Lucjan Borowiec, nadsztygar górniczy, kierownik oddziału likwidacji i zbrojeń.
Pracuje w kopalni od 13 lat, trafił tu bezpośrednio po studiach na Akademii Górniczo-Hutniczej.
- Zacząłem jako stażysta, przechodziłem potem kolejne szczeble zawodowego wtajemniczenia. Jestem przedstawicielem pierwszego pokolenia w mojej rodzinie, które związało się z górnictwem - wspomina.
Uważa, że w kopalni, gdzie pracuje szereg maszyn i urządzeń i występuje wiele zagrożeń, musi panować bezwzględna dyscyplina. Można ją porównać z dyscypliną wojskową. Wszystko po to, żeby zapewnić ludziom bezpieczeństwo, bo nawet niewielkie błędy powodują ogromne konsekwencje. Pan Lucjan przez lata pracował w oddziale przygotowawczym, najpierw jako nadgórnik, potem sztygar, a następnie kierownik oddziału. Swoje obecne stanowisko kierownika oddziału likwidacji i zbrojeń zajmuje od października ubiegłego roku. Nie czuje, aby roboty likwidacyjne były mniej ważne dla kopalni niż praca w przodku.
- Praca w dziale likwidacji pozwala na szersze widzenie całej kopalni. Odział likwidacyjno-zbrojeniowy dba o zaopatrzenie w sprzęt całego rejonu, w którym prowadzone jest wydobycie, przygotowuje pole dla oddziału wydobywczego. Spoczywa na nas duża odpowiedzialność, bo od tego, w jaki sposób przygotujemy fronty wydobywcze zależy praca całego zakładu. Nasza rola zaczyna się wówczas, gdy trzeba zazbroić ścianę i staramy się to zrobić w jak najszybszym czasie. Kolejna faza naszej pracy rusza po wybraniu ściany, gdy trzeba odzyskać pracujący w niej dotąd bardzo drogi sprzęt i zamknąć rejon. To my robimy ostatni krok.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.