Dlaczego szeroko acz z niedowierzaniem uśmiechali się do siebie inicjatorzy i uczestnicy Europejskiego Stołu Węglowego z kilkunastu krajów UE, gdy w środę (19 marca) po zamkniętym spotkaniu (z szefem od energetyki najwyższych władz Unii) uchylono już drzwi kameralnej sali na trzecim piętrze biurowca Altiero Spinelli Parlamentu Europejskiego?
Żeby zrozumieć dobre humory, trzeba cofnąć się co najmniej do jesieni 2013 roku. Europejskie Dni Węgla z dyplomatycznym śniadaniem roboczym, które wydał wtedy europoseł ze Śląska Bogdan Marcinkiewicz dla grona wtajemniczonych polityków i lobbystów, były testem, czy można już zatrąbić do ataku... Przy okazji otwarcia wystawy o węglu, pierwszej bodaj w Brukseli od lat 50. (gdy zamiast Unii budowano dopiero Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, fundament dzisiejszej UE) dr Christian Ehler, niemiecki ustosunkowany europoeł i sojusznik Marcinkiewicza tłumaczył nam, że jeszcze kilka lat wcześniej taka wystawa byłaby "bezczelnością" w stolicy Unii krzyczącej równie głośno, co mało roztropnie (to eufemizm) o totalnej dekarbonizacji kontynentu i globu. Jeden z najważniejszych punktów planu zakładał zastąpienie "dekarbonizacji" pojęciem "niskoemisyjności", istotną redefinicję sztandarowego hasła Zielonych.
Do czego służą "bezczelni" Polacy?
Gdy w tych samych dniach jesienią w Warszawie rząd równie "bezczelnie" zorganizował podczas światowego szczytu klimatycznego pierwszy w historii COP-ów równoległy światowy szczyt przemysłu węglowego, rozwścieczeni aktywiści Greenpeace zrzucili swój oburzony desant na budynek obrad. A w tym czasie w Brukseli "bezczelnością" i kompetencją w dyskusji o węglu zaskarbiał uznanie polski menedżer Jarosław Zagórowski, lider JSW, dowodząc - po raz pierwszy tak otwarcie na forum PE - jak kontrproduktywna i nieracjonalna, więc zgubna dla europejskiej ekonomii może być dotychczasowa polityka energetyczno-kilmatyczna UE. Nazajutrz z "bezczelnym" wsparciem do Brukseli spieszył już wicepremier polskiego rządu, by potwierdzić, że Polska ma osobną koncepcję wykorzystania zasobów energetycznych, bo musi chronić swoje miejsca pracy i gospodarkę, która lepiej niż inne oparła sie kryzysowi, a w dziedzinie redukcji CO2 dokonała większego postępu, niż kraje starej Unii. "Mamy prawo do węgla, nie mamy powodów do wstydu, owszem możecie uczyć sie od nas. Dyskutujmy rzeczowo o faktach, zamiast rozwijać propagandowe transparenty" - zdawali się mówić Polacy. Nie zostawialiśmy złudzeń: politykę energetyczno-klimatyczną UE uznajemy za fiasko. Unia nasłuchiwała uważnie i bynajmniej nie rozpadła się od nadmiaru prowęglowej narracji...
- Dzięki dzielnej postawie Polski po kilkudziesięciu latach nie znoszącej sprzeciwu propagandy, która nie dopuszczała już jakichkolwiek argumentów, zaczęliśmy w Niemczech i na zachodzie Unii przypominać sobie, czym sami dysponujemy pod stopami i jakie korzyści w kryzysie może dać nam nowoczesne wykorzystanie węgla - komplementował głośno europoseł Ehler.
Czym pachnie węgiel na zachód od Łaby?
Szarżę zaplanowano na wiosnę tego roku. W środę przy Europejskim Stole Węglowym udało sie naruszyć kolejną redutę nieprzyjaciela, jakim jawiła się dotąd KE. Decydujący okazał się sprytny taktyczny plan, w którym polskie szable, badając odporność wroga ("Wam wolno więcej w sporze o węgiel" - słyszeliśmy w PE), udeptały grunt dla skutecznej dyplomacji, która kojarzy się raczej z zimną partią pokera... W kuluarach Parlamentu Europejskiego zaczęto ujawniać, na razie szeptem, że sukces jest wynikiem niejawnego porozumienia Polski i Niemiec, w którym naszemu krajowi wyznaczono pozycję harcownika w prowęglowej ofensywie. Jej cele gospodarcze (w postaci radykalnej aprecjacji paliwa węglowego w polityce energetyczno-klimatycznej UE) mają być w pełni podzielane przez naszych zachodnich sąsiadów, którzy jednak w odróżnieniu od Polski zmagają się z bezwzględną presją polityczną ugrupowań ekologicznych. W Brukseli mówiono w środę wprost, że otwarta obrona węgla po latach propagandowego monopolu Zielonych uznawana jest w UE za niepoprawną politycznie (niemal równie skandliczną, jak - toutes proportions gardées - modna dziś pedofilia w sprawach moralności seksualnej, sic!).
