JĘZYK W GĘBIE, CZY MOŻE JĘZYK W BUCIE?
Powszechna umiejętność posługiwania się językami obcymi naszego społeczeństwa jeszcze niedawno była porównywalna z umiejętnością lądowania samolotem w trudnych warunkach i wiedzą na temat powodów katastrof lotniczych. Nic dziwnego, że stała się anegdotyczna. Oto przykład: jakiś obcokrajowiec usiłuje nawiązać werbalny kontakt z dwoma przechodniami w stolicy naszej pięknej ojczyzny.
- Do you speak English?
Ale odpowiedziało mu tylko wzruszenie ramion, więc próbuje dalej: - Sprechen Sie Deutsch?
I znów wzruszenie ramion, jednakże niezrażony kontynuuje: - Parlez vous Francais?
Po ponownym wzruszeniu ramion bez przekonania zapytał jeszcze: - Gawaritie pa ruski?
Widząc tę samą odpowiedź co poprzednio, machnął ręką i odszedł. Wtedy jeden z indagowanych przez cudzoziemca przechodniów powiada do drugiego:
- Widzisz, Zenuś, trza by się jakiegoś języka obcego nauczyć.
- A po co, Franiu? - rzecze drugi.
- Ten znał cztery i się nie dogadał...
Na szczęście co nieco się zmieniło w tej materii i zakres wiedzy się poszerzył. Tzn. na szczęście w dziedzinie językowej, zaś w dziedzinie lotnictwa - wręcz przeciwnie. Języki obce stały się obowiązkową składową egzaminu maturalnego. Jednakowoż jest i spora łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Rozwiązywanie maturalnych testów przypomina szkolną grę w okręty: "trafiony, zatopiony" albo nie. To i znajomość języków nadal bywa taka, jak wiedza dowódcy tej papierowej floty o prawdziwej nawigacji. Kiedyś zwalało się indolencję językową rodaków na przymusowe nauczanie rosyjskiego z minimalnym naciskiem na języki zachodnie. Rosyjski, mimo że nauczany już od podstawówki, też kiepsko był znany, co tłumaczono oporem przed imperialną presją hegemona politycznego - choć było to zwykłe nieuctwo. Języków zachodnich uczono w liceach i efekty też najczęściej były marne. Dziś jest dużo lepiej, ale do powszechnej znajomości jakiegokolwiek obcego języka w stopniu funkcjonalnym jest u nas dalej niż Amerykanom do pokojowego rozwiązania konfliktów bliskowschodnich.
Jednakże nie tylko u nas obcokrajowcy mają ciężko w rozmowie na ulicy. We Włoszech nie jest lepiej. Na Węgrzech to zawsze trzeba było mieć dwie zdrowe ręce do rozmowy. Najgorzej jest chyba jednak we Francji, która nie pogodziła się z faktem, iż jej dźwięczna mowa przestała być w Europie i świecie najważniejszą, a zastąpiły ją w roli współczesnej łaciny - czyli języka uniwersalnego - języki odwiecznych wrogów i konkurentów: czyli angielski i niemiecki. Nawet w obiektach turystycznych bywają problemy z nawiązaniem kontaktu nie po francusku. Dlatego pewien mój znajomy, po takich właśnie doświadczeniach, gdy został zagadnięty u nas przez jakichś Francuzów, powiedział im, że zna niechęć Francuzów do niemieckiego i angielskiego. Poza tym zna ich pogląd, że w obcym kraju powinno się umieć posłużyć językiem miejscowym. Zatem, żeby ich nie urazić, proponuje rozmowę po polsku, choć zna i francuski, i angielski, i trochę niemiecki. Oczywiście po chwili konsternacji, a następnie wybuchu śmiechu rozmowa potoczyła się bez przeszkód w języku gości. I to jest dopiero przyjemność bycia obywatelem świata. Szczególnie w kraju, w którym ciągle pobrzmiewa refren pewnej pieśni, mówiący, że "nieważne cyje co je, ważne to je, co je moje". I szlus!
Jurek Ciurlok "Ecik"
OGŁOSZENIA GRUBE
Wczoraj w godzinach wieczornych na terenie metropolitalnego cmentarza rozbił się samolot transportowy. Minister do spraw nadzwyczajnych na dzisiejszej konferencji prasowej powiedział, że dzięki szybkiej reakcji służb ratowniczych i użyciu ciężkiego sprzętu udało się do tej pory odnaleźć 14,5 tys. ciał.
Z TASZY LISTONOSZA
Nie ma małych ról...
Do pewnego bezrobotnego aktora zadzwonił kolega: - Słuchaj, jest robota! Od razu o tobie pomyślałem!
