Jak powinny wygądać wzorcowe kopalnie na Śląsku, by przetrwać zalew tańszego węgla z importu - a jak wyglądają, z niedostatkiem inwestycji, anachroniczną strukturą, bez realnego właściciela i szokująco kulejącą wydajnością - zastanawiali się uczestnicy drugiej części debaty podczas piątkowej konferencji Górnictwo 2013 w hotelu Angelo w Katowicach.
Z zaproszenia Polskiego Towarzystwa Wspierania Przedsiębiorczości do dyskusji w południowym panelu skorzystali m.in. producenci maszyn i urządzeń górniczych z Waldemarem Łaskim, szefem Famuru , Józefem Wolskim, prezesem Grupy Kopex, Marcinem Sutkowskim, szefem Bumechu oraz prof. Marian Turek (GIG, Politechnika Śl.), Janusz Olszowski, prezes GIPH, Michal Heřman, szef PG Silesia, Tadeusz Wenecki, szef koksowni Częstochowa Nowa oraz Roman Łój, prezes Katowickiego Holdingu Węglowego SA.
Bo ostatnich gryzą psy
Roman Łój juz na początku rozwiał złudzenia, jakoby realna była prywatyzacja KHW, bo brakuje inwestora branżowego, giełda nie polubi niewielkiej rentowności kopalń i złego dla nich klimatu w UE a potencjalni inwestorzy finansowi jako ewentualni akcjonariusze kopalń mieliby interes sprzeczny z przedsiębiorcami górniczymi - pierwsi liczą na jak najszybszy zwrot kapitału i zysk, gdy drudzy mogą ten efekt zapewnić, lecz w dalekim, kilkuletnim terminie. Mimo wszystko restrukturyzację trzeba przeprowadzać, i to bardzo szybko. - Bo ostatnich gryzą psy, to znaczy, że ten, kto zrestrykturyzuje się na samym końcu, przepadnie - tłumaczył.
Leitmotivem przez całą dyskusję był sukces kopalni PG Silesia, którą w grudniu 2010 r. sprywatyzowano jako zakład KW w opałach. Inwestycje wyniosły od tego czasu w Silesii 750 mln zł a w 2014 r. kopalnia ma być wzorem wydajności: wydobędzie wg. planów 2,2 mln t węgla, zatrudniając 1620 górników. Jej wydajność (ponad 1,3 tys. t węgla na pracownika) pokazano jako wzorzec a za miarę zapóźnienia podawano 700 t na górnika w Kompanii Węglowej. Czy jednak na pewno przewaga prywatnych kopalń wynika z ich struktury własnościowej? Roman Łój studził dyskutantów, że choć na ogół tak bywa, to woli jednak inny podział: - Na zakłady dobrze i źle zarządzane - podkreślał.
- Współczuję wam narzuconych ograniczeń. Wiem, że wy wiecie, jak należałoby restrukturyzować państwowe spółki górnicze, ale nie pozwala się wam na to - mówił do prezesów KHW i KW Marcin Sutkowski z Bumechu, który ostentacyjnie chwalił się, że w jego spółce nie ma ani jednego związkowca i nie musi przejmować się społeczną odpowiedzialnością biznezu. Łój oponował, że trudne porozumienie, jakie w KHW wypracowano ze stroną społeczną, poczytuje za wartość swej firmy i przypomniał, że kodeks pracy obowiązuje w Polsce nie tylko w państowych firmach. Sutkowski ciągnął, że wie, skąd wziąć pieniądze na ratowanie KW. - Należy obniżyć koszt do poziomu osiąganego w prywatnej PG Silesia, co dałoby 70 zł oszczędności na tonie. Przy wydobyciu 37 mln t KW zyskałaby aż 2,5 mld zł! - wyliczał, zachwalając sprzedaż przedsiębiostw nawet po kawałku i jak najczęstsze korzystanie z usług tańszych firm zewnętrznych.
Marnotrawstwo i dekoncentracja
Zgadzano się, że ogólna recepta na restrukturyzację spółek węglowych jest banalnie prosta: zwiększyć wydajność, zmniejszyć zatrudnienie.
