- Raczej nie jest to wynik jakichkolwiek zaniedbań. Stosowane były wszelkie środki i sposoby opanowania zagrożenia, natomiast procesy, jakie zachodzą w przestrzeniach poeksploatacyjnych po wybraniu węgla niekiedy są takie, że trudno jest nawet w ciągu dwóch lat opanować zagrożenie - wyjaśnił Zbigniew Rawicki, dyrektor Departamentu Górnictwa Podziemnego i Odkrywkowego Wyższego Urzędu Górniczego.
Odpowiadał on portalowi górniczemu nettg.pl na pytanie, dlaczego po blisko dwóch latach w dalszym ciągu nie ma możliwości przeprowadzenia wizji w rejonie, w którym w kopalni Mysłowice-Wesoła 6 października 2014 r. zapalił się metan, co doprowadziło do śmierci 5 oraz ranienia 25 górników.
- Jest to rejon w otoczeniu którego wykonano szereg robót górniczych i mówiąc językiem górniczym jest to bardzo duża przestrzeń zrobowa, którą trudno jest dokładnie uszczelnić. Prawdopodobnie w dalszym ciągu dochodzi tam powietrze i nie ma podstaw, by można było bezpiecznie ten otamowany rejon otworzyć - dodał.
Szeregu zaniedbań eksperci nadzoru górniczego doszukali się natomiast w przyczynach zapalenia. Więcej: Ingerowano w odczyty czujników, zlekceważono pożar.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.