W Polsce (i nie tylko) energia z odnawialnych źródeł jest droga, bo - mimo że unijna polityka energetyczna promuje ją na wszelkie sposoby - przedsiębiorcom nie opłaca się inwestować (dobrowolnie) w jej rozwój.
Tak zwane zielone certyfikaty tanieją jak nigdy dotąd, a ceny tzw. EUA są tak niskie, że Komisja Europejska zamierza podjąć działania, by wzrosły na tyle, aby opłacało się pozyskiwać energię z odnawialnych źródeł energii (OZE).
Zwykłemu śmiertelnikowi trudno połapać się w zawiłościach ekoenergetycznej polityki unijnej. W skrócie, o ile dobrze rozumiemy, chodzi o to, by dążyć do zastępowania energii produkowanej z paliw kopalnych energią uzyskiwaną ze źródeł odnawialnych. Wyjaśnijmy jeszcze dwa pojęcia, które nieco przybliżą ową politykę.
Zielone certyfikaty (ZC) to dokumenty potwierdzające wytworzenie energii elektrycznej z OZE. System ZC obowiązuje u nas od końca 2005 r. Zakłada on, że producenci energii mają obowiązek wykazania udziału zielonej energii w produkcji dostarczanej do odbiorców. W 2013 r. współczynnik ów ma wynieść 10,9 proc. i w przyszłości ma rosnąć. Cenę zielonych certyfikatów ustala prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE).
EUA (European Union Allowances) to jednostka uprawniająca do emisji 1 tony CO2. W UE zakłady i przedsiębiorstwa, osiągające wydajność przekraczającą 20 MW, oraz niektóre inne zakłady przemysłowe zostały zobowiązane do udziału w handlu emisjami. W całej UE jest ich około 12000, w Polsce około 850. Wszystkie otrzymały prawo do emisji określonej ilości CO2. Przedsiębiorstwa niewykorzystujące przyznanego im pakietu EUA mogą odsprzedać nadwyżkę firmom emitującym więcej CO2 niż przyznane im uprawnienia i w związku z tym zobowiązane są uprawnienia dokupić. Ufff...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.