W środę (28 października) zmarł prof. Krzysztof Żmijewski, profesor Politechniki Warszawskiej, wykładowca akademicki, były wiceminister budownictwa, felietonista i społecznik, sekretarz generalny Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji. Miał 66 lat.
Był menedżerem posiadającym unikalne doświadczenie w zarządzaniu strategicznym i logistycznym. W latach 1990-2001 zajmował najwyższe stanowiska w administracji państwowej (wiceminister, podsekretarz stanu w Ministerstwie Budownictwa), agencjach rządowych (prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii), członek zarządów największych polskich spółek Skarbu Państwa (prezes Zarządu Polskich Sieci Elektroenergetycznych) oraz międzynarodowych przedsiębiorstw telekomunikacyjnych (członek Zarządu Polkomtel SA). Profesor i kierownik Zakładu Budownictwa Ogólnego na Politechnice Warszawskiej, niezależny ekspert i autor wielu publikacji. W 2010 r. prezydent RP Lech Kaczyński powołał go na członka Narodowej Rady Rozwoju.
W 2011 r. w Trybunie Górniczej ukazał się wywiad z profesorem Żmijewskim, dotyczący konsekwencji, jakie będzie miało dla Polski wprowadzenie pakietu energetyczno-klimatycznego. Powiedział wówczas m.in.:
- Implementacja pakietu nie ma nic wspólnego z ochroną klimatu. Działania, których jesteśmy świadkami, prowadzą głównie do tego, że zamiast redukcji emisji mamy do czynienia z migracją emisji, czyli zamykaniem energochłonnych i emisjogennych gałęzi przemysłu w Europie i przenoszeniem tych branż poza obszar Unii Europejskiej, gdzie zasady polityki klimatycznej nie obowiązują i emitować gazy cieplarniane można ile się chce. W związku z tym będziemy zamykać polskie cementownie, które są jednymi z najbardziej energooszczędnych cementowni w Europie i korzystać z cementu produkowanego w Pakistanie, który ma ogromny niewykorzystany potencjał wytwórczy.
(...)
- Jeżeli podsumuje się miejsca pracy, które utracimy poprzez zamykanie przedsiębiorstw wysokoemisyjnych i wysokoenergetycznych (ok. 330 tys.) i odejmie od tej wielkości nowe, tak zwane zielone miejsca pracy (150-180 tys.), to niestety dla Polski bilans ten będzie ujemny i wyniesie ok. 150-180 tys. miejsc pracy. Trzeba wziąć też pod uwagę, że każde utracone miejsce pracy w przemyśle pociąga za sobą tak zwany efekt domina: pracę traci także kioskarka pod fabryką i kierowcy autobusów dowożących ludzi do pracy, upadają trzy okoliczne sklepy. Mnożnik ten wynosi pomiędzy 2,5 a 3,5. Można więc przyjąć, że pracę w Polsce straci 500 tys. osób. Ludzie ci będą szukali pracy prawdopodobnie za granicą. Nastąpi więc nie tylko migracja emisji, ale także migracja ludzi. Unia tak naprawdę się tego nie boi, jest jej na rękę, żeby młodzi i wykształceni ludzie z nowej Unii emigrowali do starej Europy, gdzie demografia się sypie.
Polska nauka i energetyka poniosły dotkliwą stratę...
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.