Podczas gdy przez Śląsk przelewała się fala górniczych protestów, Trybuna Górnicza zorganizowała debatę redakcyjną. Do dyskusji o społecznych i gospodarczych uwarunkowaniach programu naprawczego dla branży zaprosiliśmy dr. Jacka Korskiego, byłego dyrektora kopalni Bolesław Śmiały i wiceprezesa Kompanii Węglowej, oraz prof. Marka Szczepańskiego, wybitnego socjologa z Uniwersytetu Śląskiego. Dyskusję prowadziła red. Anna Zych.
Wśród splotu przyczyn, które wpłynęły na dramatyczny stan polskiego górnictwa, wskazuje się przede wszystkim na spadek cen węgla. Co jeszcze wydarzyło się pomiędzy rokiem 2011 i 2014, że kondycja branży jest tak zła?
Jacek Korski: Niestety trzeba powiedzieć, że wiele z tych przyczyn tkwi wewnątrz przedsiębiorstw górniczych. Największe problemy ma Kompania Węglowa. Przede wszystkim był to brak reakcji na niepokojące sygnały. Zlekceważono te objawy, nie podejmowano działań, przyjmowano ludzi i forsowano produkcję byle jakiego węgla. To wszystko obróciło się przeciwko Kompanii, a sygnały ostrzegawcze były już od września 2012 r., od momentu kiedy padło hasło, że KW będzie emitować obligacje. Emisja obligacji sama w sobie nie jest czymś złym, ale gdy celem tej emisji jest sfinansowanie jakichś strategicznych przedsięwzięć, a Kompania takich działań nie podejmowała.
Marek Szczepański: Ja bym jednak dodał kilka okoliczności politycznych. Kopalnie, poza nielicznymi wyjątkami, takimi jak Bogdanka, Silesia czy Siltech, są państwowe. Dlatego państwo powinno mieć nad nimi dobry nadzór właścicielski. Ja czegoś takiego nie dostrzegłem. Od kilku lat mówię i piszę o dryfie górnictwa. Nie wiemy, w jakim kierunku ono zmierza. Wiemy tylko, że narastają zobowiązania finansowe, że dochodzi do konkurencji wewnętrznej w obrębie naszego rynku węglowego. Wiemy, że nie zarysowano porządnej wizji tego, co z górnictwem ma się stać. Co gorsza, kurtuazyjne, okołowyborcze wizyty polityczne - np. premiera Tuska - uspakajały. Pan premier nie dalej jak w maju ub.r. publicznie powiedział, że nie będzie likwidacji kopalń, nie będzie redukcji zatrudnienia. To był głos polityka, a nie roztropny głos myślenia o górnictwie węglowym, które będzie żywiło tysiące ludzi na Śląsku. Kompania Węglowa dla mnie to przede wszystkim 47 tys. osób plus niepracujący członkowie ich rodzin i kooperanci. Na tym spłachetku ziemi tysiące ludzi utrzymują się z węgla. Ci ludzie zasługują na wyprzedzającą i odpowiedzialną informację, jaki los ich czeka. W przeszłości do podgrzewania nastrojów przyczyniały się też chaotyczne wypowiedzi polityków. W jednym dniu pamiętam wypowiedzi pana premiera Piechocińskiego i ministra Tomczykiewicza całkowicie ze sobą sprzeczne. Kompania to jest chory organizm, ale jeśli wykonuje się zabiegi na takim organizmie, to trzeba ważyć słowa. Jeżeli przedstawia się listę kopalń do wygaszenia, to trzeba mieć świadomość, że kopalnia to nie tylko pracodawca. W Brzeszczach kopalnia to miejsce pracy i zarobkowania, ale też centrum utrwalonych wartości. Dla Brzeszcz upadek kopalni to nie tylko upadek instytucji dającej zatrudnienie, ale upadek całej kultury górniczej. Gdyby tam były alternatywne miejsca pracy, myślałbym o tym spokojniej. Tymczasem takiej alternatywy nie przygotowano, a pośpieszne enuncjacje medialne otworzyły oczy mieszkańcom regionu. Dzisiaj zbieramy skutki nieodpowiedzialności politycznej i krótkowzrocznego spojrzenia. Często pojawia się porównanie pani premier Kopacz z Margaret Thatcher. Nic bardziej mylnego! Premier Thatcher znakomicie przygotowała medialnie informację o likwidacji 155 kopalń i redukcji tysięcy miejsc pracy. Kupiła miliony ton węgla, żeby przeciętny obywatel nie odczuł przerw w dostawach. Przygotowała specjalne oddziały do starć z górnikami. Jedno, w czym można obie panie łączyć, to pewien typ stanowczości, ale skala problemu i skala przygotowań jest kompletnie nieporównywalna.
