Dla mnie odejście z rządu wicepremiera Waldemara Pawlaka jest złym sygnałem dla branży węgla brunatnego. Były już prezes, wicepremier i minister umiał przeciwstawić się interesom ekologicznego lobby w naszym kraju. Teraz wydaje się, że nowe władze Ministerstwa Gospodarki będą bardziej przychylne postulatom ministerstwa rolnictwa, aby wstrzymać wszelkie inwestycje związane z wielkowymiarowym górnictwem odkrywkowym.
Najbardziej z rządowych zmian może cieszyć się stowarzyszenie "STOP odkrywce", które po ostatnim proteście w dniu 7 listopada uzyskało i tak znaczące na ten temat koncesje. Zarówno ze strony urzędu Prezydenta RP, jak i Ministerstwa Gospodarki padły daleko idące obietnice uwzględnienia zgłoszonych im postulatów zablokowania dalszego rozwoju górnictwa i energetyki opartej na węglu brunatnym.
Być może, że obietnice te mają charakter grzecznościowej dyplomacji, polegającej na bieżącym zażegnaniu niezadowolenia społecznego. Być może, że chodzi tu tylko o rozładowanie emocji i ukazanie, że władza szanuje zdanie swoich obywateli i weźmie je pod uwagę, a rezultatem długotrwałych negocjacji będzie to, co było dotąd. Jednak stale powiększające się grono przeciwników węgla brunatnego wskazuje na to, że w imię spokoju społecznego rząd może zrezygnować z rozwoju górnictwa węgla brunatnego. Za tym drugim rozwiązaniem przemawia bierność tej branży, która wstrzymuje się od wszelkiej polemiki ze swoimi przeciwnikami.
Atak na bezbronnego
Za czołowego zwolennika budowy kopalń i elektrowni opartych na węglu brunatnym uważa się prof. Zbigniewa Kasztelewicza - kierownika Katedry Górnictwa Odkrywkowego AGH w Krakowie. Jego opinie są gospodarczo i ekonomicznie mocno uzasadnione. Popiera go w tej materii cała uczelnia oraz instytuty zawodowe i akademickie w kraju. To grono ludzi zadecydowało o tym, że zapisy o eksploatacji złóż węgla brunatnego "Gubin" i "Legnica" znalazły się w przyjętej przez rząd "Polityce energetycznej Polski do 2030 roku". Stało się to równo trzy lata temu w okresie nasilających się już protestów środowiska "Stop Odkrywce".
Niestety, skutki tego stanowiska dla profesora nie były najciekawsze. Liczne nie przebierające w słowach pogróżki telefoniczne i internetowe pod adresem jego i najbliższej rodziny nie są najlepszym świadectwem prowadzonego dyskursu ekonomiczno zawodowego. Wysunięcie na pierwszy plan walki o pozycję węgla brunatnego w naszym kraju osoby prof. Zbigniewa Kasztelewicza nie jest najlepszym pomysłem. Jest to wystawienie na bezwzględne ciosy osoby zasadniczo bezbronnej. Profesor poza tym, że jest przekonany, ze względu na swoje prace i badania do potrzeby rozwoju branży węgla brunatnego, nie ma w tym żadnego osobistego interesu. Jego pensja i awans naukowy są całkowicie niezależne od tego, czy będą, czy też nie będą budowane nowe odkrywki węgla brunatnego. Nie zajmuje on żadnego stanowiska państwowego i nie od niego zależą decyzje w tej sprawie.
Niech się inni martwią
Wbrew obiegowej opinii, że "milczenie jest złotem" w demokratycznych strukturach państwa jest ono odbierane jako zgoda dla tych, którzy śmiało i odważnie przedstawiają swoje postulaty. Na razie odwaga i inicjatywa jest po stronie przeciwników węgla brunatnego. Ich opinie bez przerwy powtarzają media. Z ich zdaniem liczy się coraz większa ilość polityków i to niezależnie od przynależności partyjnej. Poparcie dla przeciwników węgla brunatnego jest jakby w ponad podziałami. Zwolenników węgla brunatnego można policzyć na palcach jednej ręki. Należą do nich również parlamentarzyści. Jednak ich głos jest upowszechniany przez media lokalne, marginalne i ledwie słyszalne na forum publicznym. Jest to tym bardziej widoczne, że przedstawiciele największej polskiej spółki energetycznej do której należy KWB Bełchatów i KWB Turów milczą na ten temat jak zaklęci. Owszem interesuje ich przyszłość, ale energetyki jądrowej lub gazu łupkowego. Przyszłość największych własnych elektrowni opartych na węglu brunatnym nikogo tam nie interesuje. Będzie węgiel brunatny, to dobrze, nie będzie go to Polska Grupa Energetyczna (PGE) też jakoś sobie da radę. Po co narażać się opinii publicznej, kiedy wystarczy że za szefów odpowiadających za ten odcinek energetyki bierze zdrowe już cięgi prof. Kasztelewicz?
