Mogłoby się wydawać, że wyrok na amerykańskie górnictwo jest dla nas niezłą wiadomością. Stany Zjednoczone wydobyły w 2014 roku 916 mln t węgla, z czego zużyły u siebie 835 mln t a wyeksportowały, m.in. do portów Europy w Amsterdamie, Rotterdamie i Antwerpii, 88,3 mln t czarnego paliwa.
Właśnie ta wielkość (porównywalna z naszą krajowa produkcją roczną) powinna zniknąć z globalnego rynku po unicestwieniu kopalń w USA. To jednak pozory, bo w rzeczywistości ubędzie tylko część amerykańskiego eksportu. Jaka? Tym mniejsza, im bardziej działające jeszcze w USA kompanie górnicze będą próbowały upchnąć na zagranicznych rynkach produkcję, która nie znajduje zbytu wewnątrz kraju. Niestety zużycie węgla w USA również spada w tempie ponad 60 mln t rocznie. Co gorsza wiadomo, że w amerykańskim miksie w ciągu 2015 r. udział węgla w produkcji elektryczności odchudzono o... bagatela 180,4 mln t!
Nie zniknie więc olbrzymia nadpodaż węgla a jedynym sposobem jej opanowania z punktu widzenia amerykańskich górników, będzie eksport, nawet coraz mniej konkurencyjny (choć akurat w USA nie brak najtańszych odkrywek węglowych, których w Polsce nie ma, nie licząc wałbrzyskich biedaszybów).
Najgorsze, że prezydent Obama, forsując drakońskie prawo antygórnicze, powtarza jedynie te ruchy, które wcześniej przećwiczyliśmy w Unii Europejskiej. Nasze polskie warunki wydobycia i handlu nie tylko nie ulegną poluzowaniu, ale w dodatku za sprawą USA powiększy się obszar wrogiego węglowi otoczenia na globie. Chyba, że w sądach triumf odniosą producenci węgla wspierani przez tych polityków z USA, którzy - w odróżnieniu od Europy - nie chcą pozwolić na ideologizację gospodarki.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
I tak wygra Trump i cofnie te pseudoekologiczne reformy.