Elektrownie, w których emisje przekraczają 550 gr CO2 na kWh, nie będę mogły korzystać ze wsparcia państwa na rynku mocy po 2030 r. - wynika z porozumienia krajów UE. To wykluczy z tej pomocy elektrownie węglowe. Wyjątkiem mają być 5-letnie kontrakty zawarte przed końcem 2030 r.
W poniedziałek, 18 grudnia, późnym wieczorem unijni ministrowie odpowiedzialni za sprawy energetyczne zakończyli w Brukseli spotkanie, na którym ustalili wspólne stanowisko ws. pakietu propozycji, który ma zmienić funkcjonowanie rynku energetycznego w UE. To tzw. pakiet zimowy, przedstawiony przez Komisję Europejską pod koniec listopada 2016 r., którego celem ma być przyspieszenie rozwoju odnawialnych źródeł energii.
Z polskiej perspektywy jedną z kluczowych spraw stał się zapis o wprowadzeniu limitu emisji CO2 dla wspieranych z publicznych pieniędzy producentów energii elektrycznej w ramach tzw. rynku mocy. KE tłumaczyła, że chce w ten sposób zapobiegać ukrytemu subsydiowaniu elektrowni węglowych.
Problem polegał na tym, że Komisja zaproponowała, by wszelkie elektrownie, które miałyby korzystać ze wsparcia w ramach rynku mocy, musiałyby spełniać wyśrubowane normy środowiskowe. KE zaproponowała limit emisji CO2 na jedną kilowatogodzinę (kWh) w wysokości 550 g CO2, co na obecnym poziomie rozwoju techniki wykluczałoby elektrownie węglowe. Tego obawiała się Polska.
Zawarte porozumienie zakłada, że ten limit będzie obowiązywał, ale wobec istniejących elektrowni dopiero od 2031 r. Polska, jak poinformowała PAP w nocy przedstawicielka estońskiej prezydencji, poparła te zapisy.
Po zawarciu porozumienia estońska prezydencja w nocy z poniedziałku na wtorek zorganizowała konferencję prasową. Komisarz ds. klimatu Miguel Arias Canete powiedział na niej, że negocjacje na ten temat pokazały różnice między krajami.
- Były kraje, które chciały ustanowienia limitów i te, które chciały innych możliwości dla istniejących elektrowni, dla przyszłych elektrowni - wyjaśnił.
Zaznaczył, że dziewięć krajów z różnych powodów nie poparło tych zapisów: Belgia, Chorwacja, Czechy, Węgry, Luksemburg, Holandia, Rumunia, Słowacja i Słowenia.
W szczegółach, zgodnie z zawartym w poniedziałek porozumieniem, elektrownie, w których emisje przekraczają 550 gr CO2 na jedną kilowatogodzinę albo 700 kg CO2 średnio na rok na kilowat - a dla których ostateczna decyzja inwestycyjna została podjęta po wejściu w życie nowych przepisów - nie powinny otrzymywać wsparcia ani zobowiązań wsparcia w ramach rynku mocy od 31 grudnia 2025 r.
Natomiast te elektrownie - w których emisje przekraczają 550 gr CO2 na jedną kilowatogodzinę albo 700 kg CO2 średnio na rok na kilowat - a dla których ostateczna decyzja inwestycyjna została podjęta przed wejściem w życie nowych przepisów - nie powinny otrzymywać wsparcia od 31 grudnia 2030 r. Wyjątkiem w tym przypadku są kontrakty nie dłuższe niż 5 lat, które zawarte zostałyby przed 31 grudnia 2030 r.
W latach 2025 - 2030 wsparcie dla elektrowni emitujących pow. 550 g CO2, zgodnie z zawartym porozumieniem, ma być corocznie ograniczane o 5 proc.
Te ustalenia są ważne z punktu widzenia ustawy wprowadzającej w Polsce rynek mocy, którą Sejm przyjął na początku grudnia.
Rynek mocy jest w założeniu mechanizmem wsparcia dla elektrowni i firm energetycznych. Dzisiejsze ceny energii na rynku hurtowym są bowiem na tyle niskie, że nie pozwalają zarobić na spłatę kredytu na budowę nowej elektrowni praktycznie w żadnej technologii. Ceny spychają w dół m.in. OZE (Odnawialne Źródła Energii). W Polsce są to akurat farmy wiatrowe, które wypierają z rynku najstarsze i najgorsze bloki węglowe. Ponieważ inwestycje w nowe, konwencjonalne, jednostki wytwórcze są nieopłacalne, wraz z zamykaniem najstarszych źródeł pojawia się groźba, że w ich miejsce nie powstaną nowe.
Rynek mocy wprowadza zatem wsparcie w postaci dodatkowego wynagrodzenia - płatności mocowych - dla źródeł wytwórczych za to, że przez określony w kontrakcie czas, w razie potrzeby, np. niedoboru energii, będą dysponować odpowiednią mocą. Czyli będą mogły dostarczyć potrzebnej energii. Rząd liczy, że firmy energetyczne, dysponując takim dodatkowym źródłem dochodów będą w stanie sfinansować modernizację albo budowę nowych bloków.
Oferty na wysokość oczekiwanego wynagrodzenia za moc będą wyłaniane na specjalnych aukcjach, które zaczną się w grudniu 2018 r. Wyjątkowo odbędą się wtedy trzy aukcje - na moc w latach 2021, 2022, 2023. Od 2019 r. odbywać się będzie jedna aukcja rocznie - na rezerwację mocy na pięć lat w przód.
Aukcje będą wygrywać najtańsze oferty przy maksymalnym uwzględnieniu oczekiwanej przez KE neutralności technologicznej. Na podobnych zasadach trzeba więc będzie rozpatrywać oferty krajowych elektrowni, ale i - w określonej wysokości - zagranicznych źródeł, a także usługi DSR, czyli ograniczanie zużycia energii i pobieranej mocy na żądanie.
Na płatności mocowe złożą się wszyscy odbiorcy w postaci kolejnej pozycji na rachunkach za energię. Konsumenci odczują te płatności począwszy od 2021 r. Według pierwszych szacunków rynek mocy miałby kosztować ok. 4 mld zł rocznie, ale dokładny koszt będzie znany dopiero po rozstrzygnięciu aukcji. Według wcześniejszych szacunków Ministerstwa Energii, przeciętne gospodarstwo domowe zapłaci poniżej 10 zł miesięcznie w zamian za gwarancję nieprzerwanych dostaw energii.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Sami sobie dolki kopiemy,ciekawe co zrobimy po 2030r,no ale coz,znajac zycie PiS juz nie bedzie rzadzic to nie bedzie jej problem,masakra.