Czy program mógł być zaprezentowany opinii publicznej w inny sposób. No właśnie, w jaki sposób?
MSz: Tak ważnych programów nie ogłasza się z okazji podsumowania stu dni rządów. Zawczasu trzeba podjąć trudny dialog. Górnicy nie są filharmonikami wiedeńskimi, nie używają wyszukanego języka i oczekują czytelnych, prostych form dialogu. Należało się konsultować i starannie przygotować do tematów dotyczących wygaszania i odpraw. Porusza mnie też bardzo, gdy czytam o planie restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Takie określenie jest nieuprawnione w żadnym wypadku. To jest doraźny dwuletni plan naprawy finansowej Kompanii Węglowej. Od wielu lat zabiegam też o to, żeby do procesu rekonstrukcji włączone były rodziny i żony górników. Poza tym, przy całym szacunku do pozostałych kompetencji negocjatorów, pani premier Kopacz przysłała na Śląsk ludzi nieprzygotowanych komunikacyjnie. Negocjatorzy przyjeżdżają nie po to, żeby podgrzewać atmosferę, ale by w trudnych rozmowach rozstrzygać fundamentalne sprawy. Wierzę w to, że następny garnitur negocjatorów takich błędów nie popełni. Pamiętajmy też o tym, że mamy rok wyborczy, a Sejm w bardzo trudnej emocjonalnej dyskusji przyjął nowelę ustawy o górnictwie. To wszystko powoduje, że mam bardzo złe odczucia i pretensje o sposób komunikowania i typ dialogu.
Jakie praktyczne doświadczenia z komunikowaniem trudnych w społecznym odbiorze problemów ma pan Jacek Korski?
JK: Pamiętam konflikt w kopalni Bolesław-Śmiały, którą kierowałem. Wiedząc, że źródłem konfliktu jest przede wszystkim brak informacji, napisałem list do swoich pracowników, proponując, żeby to żony namacalnie przekonały się, czy pewne informacje powodujące wzburzenie są prawdziwe. Okazało się, że konflikt wypalił się bardzo szybko. Zgadzam się z panem profesorem, że od strony komunikacyjnej program naprawczy Kompanii został ogłoszony bardzo źle. Przez szereg miesięcy wymieniano kopalnie, które znajdą się w Węglokoksie. W tej grupie były i takie, które przesunięto do grupy zakładów likwidowanych. Zaskoczenie pracowników tych kopalń jest duże, dlatego niezadowolenie i sposób reakcji są dla mnie zrozumiałe. To nie było przygotowane. O problemach Kompanii Węglowej i ich przyczynach mówi się w Warszawie. Program oderwany jest od rzeczywistych przyczyn, a zastosowane leczenie jest wyłącznie objawowe.
A czy istnieje alternatywa wobec propozycji rządowej?
JK: Miałem okazję przeczytać raport firmy Roland Berger, o którym ponad rok temu było bardzo głośno. Jakkolwiek nie ze wszystkim się zgadzam, to wiele stwierdzeń w tym raporcie uważam za trafne i uzasadnione. Na jego podstawie napisałbym ten program inaczej.