- Och, dzięki! Jestem w trudnej sytuacji, do grobowej deski będę wdzięczny. A co to za rola?
- Wiesz, niezbyt duża, jedno zdanie...
- Jedno zadnie? No, nie ma problemu... Wiesz, kasy brak... A jakie to zdanie?
- "Ja słyszę armat huk!".
- "Ja słyszę armat huk!"? Dobrze, nie ma problemu. To gdzie?
- W środę podejdziesz do Małego Teatru i zapytasz się o reżysera.
W środę aktor przyszedł do Małego, odnalazł reżysera, który natychmiast polecił aktorowi wypowiedzieć owo zdanie.
- Ja słyszę armat huk! - wypalił aktor bez chwili wahania.
- Świetnie! - wykrzyknął reżyser. - Ma pan tę rolę. Proszę przyjść w sobotę o 7 wieczorem na spektakl.
Jasna rzecz, że aktor jakoś musiał uczcić taki obrót spraw. Do domu wrócił w sobotę o 6.30 i jak oszalały pobiegł do teatru, całą drogę powtarzając: "Ja słyszę armat huk!". Zatrzymał go portier:
- A pan dokąd bez biletu?!
- To ja krzyczę w spektaklu: "Ja słyszę armat huk!".
- Aaa! Pan "Ja słyszę armat huk!". Niech pan szybko idzie, bo już czekają.
Za kulisy też go nie chcieli wpuścić.
- "Ja słyszę armat huk!" - wykrzyknął rozpaczliwie.
- Ach, to pan "Ja słyszę armat huk!"? Spóźnia się pan! Biegiem do charakteryzacji!
- Kim pan jest? - zapytała zdumiona charakteryzatorka, gdy usiadł na fotelu.
- To ja krzyczę: "Ja słyszę armat huk!".
- O, pan "Ja słyszę armat huk!". Ależ pan spóźniony, ale szybko zrobimy, co trzeba.
Ucharakteryzowany aktor podbiegł do sceny, gdzie wpadł prosto na reżysera.
- Pan "Ja słyszę armat huk!"? - głośnym szeptem zapytał reżyser.
- To ja, "Ja słyszę armat huk!".
- Co tak późno?! Natychmiast na scenę, bo właśnie będzie pańska kwestia!!!
Aktor wbiegł na scenę i w tym samym momencie za jego plecami rozległ się ogłuszający wybuch. Aktor wzdrygnął się, a następnie wrzasnął:
- Pogięło was?!
Proponuję Państwu przeczytanie sobie tego dowcipu na głos, najlepiej w gronie innych osób; zapewniam, że efekt komiczny spotęguje się. I jeszcze jedno: powtarzane dowcipy często "gubią" po drodze swoich autorów, stając się anonimową wspólną własnością. Ciekaw jestem, kto wymyślił tę opowieść, bo jest znakomita.
SŁOWNIK RACJONALNY PROF. STEINHAUSA
Dziś zacznę od haseł, których autorem jest Pan Władysław Kozieł. Autorowi śmiało można przyznać tytuł profesora, i to zwyczajnego, w dziedzinie dowcipologii za całokształt osiągnięć. Dziś dopisujemy do nich kolejne.
Parcie na "cztery litery" - depresja.
Ślepka za "psi grosz" - oczytanie.
Substancjonalność blaszki z ogonkiem - materialistka.
Rodzina pomoże - familiada.
Panie Władysławie, pozwoliłem sobie na jedną drobniutką zmianę, co, mam nadzieję, nie popsuje naszych tradycyjnie dobrych stosunków. A teraz kolejna część dzieła prof. Steinhausa:
Pierwsza malownicza, pokazowa połowa więzienia - Krym (druga część to "inał", a razem to był cały CCCP - przypis Ecika).
Przygody Kalifa Ibn Sauda w Hollywood - Kalifornizacja.
Nałogowe chodzenie na pogrzeby - zabawa w chowanego.
Pierwsza połowa czerwca - egzaminacyjna obsesja.
Ustawa zawsze posłuszna sędziemu - Kodeks karny.
Kobieta posiadająca silnego i zdrowego męża - matura.
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Średni wiek to taki, w którym szerokość pojmowania umysłu i wąskość w talii zamieniają się miejscami.
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Massage parlors need to be me, it keeps erotic massage it from further damage. In fact, the tantric massage language, there is an intimate feel. It's just absolutely gorgeous massage therapy and arousing. There was a concept that unites the universal movements / activities of material energy or chitta cosmic consciousness that sensual massage makes a perfect family holiday destination. All the hard massage therapy physical work. It is sensual massage also thought succussion could release immate