Wypadek w kopalni. Z Wyższego Urzędu Górniczego w świat idzie komunikat o nieszczęściu. Jego opis kończy formuła: "Na miejscu pracuje Okręgowy Urząd Górniczy, który bada przyczyny wypadku...". Co wówczas dzieje się w kopalni i poza nią?
Przykład hipotetyczny. Wczoraj w kopalni Jan tuż przed północą zginęło 2 górników. Doszło do tzw. opadu skał. Z niepodpartego obudową stropu urwała się potężna bryła węgla. Górnicy mieli pecha. Rozbite czaszki. Poważne obrażenia głowy. Brak tętna. Śmierć na miejscu. Nie zasypało ich. Będący na miejscu nie musieli być lekarzami, by to stwierdzić. Lekarz zjechał na dół i potwierdził to, co oczywiste. Zgodnie z Prawem geologicznym i górniczym (PGG) kierownik ruchu zakładu górniczego (KRZG) ma obowiązek niezwłocznie zgłosić do OUG wypadki śmiertelne, ciężkie i zbiorowe, a właściwy organ nadzoru górniczego powinien przystąpić do ustalania stanu faktycznego i przyczyn wypadku. Uruchomiona zostaje procedura powypadkowa wg zarządzenia prezesa WUG ws. trybu wykonywania czynności inspekcyjno-technicznych przez pracowników Okręgowego Urzędu Górniczego (OUG).
Przyczyny i okoliczności
Wróćmy do kopalni Jan. Jej dyspozytor, osoba dozoru oraz kierownik ruchu zakładu górniczego już wiedzą o tragedii. Jako że jest to wypadek nie tylko śmiertelny, ale i zbiorowy, w kopalni tworzony jest zakładowy zespół powypadkowy do zbadania przyczyn i okoliczności wypadku. Powiadomieni zostają dyspozytor WUG i dyrektor właściwego, danego dla miejsca zdarzenia OUG, wojewoda, prokuratura, policja (jeśli jest taka potrzeba). W Janie zginęli ludzie, więc dyrektor sam staje na czele zespołu OUG. Gdyby doszło do wypadku lekkiego, to mógłby nim kierować inspektor OUG, a kiedy w grę wchodziłby wypadek ciężki, zespół prowadziłby zastępca dyrektora.
Ponieważ wypadek jest związany z przyczynami górniczymi, dyrektor OUG wspólnie z nadinspektorem powiadamia (w rzeczonym przypadku) specjalistów górniczych. Udają się na miejsce tragedii.
Powiadomiony przez OUG dyspozytor WUG informuje o wypadku osobę z kierownictwa WUG, pełniącą w tym czasie tzw. dyżur techniczny. Do zespołu OUG, przeprowadzającego wizję lokalną, dokoptowane zostają m.in. osoby kierownictwa kopalni i pracownicy Działu Mierniczo-Geologicznego. To oni udokumentują miejsce wypadku w szkicu sytuacyjnym. Gdyby pracownik zginął w związku z obsługą lub pracą maszyn czy urządzeń, to do zespołu powołany zostałby specjalista energomechanik.
Zanim komisja pojawiła się na miejscu zdarzenia, w kopalni zapowiedziano, że świadkowie wypadku lub ci, którzy mogą coś wiedzieć o tragedii, mogą świadczyć w toku prac komisji (tak OUG, jak i kopalnianej), mają pozostać na miejscu i - mówiąc kolokwialnie - niczego nie ruszać. By zminimalizować możliwość świadomego lub nieświadomego zacierania śladów wypadku, obowiązuje nieformalna zasada: do czasu, gdy na miejsce zdarzenia dotrze dyrektor OUG ze swoją komisją, nikomu nie wolno zjechać w ten rejon. Gdyby ktoś o tym zapomniał, niech wie, że wówczas będzie przesłuchiwany jako świadek wypadku, z wszelkimi tego konsekwencjami.
Komisja OUG dociera na miejsce
- W skrócie wygląda to tak: komisja przystępuje do wizji lokalnej w miejscu wypadku. Następnie przesłuchuje świadków. Zbiera i zabezpiecza dokumentację dotyczącą wykonywanych prac w związku z wypadkiem, książki kontroli, książki raportowe itp., czyli materiał pomocny do zbadania i wyjaśnienia przyczyn, okoliczności i przebiegu wypadku - wylicza Janusz Malinga z WUG, zajmujący się zagadnieniami bezpieczeństwa pracy w zakładach górniczych. - ównolegle pracują dwie komisje: zakładowa i OUG. Taki tryb obiektywizuje postępowanie.
W zależności od potrzeb komisje mogą zjeżdżać nie raz i nie dwa. W naszym przypadku sprawa jest względnie jasna. Względnie, bo do opadu skał mogło dojść zarówno wskutek działania sił natury, jak i w wyniku błędów popełnionych w sztuce górniczej, np. w zbrojeniu chodnika, czy niedopełnienia obowiązków przez pracowników i osoby dozoru. Zostanie to wyjaśnione w trakcie badań powypadkowych.
