Z ogrzewaniem węglowym wydaje się być jak z kwadraturą koła. Węgiel jako paliwo stałe, powiedzmy sobie to wprost, jest na cenzurowanym. Za sprawą alarmów smogowych również i w Polsce. Czy ogrzewanie węglowe może nie stać w konflikcie z ekologią? Czy jego atutem jest tylko to, że jest u nas najtańsze? Czy pod naporem słusznych i niesłusznych oskarżeń może przetrwać i mieć swoją przyszłość? Kwadratura koła – coś, co w języku potocznym jest niewykonalne i skazane na niepowodzenie - wcale nie musi być kojarzone z ekologicznym ogrzewaniem węglowym.
Ministerstwo Energii chce, by jeszcze przed nowym sezonem grzewczym zaczęło obowiązywać prawo, w myśl którego, jeśli montujesz nowy kocioł CO na węgiel, to może być on tylko 5 klasy emisyjnej. Jedynie takie będzie można kupować po 2020 r. (dyrektywa unijna). W samorządowych i centralnych rozwiązaniach prawnych jest lub będzie określony czas użytkowania urządzeń niższej klasy emisyjności. Ale nie będzie można ich już sprzedawać. To oznacza, używając języka publicystycznego, wyrok na takie urządzenia. I w tym miejscu ścierają się poglądy.
Już dawno postulowali
Krzysztof Trzopek, prezes Platformy Producentów Urządzeń Grzewczych na Paliwa Stałe, tak wyraża opinię branży:
- Przede wszystkim nie użyłbym tu sformułowania „wyrok”, bo brzmi to, jakby była to zła wiadomość dla polskiej branży kotlarskiej. Nic bardziej mylnego. To przecież my, jako PPUGPS, od wielu lat wnioskowaliśmy, aby w naszym kraju nareszcie zostały wprowadzone standardy emisyjne dla kotłów, które mogą być wprowadzone do sprzedaży. Naszym celem było, aby Polacy użytkowali kotły spełniające minimum 3 klasę wg normy PN EN 303-5:2012. Gdyby nas posłuchano 4-5 lat temu, prawdopodobnie nie mielibyśmy takiego problemu, z jakim mamy do czynienia dziś, czyli ze smogiem. Naszym celem od wielu lat jest także wprowadzenie norm dla paliw stałych, które dostępne są dla tzw. sektora komunalno-bytowego. Jak wiemy, jest szansa, aby normy, które od dawna obowiązują w zdecydowanej większości krajów europejskich, obowiązywały w Polsce być może nawet jeszcze w 2017 roku. Należy zaznaczyć, że zawsze chcieliśmy „ucywilizować” w naszym kraju technologię ogrzewania paliwami stałymi. Dotychczasowa produkcja i sprzedaż kotłów pozaklasowych podyktowana była popytem, a jak wiadomo, popyt kształtuje podaż.
Nie na każdą kieszeń
Międzynarodowy ekspert ds. energetyki dr Leon Kurczabiński nie ma wątpliwości, co do potrzeby kwalifikowania paliw stałych i dedykowanych do nich urządzeń. Krytycznie, kierując się tzw. współczynnikiem zamożności społeczeństwa (patrz: ubóstwo energetyczne), ocenia jednak radykalizm proponowanych rozstrzygnięć.
- Co do tzw. kopciuchów, to nie staję w ich obronie. Tylko że w antysmogowej dyskusji nie akcentuje się, czym zastąpić piece węglowe. Tylko w Śląskiem jest ich setki tysięcy. Kotłem 5 klasy? Gdzie? W wielorodzinnym budynku? Wspólny kocioł CO dla iluś lokatorów? Wydaje się to mało prawdopodobne. Pozostaje przyłączenie do sieci ciepłowniczej. W teorii i praktyce jest to najlepsze w polskich warunkach rozwiązanie. Albo do sieci gazowniczej. A co, gdy ze względów technicznych w grę nie wchodzi ani jedno, ani drugie? To, żeby ci użytkownicy byli ekologiczni, mają korzystać z ogrzewania elektrycznego? A z czego mają płacić rachunki, jak ledwo wiążą koniec z końcem? - pyta Kurczabiński.
Ekspert przedstawia średnie koszty ogrzewania domu o powierzchni 200 m kw. Wychodzi, że grzejąc elektrycznie trzeba wydać rocznie ok. 15 tys. zł. Co prawda z taryfy nocnej wynika, że ten rachunek wyniósłby 9,5 tys. zł, ale kto zimą wyłącza grzejniki w dzień?
- Kwalifikacja węgla opałowego to jedno, a urządzeń to drugie. Kocioł 3 lub 4 klasy emisyjności zasilany dobrym, czyli kwalifikowanym węglem, będzie dla środowiska znacznie lepszy niż kopciuch załadowany mułem. W obecnie proponowanych rozwiązaniach kotły tej klasy mają wypaść z obiegu. Dopuszczone mają być jedynie „piątki”.Owszem, „piątka” najmniej zanieczyszcza powietrze, ale kotły klasy trzeciej czy czwartej czynią to w znacznie mniejszym wymiarze od kopciuchów!
Mity na temat mułu
Fachowcy od ogrzewania węglowego nie mają wątpliwości, że reputację węglowi zszargał muł. A popularność mułu wzięła się stąd, że użytkownicy uważają go za najtańsze paliwo. Tymczasem...
- Dobra wiadomość dla przyszłych użytkowników kotłów najwyższej, 5 klasy (wg normy EN 303-5:2012) i tych spełniających kryteria dyrektywy Ecodesign jest taka, że koszt zużycia w nich paliwa stałego, np. ekogroszku, jest taki sam, a nawet niższy niż np. mułu węglowego w kotle pozaklasowym - przekazuje prezes Trzopek. - Tu przypominam sobie moje spotkanie z mieszkańcami jednej z podbeskidzkich gmin. Zapytałem ludzi, czy gdyby dostali 70 proc. dotacji do zakupu nowego kotła, czyli gdyby zniwelowano im różnicę w cenie kotłów, to zdecydowaliby się na zmianę technologii? Odpowiedzieli: „nie”! Zapytałem, dlaczego? Usłyszałem, że oni teraz mają tanio, bo palą mułem, trzy razy tańszym niż węgiel groszek.
Dr Kurczabiński dopowiada:
- W piecach retortowych ogrzanie 200 m kw. powierzchni, przy grzaniu wynoszącym 1800 godzin w ciągu roku kosztuje ok. 3,6 tys. zł. Tona mułu kosztuje wprawdzie dużo mniej od tony groszku, ale ma bardzo niską wartość energetyczną i spala się ze sprawnością rzędu 20 procent. Stąd przy tych samych założeniach ogrzanie domu mułem wyjdzie drożej: od 4 do 5 tys. zł. Chyba że używa się tego mułu do podtrzymania żaru, na którym spala się palne odpady komunalne i tu najwyższy czas, aby zacząć tego typu działania penalizować (karać - red.).
Chciałoby się powiedzieć: biednych ludzi nie stać na tanie rzeczy. Tylko czy wszyscy to rozumieją?
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Do 2020 roku ten euro kołchoz sie rozleci araby go rozmontują....