Polska, podobnie jak Niemcy czy Wielka Brytania, powinna przystąpić do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, który ma być chińską konkurencją dla MFW i Banku Światowego. Da to bowiem naszym firmom szanse na udział w dużych inwestycjach - mówią eksperci.
Nasz kraj dostał zaproszenie do udziału w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), nie podjął jednak jeszcze ostatecznej decyzji, czy się do niego przyłączy. Resort finansów informował pod koniec czerwca, że podejmiemy decyzję w tej sprawie w ciągu ok. 1-2 miesięcy, najpierw na szczeblu rządu, a potem - w fazie ewentualnej ratyfikacji - z udziałem parlamentu i prezydenta. W przypadku przystąpienia do AIIB nasz udział wynosiłby 831,8 mln USD (0,83 proc. całego kapitału Banku wynoszącego 100 miliardów dolarów). Tylko 1/5 tej kwoty byłaby wpłacana w gotówce, w pięciu rocznych ratach. Wpłata ta miałaby charakter inwestycji kapitałowej i nie powiększyłaby polskiego deficytu budżetowego.
Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych to nowa chińska inicjatywa. Ma być alternatywą dla międzynarodowych instytucji finansowych zdominowanych przez USA, jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz motorem inwestycji infrastrukturalnych i rozwoju gospodarczego Chin.
Pod koniec czerwca przedstawiciele 57 państw, w tym Polski, uczestniczyli w Pekinie w uroczystości podpisania aktu założycielskiego AIIB. Siła głosu każdego państwa członkowskiego uzależniona ma być od jego wkładu w planowany na 100 mld dolarów kapitał zakładowy AIIB. Chiny, które są inicjatorem projektu, wpłacą 26 proc. tej kwoty, na drugim miejscu znajdą się Indie z 7,5-proc. udziałem, a na trzecim Rosja z 5,9-proc.
Zamiar założenia nowego międzynarodowego banku natrafił na opozycję Stanów Zjednoczonych, które wraz z Japonią postanowiły nie przyłączać się do niego. Jednak inicjatywa Chin znalazła zaskakująco szerokie poparcie sojuszników USA, w tym Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Australii, Nowej Zelandii i Korei Płd. Niemcy jako czwarty największy udziałowiec AIIB liczą na to, że jego europejskie biuro regionalne będzie miało swą siedzibę we Frankfurcie nad Menem, a nie w Londynie.
Zdaniem ekspertów udział w AIIB to dla Polski gospodarcza szansa.
Analityk finansowy Piotr Bodył Szymala wskazuje, że AIIB, oprócz przeciwwagi dla MFW i BŚ, ma być także konkurencją do Azjatyckiego Banku Rozwoju, w którym Chiny mają tylko 5,47 proc. głosów, a Japonia i USA po 13 proc. "Chiny czują się w tej inicjatywie marginalizowane. Stąd zdecydowały się stworzyć AIIB, w które zaangażowało się 57 państw. Są wśród nich Iran i Izrael, co pokazuje, że pieniądze mogą łączyć. Z przecieków wynika, że pierwszym projektem może być lina kolejowa łącząca Pekin z Bagdadem" - powiedział.
Dodał, że Polska nie powinna stać obok tego projektu. "Siła rażenia w tym nowym przedsięwzięciu będzie pochodną wielkości gospodarek, w związku z tym nie będziemy w nim dominującym graczem. Przytłaczająca większość udziałów, 72-75 proc. ma przypaść na państwa azjatyckie, choć nie wszystkie zostały zaproszone, bo np. Korea Północna i Tajwan takiej akceptacji nie dostały. Oczekiwanie, że bank istotnie wpłynie na projekty realizowane w Polsce byłoby nierealistyczne. Powinniśmy to jednak kalkulować z perspektywy kosztu alternatywnego, czyli tego, jakie szkody możemy ponieść z tego tytułu, że nas tam nie będzie" - dodał.
Z kolei ekspert ds. Chin z firmy konsultingowej Amber Global Consulting Bartosz Ziółek podkreśla, że Polska jest jedynym krajem inicjatywy 16+1, który dostał zaproszenie do AIIB. "Po raz kolejny widać, że w Europie Centralnej Chińczycy niezbyt wyraźnie widzą granice krajów naszego regionu i chcą, by Polska była nawigatorem ich interesów w tej części Europy. Polski rząd, który przegapił kilka azjatyckich szans, w tym przypadku wydaje się ją wykorzystywać. Węgrzy aplikowali i to podanie nie zostało przyjęte" - powiedział.
Dodał, że bank ma ruszyć pod koniec roku. "Utworzenie AIIB jest spójne z koncepcją nowego jedwabnego szlaku, który ma w zamierzeniu Chińczyków dotrzeć aż po sam koniec Afryki oraz Europy i roli Polski jako hubu dla tej inicjatywy. Bank ma być kołem zamachowym inwestycji związanych z jedwabnym szlakiem. Polska, jako pierwszy kraj UE na jego trasie ma być naturalnym punktem zbiorczym dla towarów wysyłanych do Chin i dla towarów, które mają docierać z Chin do Europy" - powiedział.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.