Europejscy energetycy ze stowarzyszenia Eurelectric są przeciwni propozycjom ograniczania wsparcia dla istniejących mocy wytwórczych. W ich opinii w planach dekarbonizacji trzeba uwzględniać specyfikę energetyki poszczególnych państw - wskazał Polski Komitetu Energii Elektrycznej.
Polski Komitet Energii Elektrycznej, organizacja zrzeszająca największe firmy branży energetycznej w Polsce jest członkiem stowarzyszenia Eurelectric, w którym z kolei zasiadają przedstawiciele zarządów największych europejskich firm z tej branży.
Eurelectric - jak napisano w komunikacie PKEE - "uzgodnił stanowisko przeciwne standardom emisji EPS 550 w rynkach mocy dla istniejących jednostek wytwórczych".
Przedstawicielka polskiej energetyki Marta Gajęcka przekonywała, że "wprowadzenie EPS 550 dla obecnych mocy stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego".
Chodzi o zapisy zaproponowanego przez Komisję Europejską tzw. pakietu zimowego, czyli zbioru regulacji, które zdecydują o kształcie przyszłego rynku energetycznego. Zakładają on m.in. zakaz pomocy publicznej dla źródeł o emisji powyżej 550 kg CO2 na 1 MWh. W praktyce przepis taki eliminuje wszystkie źródła węglowe. W Polsce ok. 80 proc. energii produkuje się z węgla.
Eurelectric stanął na stanowisku, że w przypadku gdyby doszło do utrzymania tego limitu, trzeba z niego zwolnić wszystkie istniejące moce wytwórcze. Wymóg miałby obowiązywać jedynie w przypadku nowych mocy, w stosunku do których finalne decyzje inwestycyjne zostaną podjęte po wejściu w życie unijnego rozporządzenia. Zakłada się, że rozporządzenie wejdzie w życie w 2020 r.
Dla polskiej energetyki plany wprowadzenia zakazu pomocy publicznej dla źródeł o emisji powyżej 550 kg CO2 na 1 MWh są groźne; konwencjonalna energetyka boryka się bowiem z brakiem środków na nowe - niezbędne dla zachowania bezpieczeństwa - inwestycje. Jako główną przyczynę wskazuje się niskie ceny energii, spowodowane konkurencją subsydiowanych odnawialnych źródeł energii (OZE). Jednocześnie rosnąca produkcja OZE ogranicza czas pracy źródeł konwencjonalnych, przez co mają one niższe przychody. Natomiast nie znika potrzeba ich utrzymania i rozwoju dla zapewnienia bezpieczeństwa pracy systemu energetycznego.
Panaceum na to ma być wprowadzenie mechanizmu tzw. rynku mocy, czyli dodatkowego źródło wynagrodzenia dla państwowych koncernów energetycznych w zamian za gotowość do zaoferowania - w razie potrzeby - określonych mocy elektrowni. Za tę gotowość zapłacić mają odbiorcy energii w postaci tzw. opłaty mocowej doliczanej do rachunków za energię.
Zgodnie z planami resortu energii, który przygotował projekt ustawy o rynku mocy, nowe przepisy miałyby zacząć obowiązywać od stycznia 2018 r. Z oceny skutków regulacji wynika, że łączne koszty rynku mocy w ciągu pobierania opłaty przez 10 lat od wejścia w życie zmian wyniosą prawie 26,9 mld zł, z czego dla odbiorców przemysłowych 2,1 mld zł, dla sektora mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw oraz dużych przedsiębiorstw niebędących odbiorcami przemysłowymi prawie 15 mld zł, a dla gospodarstw domowych prawie 7 mld zł.
Komisja Europejska uznaje jednak rynek mocy za formę pomocy publicznej - stąd potrzebna jest jej zgoda na takie rozwiązania. Równolegle z pracami nad projektem ustawy toczą się rozmowy przedstawicieli polskiej administracji z Komisją Europejską w ramach tzw. prenotyfikacji przepisów.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.