakty, a także powiększa swoją flotę latawców o coraz to większe modele. Piekarska Ośmiornica ma ponad 32 m długości. I pomyśleć, że w Chinach stumetrowe latawce to normalka.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.