- Widać, że problem, przed którym stoją KW i państwowe kopalnie w Polsce jest w istocie polityczno-społeczny a nie ekonomiczny - podkreślał czeski menedżer Michal Heřman z PG Silesia. Inni z mówców wytykali państwu, że zupełnie świadomie przerzuciło na państwowych przedsiębiorców górniczych własne obowiązki socjalne i stąd m.in. kłopoty, w jakich tkwi dziś KW z nadzatrudnieniem, marną wydajnością i kosztami obcymi prywatnym przedsiębiorcom, jak np. emeryckie deputaty węglowe. Zwracano uwagę na słabą koncentrację wydobycia. - Lepiej prowadzić w kopalni mniej, ale wydajnych ścian, niż więcej, ale dających zaledwie tysiąc ton na dobę, a nie brakuje takich ścian w naszych kopalniach - krytykowano.
Czecha zaszokowały dane o tym, że drogie kompleksy wydobywcze w śląskich kopalniach wykorzystywane są zaledwie w 20-30 proc. ich możliwości. - To bulwersujące i niesłychane. W motoryzacji kosztowna linia produkcyjna musi być wykorzystana w ponad 90 proc., bo inaczej fabryka bankurutuje. W lotnictwie jednym z najważniejszych wskaźników jest czas przebywania samolotów w powietrzu. Wyobrażacie sobie linię, której flota cały czas stoi na lotniskach a lata tylko co piąta maszyna? Albo zwiększycie szybko ten wskaźnik do 50-70 proc., albo śląskie górnictwo już jest martwe! - przewidywał.
Jak na lekarstwo
Utyskiwano, że zamarły inwestycje w górnictwie (chociaż ostatnio odnotowano wreszcie wzrost nakładów). W wiekszości spółki ograniczały się tylko do niezbędnych odtworzeń wyrobisk koniecznych dla transportu, wentylacji i odstawy. Górnictwo przestało kupować polski sprzęt, co postawiło pod ścianą np. Kopex, który uratował się zwiększonym aż do 120 proc. eksportem (w 2013 r. krajowe zamówienia kopalń na maszyny spadły o 40 proc.). - Gdbyśmy chcieli zachować w tych warunkach dawną wydajność, trzeba by zwolnić tysiąc pracowników. Przy załodze liczącej 2,4 tys. ludzi to rzecz nie do wyobrażenia! - opisywał Józef Wolski, prezez Kopeksu.
Kopex ujawnił szczegóły swej nowej kopalni planowanej pod Oświęcimiem, której budowa ma trwać w latach 2015-2018. Rozwiązania, jakie zostaną w niej użyte już od etapu projektowania (np. upadowe zamiast szybów) pozwolą na eliminowanie ryzyka i optymalne warunki wydobycia. Kosztowne funkcje zakładu przeróbczego i wzbogacania węgla nie będą dzięki temu potrzebne. Płuczka ma działać tylko w podstawowym zakresie. Nowoczesną ciekawostką ma być - jak ujawnił Wolski - rozliczanie efektów pracy górników i kadry zarządzającej nie w tonażu urobku, ale w wartości energetycznej wydobytego węgla. - Nie mamy zamiaru płacić za transport ton kamienia z przodków na powierzchnię - mówił.
Waldemar Łaski, prezes Famuru zwrócił uwagę, że eksport nie może być jedyną i najważniejszą opcją dla polskich producentów maszyn górniczych, którzy są historycznie i silnie zależni od lokalnych kopalń. - Chcielibyśmy, aby w tych modelowych polskich kopalniach pracował nasz sprzęt - udowadniał, że ostatnie przetargi np. w Bogdance pokazują, że nasze maszyny górnicze są cenowo konkurencyjne wobec zagranicznych wyrobów. Dyskutanci zgodnie twierdzili, że rodzimi wytwórcy maszyn górniczych dostarczają doskonałych urządzeń. Łaski natomiast w tonie przestrogi i refelksyjnie opowiedział o smutnej historii najsławniejszych jeszcze niedawno producentów brytyjskich i niemieckich, którzy ulegli w końcu akwizycjom amerykańskim i już nie ma po nich śladu.
Gdzie jest właściciel?