Jak?
JK: Inaczej rozłożyłbym akcenty. Przypomnę, że przed laty fabryka Opla w Gliwicach powstała dlatego, że miała przestać istnieć kopalnia Sośnica. Powstały więc alternatywne miejsca pracy. Tu mamy gwałtowne uderzenie. Wydaje mi się, że należałoby pogłębić analizę kopalń, bo każda z nich jest unikalna i od strony społecznej, i technicznej. W Kompanii są kopalnie, w których węgiel się kończy, ale na liście przeznaczonych do likwidacji ich nie widziałem. Dla mnie to jest miara jakości tego programu. Proszę zwrócić uwagę, że program został zrobiony bez górników, a konsultacje i dyskusje odbywały się ponad zarządami spółek węglowych. Tak nie może być, bo ktoś ten program będzie musiał realizować. Także pan premier Tusk rozmawiał ze związkowcami ponad głowami zarządów i wiązał im tym samym ręce.
MSz: Kilka lat temu, podczas realizacji poprzedniego programu reformy, uczestniczyłem w negocjacjach Kontraktu Regionalnego dla Województwa Śląskiego. Wybieraliśmy miejsca, które wydawały się najbardziej zagrożone bezrobociem związanym z restrukturyzacją. Obok Gliwic były to okolice Żor i Tychy, gdzie były trzy duże kopalnie. To był przykład myślenia wyprzedzającego. Dzisiaj nie obserwuję takich działań dotyczących ewentualnego wzrostu bezrobocia, oczywiście w mniejszej skali niż było to w wypadku programu premiera Buzka. Samo stwierdzenie, że zostaną rozszerzone strefy ekonomiczne, to za mało. Brakuje równoległego myślenia o alternatywnych miejscach pracy, które absorbowałyby ludzi z tego niewielkiego obszaru. Po drugie lista kopalń do wygaszania nie może być loterią, bowiem nie ma większej bojaźni niż bojaźń przed utratą pracy. I trzecie spostrzeżenie związane jest z rodzinami górniczymi. Nasze badania nad rodzinami górniczymi pokazały jednoznacznie, że to żona w wielu przypadkach decydowała, co w sferze zawodowej stanie się z górnikiem, a tworząc klimat w domu, oddziaływała na klimat społeczny w kopalni. Kolejna sprawa wiąże się z tym, że instrumenty zaproponowane w programie nie są żadną nowością. To są kalki instrumentów, które znamy z czasów reformy premiera Buzka. Zmieniła się jedynie wysokość odpraw, ale spodziewałem się czegoś więcej. Nie mogę też zrozumieć, jak poważnych prezydentów miast można na 90 minut przed spotkaniem nie zapraszać, lecz wzywać. Pani premier przyjedzie i pojedzie, podobnie jej ministrowie, a Frankiewicz, Mańka-Szulik, Dziedzic i Bartyla zostaną z lokalnymi problemami. Takie punkty włączyłbym do tego projektu, przypominając o zdolnościach komunikacyjnych, bo jeśli się coś tworzy, to trzeba to umieć przekazać tym, których to dotyczy.
Czy możliwe jest, że nierentowne kopalnie po przejęciu przez zewnętrznych inwestorów będą funkcjonować na zdrowych zasadach? Czy konieczna jest ich restrukturyzacja?
