Wbrew pesymistycznym nastrojom, informacjom i prognozom sytuacja węgla kamiennego w Australii jest trudna, ale nie beznadziejna. Do tej ostatniej oceny jest jeszcze bardzo daleko. Jednym z filarów australijskiego eksportu jest sprzedaż węgla kamiennego. Pod tym względem zajmuje on trzecią pozycję po rudach żelaza i sprzedaży zagranicznym inwestorom papierów wartościowych.
Jak donoszą australijskie media, poza drukiem nie wymagają one praktycznie żadnej pracy. Przez ostanie kilka lat eksport węgla w tym kraju utrzymywał się na rekordowym poziomie 300 mln t. Z tego najwięcej dostarczano do Japonii ok. 115 mln t. Potem po ok. 40 milionów ton kolejno do Chin, Korei Południowej, Indii i na Tajwan. Do krajów tych trafia 88 proc. eksportu australijskiego.
Australijskie górnictwo węgla kamiennego jest wielce zróżnicowane. Jedni mają kłopoty i muszą w tych warunkach rezygnować ze swoich ambicji i inwestycji. Innych zaś to w ogóle nie dotyczy. O tym, że tak właśnie jest, świadczą rekordowe wyniki przeładunku węgla w porcie Newcastle.
The Shipping Tribune z dnia 10 sierpnia informuje, że w roku obrachunkowym zakończonym w dniu 30 czerwca w porcie tym przeładowano 142,6 mln t węgla, czyli o 17 proc. więcej aniżeli rok temu! Obroty węglowe wyniosły 15,2 miliarda dolarów. Dla porównanie wszystkie inne towary przeładowane w tym porcie miały wartość tylko 3,8 mld dolarów. W tym czasie port obsłużył 4631 statków!
Chiny są coraz bardziej niezależne
Pod względem importu węgla Chiny są najmniej stabilnym kontrahentem zajmując pierwsze miejsce na świecie w jego wydobyciu. Stabilny wzrost jego eksploatacji wynosi ok. 10 proc. rocznie, i to bez względu na stan gospodarki.
Jeszcze kilkanaście lat temu w Chinach wydobywano ok. 1 mld t węgla. Jego import od wielu lat utrzymuje się na tym samym poziomie w granicach poniżej 200 mln t. Stanowiło to wtedy ok. 20 proc. ch rynku. Teraz przy własnej produkcji węgla w ilości ok. 4 mld t stanowi to już 5 proc. rynku. Z roku na rok procent ten będzie coraz mniejszy. Jest to sygnał do tego, że Chiny w każdej chwili stać będzie na rezygnację z niego. Dotyczy to szczególnie australijskiego węgla w sytuacji, kiedy z pobliskiej Mongolii Chińczycy mogą sprowadzać podobne ilości po cenie blisko o połowę niższą. Powoduje to spadek jego ceny. Osiągnęła ona w lipcu najniższy poziom wynoszący 76,5 dolara za tonę.
Indyjsko-japońskie zapotrzebowanie
Przy wysokich kosztach dla wielu australijskich kopalń eksport stał się nieopłacalny. Stąd biorą się ich kłopoty z wstrzymaniem szeregu inwestycji górniczych, zwolnieniami górników, zamykaniem kopalń. Jest to jednak tylko jedna strona medalu.
Druga jest taka, że eksport do Indii będzie stale wzrastał. Potrzeby energetyczne tego kraju pod tym względem są tak duże, że stały wzrost ilości własnego węgla nie może ich zaspokoić. Indie przewidują, że w ciągu najbliższych kilku lat osiągną poziom zużycia węgla większy niż USA (ok. 1 mld t). Australijski eksport do tego kraju jest niczym niezagrożony i ma stale tendencję wzrostową. Pierwsze miejsce w eksporcie zajmuje Japonia i długo jeszcze prawdopodobnie nic się pod tym względem nie zmieni. Kraj ten poszukuje rezerwowych dostaw z Mongolii oraz z pobliskich złóż na Sachalinie i z Kraju Nadmorskiego na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Są to wszystko dalekosiężne plany. Do ich realizacji dopiero przystąpiono, budując podstawową infrastrukturę kolejową. Potrwa to jeszcze minimum ok. 10 lat i nie jest wcale przesądzone, że w konkurencji tej australijski węgiel będzie na pozycji przegranej.
