11 października 2009 00:41
:
:
autor: Kajetan Berezowski - Trybuna Górnicza
1.2 tys. odsłon
Tajni agenci i niezapowiedziane kontrole urzędów górniczych
Nawet kontrolerzy urzędów górniczych nie mogą poruszać się sami na dole kopalni
fot: Jarosław Galusek
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Czesciowo obaj przedmowcy maja racje.
Zabwa trwa, ale porowanie do gornictwa
norweskiego jest niewlasciwe. To ze
polskie gornictwo ma swoja specyfike
kazdy wie. Nalezy pamietac, ze rodzilo
sie w czasach PRL i czesto zasady post
PRL panuja na kopalniach, przynajmniej
wegla kamiennego, bo takie znam.
Co do wypowiedzi pana Bugli - opisal w
zasadzie jak to wyglada i chyba nic nie
nalezy dodawac.
Pamietac natomiast nalezy, ze wewnatrz
zakladowe kontrole najczesciej sa
falszowane na najnizszym poziomie.
Tytus W., a ile to w tej Norwegii
wydobywają węgla i rud miedzi? Ile
mają kopalń głębinowych i jakie w
nich występują zagrożenia? Można
porównywać, co jest porównywalne. A
górnictwa polskiego nie da się
porównać z norweskim. Jeżeli się to
robi, to konkluzja może świetnie
brzmi, tyle że z gruntu jest fałszywa.
Proszę przeczytać doskonały wycinek z
artykułu zamieszczonego przez
piszącego na łamach nettg pl Pana
Adama Maksymowicza.
" liczba kontroli w 2006 roku
wynosiła 144 na jedną kopalnię węgla
kamiennego zajmując ok. 11%
roboczodniówek. Po prostu najazd
kontroli górniczej, a przecież nie
tylko inspektorzy górniczy kontrolują
kopalnie. Czy będąc stale pod presją
kontroli można wydajnie pracować?
Często zdarzało się tak, że kilka
różnych kontroli zjawiało się na
kopalni z tego samego urzędu
górniczego? To istny najazd.
Doceniając niezbędność kontroli
warto jednak zwrócić uwagę, że są
one bardzo drobiazgowe, w
przeciwieństwie do np. kontroli
norweskich urzędów. Tam dla przykładu
jeden urzędnik ma pod kontrolą mniej
więcej taki obszar i ilość zakładów
górniczych jak u nas cały okręg.
Tylko, że tam urzędnik przyjeżdża na
kopalnię raz do roku. Sprawdza rejestr
wypadków i potwierdza właściwą jej
kwalifikację ubezpieczeniową. Jeżeli
wypadków jest więcej, natychmiast
kopalnia zaliczana jest do wyższej
strefy opłat ubezpieczeniowych, co
obciąża ją w milionach dolarów
rocznie. W tych kopalniach sami
pracownicy, dozór i kierownictwo dbają
nie tylko o produkcje i wydobycie, ale
też autentycznie o bezpieczeństwo
każdego zatrudnionego, bez
konieczności kontroli urzędu
górniczego. Natomiast u nas odwrotnie.
Urząd bada szczegóły i drobiazgi.
Wydaje zarządzenia, kary, upomnienia i
dyspozycje. Kiedy tylko jest już za
bramą sprawa zaraz wraca do stanu
poprzedniego. I tak trwa zabawa w
„złodziei” i „policjantów”.
Czesciowo obaj przedmowcy maja racje. Zabwa trwa, ale porowanie do gornictwa norweskiego jest niewlasciwe. To ze polskie gornictwo ma swoja specyfike kazdy wie. Nalezy pamietac, ze rodzilo sie w czasach PRL i czesto zasady post PRL panuja na kopalniach, przynajmniej wegla kamiennego, bo takie znam. Co do wypowiedzi pana Bugli - opisal w zasadzie jak to wyglada i chyba nic nie nalezy dodawac. Pamietac natomiast nalezy, ze wewnatrz zakladowe kontrole najczesciej sa falszowane na najnizszym poziomie.
Tytus W., a ile to w tej Norwegii wydobywają węgla i rud miedzi? Ile mają kopalń głębinowych i jakie w nich występują zagrożenia? Można porównywać, co jest porównywalne. A górnictwa polskiego nie da się porównać z norweskim. Jeżeli się to robi, to konkluzja może świetnie brzmi, tyle że z gruntu jest fałszywa.
Proszę przeczytać doskonały wycinek z artykułu zamieszczonego przez piszącego na łamach nettg pl Pana Adama Maksymowicza. " liczba kontroli w 2006 roku wynosiła 144 na jedną kopalnię węgla kamiennego zajmując ok. 11% roboczodniówek. Po prostu najazd kontroli górniczej, a przecież nie tylko inspektorzy górniczy kontrolują kopalnie. Czy będąc stale pod presją kontroli można wydajnie pracować? Często zdarzało się tak, że kilka różnych kontroli zjawiało się na kopalni z tego samego urzędu górniczego? To istny najazd. Doceniając niezbędność kontroli warto jednak zwrócić uwagę, że są one bardzo drobiazgowe, w przeciwieństwie do np. kontroli norweskich urzędów. Tam dla przykładu jeden urzędnik ma pod kontrolą mniej więcej taki obszar i ilość zakładów górniczych jak u nas cały okręg. Tylko, że tam urzędnik przyjeżdża na kopalnię raz do roku. Sprawdza rejestr wypadków i potwierdza właściwą jej kwalifikację ubezpieczeniową. Jeżeli wypadków jest więcej, natychmiast kopalnia zaliczana jest do wyższej strefy opłat ubezpieczeniowych, co obciąża ją w milionach dolarów rocznie. W tych kopalniach sami pracownicy, dozór i kierownictwo dbają nie tylko o produkcje i wydobycie, ale też autentycznie o bezpieczeństwo każdego zatrudnionego, bez konieczności kontroli urzędu górniczego. Natomiast u nas odwrotnie. Urząd bada szczegóły i drobiazgi. Wydaje zarządzenia, kary, upomnienia i dyspozycje. Kiedy tylko jest już za bramą sprawa zaraz wraca do stanu poprzedniego. I tak trwa zabawa w „złodziei” i „policjantów”.
Co za bełkot Kręcenie kota ogonem.