JK: Bez jakiejkolwiek restrukturyzacji technicznej i organizacyjnej tych zakładów obawiam się, że cały program przyjęty w formie ustawy przez Sejm okaże się tabletką od bólu głowy, a nie lekarstwem na problem. Każda kopalnia jest inna także w warstwie swojego społecznego otoczenia, być może każda ma jakąś szansę, ale trzeba na nią popatrzeć głęboko i nie kierować się emocjami. Z jednej strony być bezwzględnym menedżerem, ale z drugiej skorzystać z wiedzy, doświadczeń i zdolności poznania problemu przez socjologów. Niejednokrotnie powtarzałem, że węgla w Polsce jest za dużo, bez wygaszania zdolności produkcyjnych nie da się wyjść z tego problemu. Chcę posłużyć się przykładem dwóch kopalń połączonych przed laty, które znalazły się na liście do wygaszenia. Infrastruktura techniczna, która wymaga utrzymania, jest w nich dokładnie taka jak wtedy, gdy istniały jako niezależne zakłady. Zdolność wydobywcza mierzona potencjałem technicznym urządzeń jest bardzo wysoka, a wydobycie spada. Koszty stałe utrzymania infrastruktury są bardzo wysokie. Dokonałem kiedyś takiej analizy. W latach 80. na jedną pracującą ścianę w górnictwie węgla kamiennego łącznie na powierzchni i pod ziemią zatrudnionych było ok. 500 pracowników. Wśród nich byli m.in. pracownicy ośrodków wczasowych, malarze, budowlańcy itd. Wiecie państwo, ilu dzisiaj pracowników przypada na jedną ścianę? Dwukrotnie więcej! Coś jest nie tak, skoro następuje postęp techniczny, a ludzi jednak przybyło. Taką analizę trzeba zrobić w odniesieniu do każdej kopalni.
MSz: Znam europejskie regiony przemysłowe i w żadnym z nich podczas restrukturyzacji nie obyło się bez potu i łez. W wielu krajach, jak w Wielkiej Brytanii, dochodziło też do rozlewu krwi, rok 1984 był tam wielką traumą. Mówiąc o udanej restrukturyzacji, trzymamy się przykładu Silesii, ale to jest przypadek kliniczny. Kopalnie trzeba doinwestować, bo jeżeli miałyby wydobywać wyłącznie kamień z powodów politycznych, to w ogóle nie ma o czym mówić. Trzeba oszacować złoża, oszacować koszty, podjąć wysiłek inwestycyjny, uruchomić - podobnie jak w Silesii - siedmiodniowy tydzień pracy, ograniczyć liczbę związków zawodowych oraz płacowe przywileje i powiązać płace z rzeczywistym wynikiem kopalń. A to będzie bardzo trudne, bo proszę pamiętać, że bardzo trudno zrzec się praw nabytych. Na pewno zanim się cokolwiek zlikwiduje, trzeba bardzo poważnie wykonać rachunek społeczny. Zastanowić się, co zrobić z tymi ludźmi, których 90 proc. - jak pokazało jedno z ostatnich badań - ma głębokie górnicze tradycje.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Grono gadających ekspertów, żeby nie rzec uzdrowicieli, śląskiego górnictwa węgla kamiennego stale się powiększa, a efektów niestety nie widać.
Kogo do tej debaty państwo zaprosili? Prezes GIPH Olszowski ma do was wielkie pretensje, żeście go pominęli. A on przecież ma bardzo światłe i głębokie przemyślenia w tej sprawie. Jak się go rząd będzie słuchać, to dobrze na tym wyjdzie .
Eksperci "za pięć dwunasta" wytknęli błąd Kopaczce, że nie zrobiła jak: premier Thatcher, nie przygotowała specjalnych oddziałów do starć z górnikami. Takich mamy speców, i ten kraj tak wygląda
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.
Pan Korski pracował kiedyś na Makoszowy i to nie głupi facet był. Szkoda tylko, że z Makoszowy poszedł ale On sam najlepiej wie dlaczego.
Ciekawe co teraz robi Korski?. W jakiej spółeczce pracuje ?
Jakim prawem pan się wypowiada panie Korski był pan prezesem, miał pan możliwość naprawić Kompanię i nie zrobił pan nic a teraz jest pan "ekspertem" WSTYD
Z choinki SLD-owskiej :)
Z jakiej choinki spadli ci eksperci?