Miał ciekawe życie. Pod jednym warunkiem: tylko gdy był stachanowcem, i to wybitnym. I jeśli tylko nie naruszył swoim postępowaniem jedynie słusznej ideologii, na straży której stała partia. A to oznacza, że gros górników wcale nie miało lekkiego życia, choć władzę radziecką kochała z całego serca...
28 sierpnia w Sowietskim Sojuzie obchodzono jedno z najważniejszych świąt (a mieli ich tam w kalendarzu kilkaset, jeśli nie więcej). Ten dzień był w CCCP odpowiednikiem naszej Barbórki i 28 sierpnia całe radzieckie górnictwo wypijało morze wódki pod tony medali przypiętych do odświętnych mundurów (jakby nieopatrznie nawiązujących do carskich wzorców).
"Dzięki postępującej mechanizacji kopalń i sukcesom współzawodnictwa wydobycie węgla na jednego robotnika zwiększyło się w roku bieżącym o 15 proc., a cały radziecki przemysł węglowy zbliża się już dziś do poziomu zaplanowanego na rok 1950..." odczytywał w kronice filmowej z 1949 r. Andrzej Łapicki. A widz, jeśli tylko poszedł do kina, to widział, jaki ogrom mechanizacji jest w radzieckich kopalniach.
W ówczesnym województwie śląskim oglądający takie obrazki pewnie zadawali sobie pytanie: skoro wszystko jest zmechanizowane, to dlaczego wzięliście siłą do roboty, do sowieckich kopalń, naszych górników?
Głośne zadawanie tego rodzaju pytań nie było wówczas w dobrym tonie, a poza tym mogło skutkować - u takiego ciekawskiego - uszczerbkiem na zdrowiu. Dopiero po 1956 r. w Polsce Ludowej dowiedziano się, że jej obywatele (wbrew swej woli) wnieśli znaczny wkład w dzieło rozwoju radzieckiego górnictwa. Do pracy w sowieckich szachtach deportowano w sumie, w charakterze pracowników przymusowych, co najmniej 15 tys. górników. Dodajmy, że Związek Radziecki kierowany komunistyczną uczciwością, w zamian za tych górników "odstąpił" Polsce Ludowej ok. 50 tys. jeńców niemieckich, by było komu fedrować w śląskich i zagłębiowskich kopalniach.
Oczywiście w ustroju sprawiedliwości społecznej każdy uczciwie pracujący mógł być nagrodzony nie tyle solidną premią pieniężną, ile medalem, ale raczej nie dotyczyło to wziętych w jasyr Ślązaków lub b. żołnierzy b. Wehrmachtu. Obywatel radziecki mógł być (prawie) pewien, że jeśli zrobi więcej za to samo, to partia mu to wynagrodzi.
Jak przystało na państwo będące awangardą światowego proletariatu, to w ZSRR postanowiono, że sportową atmosferę rywalizacji można przenieść na grunt socjalistycznej gospodarki. I wtedy objawił się Aleksiej (Andriej) Grigorijewicz Stachanow, ukraiński górnik, który rzucił w 1935 r. hasło takie, które kilkanaście lat później powtórzył Wincenty Pstrowski.
Otóż tenże Stachanow w ciągu jednej nocki (z 30 na 31 sierpnia 1935 r.) wykonał 1475 proc. normy, czyli wyfedrował 102 tony węgla! Nie do wiary? Do wiary! Nie takie niesamowitości były możliwe (tylko) w Związku Radzieckim. Oczywiście pod warunkiem zastosowania odpowiedniej metodologii liczenia, pomiaru, wagi itd.