Prof. Turek mówił, że struktura nowoczesnego przesiębiorstwa górniczego musi być maksymalnie prosta , płaska i oszczędna. - Prywatyzacja kopalń ma sens pod warunkiem, że przedsiębiorstwa będą w dobrej kondycji. Masy upadłościowej nie sprywatyzujemy - prof. Turek zaznaczył, że restrukturyzacja górnictwa musi poprzedzać sprzedaż kopalń. Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej był sceptyczny, czy uda się to osiągnąć w formule jednoosobowych spółek skarbu państwa. - Ten byt stworzono przed laty podobno tylko tymaczasowo, na dwa lata, do prywatyzacji, a przetrwał ponad 20 lat. Kopalnie nie maja de facto właściciela. Bo kto nim tak naprawdę jest? - pytał retorycznie Olszowski. - Minister skarbu nie jest od kreowania przedsiębiorczości. Inny minister - środowiska - wyznacza górnictwu warunki prawne, a jeszcze inny minister - finansów - decyduje o opłatach. To nienormalne, że jeden człowiek, jeden polityk w Polsce, obojętnie jakiej byłby opcji - minister gospodarki - może formalnie zarządzać astronomicznym majątkiem kopalń. Skutkiem jest niesłychana niestabilność i rotacja zarządów spółek - wyliczał Olszowski. Jako przykład absurdalnej polityki państwa ujawnił, że właśnie dowiedział się o projekcie przywrócenia podatku od budowli podziemnych, który rząd próbuje przeforsować "tylnymi drzwiami" przez nowelizację kilku ustaw, a przy tym oficjalnie uspokaja, że projekt nie przysporzy przedsiębiorcom żadnych dodatkowych obciążeń.
Kolumbia za rogiem
- Szukacie optymalnego modelu kopalni przyszłości? Ja byłem w takiej kopalni. W stanie Utah. Zatrudniała kilkunastu górników, nie miała żadnej ochrony środowiska, nie przejmowała się rekultywacją powierzchni, wydobywała z płycizn horrendalne ilości węgla. I dzięki Bogu leży ponad 5 tys. km od nas, bo już byśmy nie mieli na Śląsku żadnych kopalń w zetknięciu z podobną konkurencją - ironizował Olszowski.
- Niedawno spotkałem w Warszawie przedstawiciela koncernu AngloAmerican, który prowadzi kopalnie w Kolumbii. Dziesięć lat temu nikomu nie przyszłoby do głowy, że może się opłacać sprzedaż kolumbijskiego węgla w eksprocie do Europy. A menedżer ten kilka dni temu zapytał mnie prosto z mostu "Ile węgla potrzebujecie? Cena wyniesie 85-90 zł za tonę. Możemy dostarczyć wam 20-30 mln ton w ciągu dwórch-trzech lat. Powiedzcie tylko, ile?" - opowiadał Michal Heřman, przestrzegając, że bez radykalnych usprawnień w sercu ślaskiego górnictwa, wkrótce nie wytrzyma ono konkurencji i będzie skazane na upadek.
Dyskusję zakończono ogólnym wnioskiem, że mimo trudności trzeba za wszelką cenę i wszelkimi sposobami dążyć do błyskawicznego zwiększenia wydajności kopalń górnośląskich, najpierw do poziomu PG Silesia a wkrótce nawet dwukrotnie wyżej (do formuły "tysiąc górników - 3 mln t wydobycia rocznie"). - Być może dopiero w obliczu realnego upadku przedsiębiorcy górniczego związki zawodowe w państwowych dziś kopalniach zgodzą się na bolesne, ale konieczne i głębokie zmiany - przewidywali uczestnicy konferencji.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
zmiany są potrzebne pościągają wam buciki kalfaktorki i inne darmozjady którzy zjeżdżają żeby przetrwać
Masz rację super. Phemier właśnie obiecał podnieść płace. Po 6 latach zauważył, że niskie są;)
"... Płuczka ma działać tylko w podstawowym zakresie..." Powiedz to panie Wolski dyr. Mendakiewiczowi z kwk Sośnica-Makoszowy.
sami znawcy się wypowiadają co mają pensje pewnie po 50 000. W tym kraju nie będzie nigdy dobrze. pieprzą głupoty Otakie Polskie my walczyły za 2000 zł w kopalni