Jak długo może trwać postępowanie urzędu górniczego? Kiedyś do 21 dni. Teraz już do 6 tygodni. Przy czym, jeśli zachodzi uzasadniona potrzeba, prezes WUG może przedłużyć pracę komisji OUG. Tyle suchy schemat. Życie różnie go kształtuje.
Droga do decyzji
Dyrektor Malinga sięga pamięcią wstecz: - Były postępowania powypadkowe (mowa cały czas o zdarzeniach skutkujących śmiercią pracownika), które kończono orzeczeniem po 3-4 tygodniach. Były takie, w których do konkluzji komisja doszła po kilku miesiącach. Były i dłuższe...
Przy poważniejszych tragediach prezes WUG powołuje specjalne komisje, złożone z naukowców, pracowników instytutów naukowo-badawczych i praktyków, dla zbadania przyczyn zdarzenia. Wnioski takiej komisji wdrażane są w życie i służą poprawie bezpieczeństwa.
- Ponad rok trwało postępowanie w sprawie pożaru i śmierci górnika w kopalni Brzeszcze. Przypomnę, że w kwietniu 2003 r. doszło tam do zapalenia się metanu i pożaru w ścianie, wskutek czego 38-letni górnik został odcięty od drogi wyjścia. Warunki wówczas panujące nie pozwoliły do niego dotrzeć. W górnictwie nie ma pojęcia "zaginiony". Dopiero po roku wyjaśniono wszystkie okoliczności i wyrokiem sądowym uznano górnika za zmarłego. W końcu znaleziono jego szkielet...
W Brzeszczach nie było świadków, którzy zeznaliby: widziałem, jak ogień odciął koledze drogę ucieczki. Kopalnie węgla kamiennego to nie kopalnie rud miedzi. W miedzi pracuje się najczęściej indywidualnie, w węglu - grupowo. To znaczy, że jeśli w kopalni węgla dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, powinni być tego świadkowie. Tymczasem...
- Różnie to bywa. Ostatnio doszło do kilku śmiertelnych wypadków, w tym na taśmociągach, które nie były przystosowane do przewozu ludzi, a w naszych kopalniach, poza ZG Sobieskim, gdzie jest 9 taśmociągów do jazdy ludzi, takich przystosowanych nie ma. I co się okazuje? Nikt nie widział, jak pracownik, który zginął, jechał na taśmie. Czy to oznacza, że jechał na niej jako jeden jedyny? - pyta retorycznie dyrektor Malinga.
Ze świadkowaniem w górnictwie jest podobnie jak gdzie indziej. A po co mi to? Będą mnie ciągali po przesłuchaniach? Jeżeli przyznam się, że też jechałem, to będę ukarany... itp. A do tego dochodzi obawa, że zwierzchność po głowie uderzy, bo przecież wypadki, tym bardziej śmiertelne i zawinione przez człowieka, nie są laurami w życiorysie kopalni i jej kierownictwa.
Jeśli jednak wyjdzie na jaw, że świadek widział, ale nie powiedział, a nie daj Boże skłamał, to kłania się prokurator, bo ten zajmuje się również wypadkami w kopalniach, w których zginęli ludzie.
Prokuratura - dodajmy w wielkim skrócie - działa na trochę innych zasadach niż WUG. Nadzór górniczy ustala przyczyny i okoliczności wypadku. Postępowanie to wieńczy decyzja dyrektora OUG w formie orzeczenia o wypadku i nakazów koniecznych do wprowadzenia przez kopalnię, po to by w przyszłości uniknąć takich tragicznych zdarzeń. Postępowanie prokuratorskie może kończyć się skierowaniem aktu oskarżenia wobec winnych (świadomego lub nieświadomego) przyczynienia się do śmierci pracowników. Ale to już zgoła inny temat...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
na kwk ziemowit robią wtedy wszystko żeby zatuszować wypadek i wymyślają najkorzystniejszą dla siebie wersję
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.
ja myślę ,że na brzeszczach do bhp powinni zatrudnić tylko Sierpuchów, a urzędy będą miały donosy o wiele szybciej.
bhp na kopalni kwk brzeszcze zdaje egzamin partyzantka na całego brawosłuzba bhb emeryckie bandyci ktorzy okradaja panstwo uciekac z kopalni
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu braku związku z tematem.
Autor artykułu powinien się postarać o aktualne informacje albo przynajmniej nie mijać się z prawdą tak jednoznacznie pisząc o taśmach przystosowanych do jazdy ludzi. Zapraszam do Rudy Śląskiej na KWK "Pokój" - tu są kolejne dwie. Pomysł zdaje egzamin i należy go rozpowszechniać - przynajmniej moim skromnym zdaniem :)