Kolejarskie związki zawodowe wystosowały list otwarty do premiera, by ten skłonił ministra transportu do odwołania ogłoszonego przez siebie strajku na kolei. 27 listopada Sławomir Nowak stwierdził w jednym z wywiadów, że związkowcy planują paraliż na kolei tuż przed Bożym Narodzeniem.
"Działając w interesie polskich kolei zwracamy się do Pana Premiera o wpłynięcie na Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej Pana Sławomira Nowaka, aby odwołał ogłaszany przez siebie w mediach strajk na kolei w okresie świąt Bożego Narodzenia. Straszenie pasażerów paraliżem kraju nie służy poprawie wizerunku polskiej kolei" - czytamy w liście do Donalda Tuska podpisanym przez przewodniczącego Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ Solidarność Henryka Grymela, szefa Federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP Stanisława Stolorza oraz przewodniczącego Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszka Miętka.
Zdaniem kolejarzy wypowiedzi ministra Nowaka są prowokacją mającą na celu zatuszowanie problemów związanych z zarządzaniem koleją i usprawiedliwienie ewentualnych perturbacji w ruchu pociągów związanych z wprowadzaniem nowego rozkładu jazdy i okresem zimowym.
- W zeszłym roku zmieniono zasady dotyczące wprowadzania nowych rozkładów jazdy, do których PLK nie są w ogóle przygotowane. Jeśli do tego dojdzie ostra zima, to na kolei zapanuje jeden wielki bałagan. Wtedy pan minister powie, że to wszystko przez związki zawodowe - mówi szef SKK.
W liście do premiera szefowie kolejarskich central związkowych podkreślili, że decyzja o strajku, a tym bardziej jego terminie jeszcze nie zapadła. Wśród pracowników przeprowadzane są referenda, których wyniki nie są jeszcze znane.
Referenda strajkowe w spółkach kolejowych ruszyły 21 listopada. W województwie śląskim kolejarze wypełniają dwie karty do głosowania. Pierwsze referendum ma zasięg ogólnokrajowy i jest związane z protestem przeciwko odebraniu kolejarzom tzw. świadczeń przejazdowych, czyli ulg na przejazdy koleją do pracy. Drugie dotyczy przystąpienia do generalnego strajku solidarnościowego w całym regionie.
Łącznie we wszystkich spółkach kolejowych, które przystąpiły do akcji referendalnej w naszym regionie zatrudnionych jest blisko 18 tys. osób rozrzuconych po całym Śląskiem i sąsiednich województwach.
Przeprowadzenie głosowania w takiej sytuacji stanowi spore wyzwanie logistyczne. Łącznie w obsługę akcji referendalnej zaangażowanych jest ponad 300 osób, jeżdżących z urnami przeważnie prywatnymi samochodami po całym regionie.
- Ludzie cały czas są w ruchu, żeby dojechać do wszystkich muszą się zmieniać. Nie możemy nikogo pominąć, każdy pracownik musi mieć możliwość wzięcia udziału w referendum - podkreśla Stanisław Hrustek, przewodniczący Regionalnej Sekcji Kolejarzy NSZZ Solidarność.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.