To wystarczy. Wszyscy mu współczują, ale najbogatszy koncern energetyczny nawet nie myśli w czymkolwiek mu przyjść z pomocą. Ta pomoc jest potrzebna nie profesorowi, ale branży węgla brunatnego. Tę zaś nawet szefowie koncernu PGE wydaje się, że skazali już na kapitulację. Jest ona łatwa, nic nie kosztuje i nikomu nie wadzi. No może nie całkiem, bo około 35 procent produkowanej przez nią energii pochodzącej z węgla brunatnego na razie nie ma czym zastąpić. To mniej więcej tyle, co projektowane cztery duże elektrownie jądrowe. Za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie, to mogą one ten węgiel zastąpić. Na razie wszystko z energetyką jądrowa źle idzie i chyba nawet w tak odległym okresie bez węgla brunatnego się nie obejdzie. To jednak teoria. Praktyka jest taka, że PGE dziś produkuję tę energię z węgla brunatnego. Na kilkanaście lat jeszcze go starczy. Co będzie potem, niech się inni martwią!
Brzydka sierota
Wyznawcy teorii spiskowych twierdzą, że PGE cicho sprzyja wrogom węgla brunatnego skupionym w stowarzyszeniu "STOP odkrywce". Dlatego szefowie tego koncernu nie wypowiadają się w tej sprawie, aby nie psuć ataku swoim sojusznikom. Węgiel brunatny nie jest ich celem, nie jest ich "zabawką", może nią być właśnie energetyka jądrowa, może nią być gaz łupkowy. Mogą nią być wirtualne nawet pomysły i zamierzenia za którymi stoją kolosalne pieniądze. No właśnie, jak nie wiadomo, o co chodzi z tym węglem brunatnym, to wiadomo, że chodzi tu o pieniądze i to wcale nie małe. Na energetykę jądrową przewiduje się wydać nawet 150 miliardów złotych (pół rocznego budżetu RP) i tyleż samo na poszukiwania gazu łupkowego. Interes związany z tymi dwoma kierunkami jest jak najbardziej bezpieczny. Pieniądze na ten cel mają zostać wydane niezależnie od tego, czy operacja ta się powiedzie, czy też nie.
Tymczasem sprawa węgla brunatnego jest brzydką sierotą. Całkowicie nie pasuje ona do nowej konwencji energetycznej lansowanej przez Unię Europejską (UE), według której produkcja energii ma być czysta, ekologiczna i odnawialna. Nikt z inwestorów prywatnych, zagranicznych, ani żadnych innych nie zamierza wydać nawet jednej złotówki na rozwój branży węgla brunatnego. Na dodatek jest ona kojarzona przestarzałą techniką produkcji energii elektrycznej wypracowanej w czasach PRL, kiedy nie liczono się z wysiedleniami, zagrożeniami, ekonomią i ekologią. Dobrze to rozumieją szefowie PGE i dlatego jest tak, jak jest. Nieoficjalnie z najwyższych szczytów tej struktury docierają informacje, że nie zamierza ona bronić dotychczasowych osiągnięć branży węgla brunatnego. Owszem, póki istnieje, będzie modernizowana, unowocześniana, ale nikt nie zamierza polemizować z jej przeciwnikami ze stowarzyszenia "Stop Odkrywce". Być może, że kierownictwo PGE podziela ich racje i uważa, że niech to już tak zostanie.
Okrągły stół
Jak zwykle warunki kapitulacji dyktują zwycięzcy. Za takich w tym wypadku należy uznać przedstawicieli stowarzyszenia "Stop Odkrywce". Podczas wspomnianej na wstępie demonstracji otrzymali oni solenne zapewnienie od ministra z kancelarii Prezydenta RP - Henryka Wujca, że prezydent Komorowski zostanie zapoznany z ich postulatami. Minister Wujec obiecał, że wspólnie z ministrem Dziekońskim zorganizują oni obrady okrągłego stołu w sprawie budowy nowych odkrywek węgla brunatnego. Kancelaria Prezydenta zamierza doprowadzić do takiego spotkania w ramach Prezydenckiego Forum Debaty Publicznej, gdzie zostaną wysłuchane wszystkie strony konfliktu, w tym przedstawiciele strony społeczności lokalnych, naukowców i organizacji ekologicznych. Z podobnymi zapewnieniami przyjęto delegację tego stowarzyszenia w Ministerstwie Gospodarki. Obiecano, że resort weźmie pod uwagę postulaty stowarzyszenia w nowej edycji "Polityki energetycznej Polski do 2030 roku", która akuratnie jest przygotowywana w ministerstwie.
Nieszczęścia chodzą parami
Wszystko to źle wróży branży węgla brunatnego. Chodzi o to, że przyszłościowa likwidacja elektrowni opalanych węglem brunatnym spowoduje znaczący wzrost ceny energii elektrycznej, a tym samym obniży stopę życiową Polaków, która i tak nie należy do najwyższych wśród państw UE. Obniży ona konkurencyjność polskich produktów i spowoduje ucieczkę kapitału, tam, gdzie energia jest tańsza. Skutkuje to dalszym wzrostem bezrobocia, które i obecnie jest już nie małe. Dymisja wicepremiera, który był zaporą dla likwidatorów nowych inwestycji węgla brunatnego zbiega się z nasileniem się ataków na to górnictwo. W tym przypadku trzeba pogodzić się z powiedzeniem, że nieszczęścia chodzą parami.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.