Węgiel w kampanii wyborczej
Na trudną sytuację australijskiego górnictwa dodatkowo nakłada się kampania wyborcza do parlamentu, która ma zakończyć się w dniu 14 września. Zielone lobby postuluje, aby przemysł węglowy obłożyć dodatkowym podatkiem wynoszącym dwa dolary od tony eksportowanego węgla.
Fundusz ten miałby być przeznaczony na walkę z kataklizmami, które nawiedzają Australię. Dotyczy to plagi uszy i pożarów, a potem katastrofalnych powodzi. Węgiel dostarczając zwiększonych ilości dwutlenku węgla, miałby się przyczyniać do tych ekstremalnych zjawisk.
Tymczasem okazuje się, że susze, pożary i powodzie występowały w Australii od zawsze z takim samym natężeniem, nawet wtedy, kiedy węgiel nie był tam jeszcze eksploatowany. Argumentacja ta nie jest przyjmowana do wiadomości przez środowiska ekologiczne, które nadal podtrzymują w tej sprawie swoje opinie. Są one chętnie podejmowane przez polityków w kampanii wyborczej. Obiecują oni, że węglowy australijski boom już więcej nie wróci.
Poglądy te są wielce popularne i głoszącym je kandydatom mają zapewnić wyborcze zwycięstwo. Jest jednak pewne, że obietnice te nie są możliwe do spełnienia. Przede wszystkim dlatego, że eksploatacja węgla prowadzona jest przez prywatne firmy i konsorcja, które niezależnie od rządu ustalają poziom swoich zysków i opłacalnych inwestycji górniczych. Na tym tle wszelkie prognozy mówiące o upadku australijskiego górnictwa węgla kamiennego są przedwczesne. Póki istnieje stale rosnące w Indiach oraz w Japonii zapotrzebowanie na jego dostawy, póty jest on potrzebny i będzie wydobywany po satysfakcjonujących cenach zarówno jego dostawców, jak i konsumentów. Tej ilości , której potrzebują tylko te dwa potężne kraje, bez Australii nikt nie jest w stanie im dostarczyć.
Polskie podobieństwo
Polscy politycy również robią kariery na krytyce węgla. U nas też elektorat "zielonych" oraz wszelkiego rodzaju "ekologów" jest dominujący. Jednak zapowiadane zamykanie kopalń ze względu na ich "nieopłacalność" jest niemożliwe do realizacji w sytuacji, kiedy 90 procent polskiej energetyki opartej jest na węglu. Na tym tle, podobnie jak w Australii, trzeba się zastanowić, jak doskonalić polskie górnictwo węgla kamiennego, a nie jak je likwidować.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
jestem górnikiem w prywatnej spółce i pracowałem na wielu kopalniach JSW, KHW, KW i powiem, że to nie wina górników, że górnictwo kuleje ani warunków geologiczno-górniczych tylko lewych pieniędzy, niedbalstwa dozoru wyższego i całego kierownictwa kopalni. W momencie kiedy w zawale zostaje 10 stojaków SV, kilka SHC i jakich kołowót to mi się serce kraja, kombajn z którego olej wali z wszystkich dziur, brak serwisowania maszyn i to poj*bane pojęcie "JEDŹ JEDŹ, DA RADĘ, JAKOŚ BYDZIE" to ku*wica mnie łapię. Ale jak trzeba uciąć koszty to się nie myśli o ludziach co robią w na powierzchni a mają dniówki dołowe - to my na tych darmozjadów jebie*y. A do ogólnej informacji nie wtajemniczonych górnik zatrudniony pod kopalnią, by mieć emeryturę po 25 latach, odprowadza tyle samo pieniędzy do ZUS co każdy z Was tylko ma potrącane z każdej z wypłat więcej. Górnik pod prywatną spółką nie ma więcej jak 2500-3000zł. Pozdrawiam kolegów z górników...