Sugerowano, że otwarte głoszenie prowęglowych tez naraża polityków zachodnioeuropejskich na zbyt łatwe ryzyko kompromitacji w opinii publicznej. Z tych powodów Polska, jako imperium węglowe UE, okazała się nieodzownym strategicznym sojusznikiem. Jednak nie tylko o dwójprzymierzu mowa, jeśli dowiemy się, że np. nad tekstem memorandum dla najwyższych władz UE, pracował wydatnie Brytyjczyk Brian Ricketts (związany z Euracoal) a sojusz (prócz flag Europy od Hiszpanii po Rumunię) wzmacniali Hindusi (z gigantycznego globalnego koncernu stalowego), przy tym w obozie sprzymierzonych stanęły nawet egzotyczne posiłki wschodzących gospodarek Kazachstanu czy Turkmenistanu.
O czym świadczą te znaki?
Za tym bardziej znaczący uznawano w środę fakt, iż Dominique Ristori - osobisty wysłannik komisarza ds. energii UE i nowy szef ds. energii KE, oficjalnie pojawił się przy Europejskim Stole Węglowym, odebrał memorandum i wypowiadał się w stylu, który przyjęto za oznakę nowego otwarcia w dyskusji energetycznej. W Brukseli wiadomo, że najtrafniej o interpretacji zdarzeń świadczy specjalny unijny kod dyplomatyczny, którego znaki nauczono sie tutaj wnikliwie rozpoznawać.
W jedynej wypowiedzi dla prasy, jakiej Ristori udzielił po spotkaniu polskiej Trybunie Górniczej, dyrektor ds. energii Komisji Europejskiej potwierdził konieczność doprowadzenia do "doskonałej równowagi" między przemysłem a postulatami obrońców środowiska. O dziwo identyczną tezę zawarli autorzy w podsumowaniu memorandum, które Ristori dopiero co ujął w dłonie... W zamkniętej dyskusji miał posunąć się znacznie dalej, mówiąc o potrzebie "odejścia od ideologii na rzecz obiektywnych danych o emisyjności przemysłu". Czy to aby nie kojarzy się z "niskoemisyjnością" gospodarki? Całkiem nowa była też deklaracja, że Komisja Europejska przyznaje węglowi "równoprawne miejsce" w miksie energetycznym UE obok ropy naftowej, gazu i OZE. Czyżby właśnie postawiono krzyżyk na "dekarbonizacji"? Nie tak prędko, bo Unia jest wszak krainą osobników wyjątkowej cierpliwości. A deklaracje należytego docenienia węgla narastają w UE od kilku miesięcy. Problemem są jednak gołe fakty w polityce energetycznej władz UE.
Odmowa w odcieniu zieleni
W memorandum węglowym po raz pierwszy bez osłonek nakreślono oś konfliktu pomiędzy racjonalnymi korzyściami z węgla a "przesadnie ambitną" ideologią klimatystów, która - zdaniem autorów memorandum - prowadzi Unię do ekonomicznego i politycznego uwstecznienia. Weźmy poprawkę na karesy ze słownika nowomowy UE, by pojąć, że to naprawdę obrazoburcze, maksymalnie posunięte dziś słowa...
Która ze stron może liczyć na wygraną a kto będzie lizał rany? Tego jeszcze nikt nie może być pewnym. W najbliższych dniach należy bacznie obserwować stanowisko Polski w decydującej dyskusji o pakiecie klimatycznym i poziomie redukcji dwutlenku węgla po 2020 roku. Zapewne nieprzypadkowo wicepremier Piechociński zapowiedział już głośno, że być może nie pozostanie nam nic innego, niż weto. Na razie wymowną i niemałą sensacją dla komentatorów w Brukseli okazał sie fakt, iż przedstawiciel Komisji Europejskiej odrzucił w środę zaproszenie, które w ostatnim momencie na ten sam dzień i na tę samą porę złożyli Dominikowi Ristoriemu najważniejsi europosłowie Zielonych w PE, dążąc najwyraźniej do storpedowania stołu węglowego. Ristori odmówił i pokrzyżował ich plan.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.