Wyczyn nieznanego górnika z robiącej bokami kopalni zapewne przeszedłby niezauważony, gdyby nie przywódca światowego proletariatu tow. Józef Stalin, którego uwadze nie uszła maleńka notka w "Prawdzie" o tym rekordzie. Stachanowa, któremu na chrzcie dali Andriej (urodził się za cara), redaktor przemianował na Aleksieja, co tow. Stalin uznał za słuszne i kazał zastosować we wszystkich dokumentach rekordzisty. Jest mało prawdopodobne, by to sam Stalin wpadł na pomysł stworzenia socjalistycznego współzawodnictwa pracy, ale z uwagi na ówczesny charakter socjalistycznej demokracji w ZSRR historia nie wspomina o rzeczywistych autorach tej koncepcji, choć w niektórych źródłach wskazuje się na Sergo Ordżonikidze, bliskiego współpracownika Iosifa Wissarionowicza...
Machina działała sprawnie i w miesiąc po tym, jak Stachanow (przy niejawnym wsparciu pomocników) ustanowił pierwszy rekord w radzieckim górnictwie, na Kremlu, na pierwszym zjeździe spotkali się górnicy-rekordziści. Ruch stachanowski zaczął rozwijać się i rosnąć w siłę, by przyszłym pokoleniom żyło się dostatnie(j).
Tak jak w sporcie, tak i w radzieckim ruchu współzawodnictwa pracy warto było być tym pierwszym. Taki Stachanow za te 102 tony węgla dostał od władzy radzieckiej dom, konia z rzędem i bryczką oraz premię w wysokości trzech miesięcznych pensji, a z czasem jego nazwisko nadano miastu... Strachanow (na Ukrainie). Inni już potem tyle nie dostawali i nic w tym dziwnego, bo jakby partia miała każdego rekordzistę tak sowicie wynagradzać, to CCCP rychło by splajtował, a i miast nie starczyłoby dla bohaterów pracy socjalistycznej.
Mimo (zachwalanej przez propagandę) mechanizacji w górnictwie i sportowego podejścia do organizacji pracy, wspartej ideologicznym zaangażowaniem i wiarą w słuszność idei Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, socjalistyczni górnicy (i nie tylko) odstawali klasą od kapitalistycznych kolegów po fachu.
I tak w 1935 r. w ZSRR wydobycie węgla kamiennego na 1 mieszkańca wynosiło raptem 0,7 t. W tym samy czasie w Wielkiej Brytanii - ok. 5 t, w USA - ok. 3 t i w Niemczech ok. 2 ton. Być może to skutkowało odpowiednio mniejszą produkcją stali i energii elektrycznej. W 1935 r. produkcja stali na statystycznego mieszkańca ZSSR wyniosła 67 kg, a w Stanach zjednoczonych ćwierć tony. Natomiast produkcja energii elektrycznej w CCCP w tym czasie per capita wyniosła 153 kWh, a w Niemczech - 472 kWh. Te statystyki pochodzą z książki napisanej w 1936 r. przez... Lwa Trockiego, współtwórcę Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, z czasem wroga Stalina. Albo raczej odwrotnie.
W dziele " Zdradzona rewolucja. Czym jest ZSRR i dokąd zmierza?" Trocki (w 1940 r. surowa ręka sprawiedliwości socjalistycznej rozłupała mu głowę czekanem) napisał był: "Produkcja obuwia w ZSRR wynosi obecnie w przybliżeniu około 1/2 pary na mieszkańca, w Niemczech - więcej niż jedną parę, we Francji - 1,5 par, przy tym nie uwzględnia się wskaźnika jakości, który jeszcze bardziej pogarsza te relacje. Można przyjąć za pewnik, że w krajach burżuazyjnych procent osób posiadających po kilka par obuwia jest znacznie wyższy niż w ZSRR; lecz niestety, pod względem ilości ludzie nieobutych ZSRR wciąż jeszcze zajmuje jedno z pierwszych miejsc...".
Teraz już wiadomo, że do ruchu stachanowskiego obywateli ZSRR wciągały nie tylko wielkie idee, ale i czysty pragmatyzm. Bowiem trudno sobie wyobrazić (nie tylko wówczas, ale i teraz), by przodownik pracy socjalistycznej - mniejszego lub większego kalibru - mógł mieć tylko jedną parę butów!
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.