Dla górnika lampka to podstawowy element roboczego ekwipunku. Bierze ją z lampowni, zjeżdża z nią na dół i korzysta z jej dobrodziejstwa w ciemnościach kopalni.
Dla Andrzeja Fijałkowskiego z Siemianowic Śląskich górnicze lampki mają dodatkowe znaczenie. Każda z nich to świadectwo historii śląskiego górnictwa i tego, jak zmieniało się ono na przestrzeni dziesięcioleci.
Prąd z gniazdka, ciepło z kaloryfera
- Na Śląsku nie ma już tylu kopalń co kiedyś. Przykładem mogą być choćby Siemianowice. Po kolei ginęły zakłady, a razem z nimi szyby i inne ślady działalności górniczej. W ten sposób znikały elementy, świadczące o tym, że w danym miejscu fedrowano. A moim zdaniem to cenne dziedzictwo, które należy zachować dla potomnych - zauważa 62-letni Andrzej Fijałkowski, którego hobby jest zbieranie górniczych pamiątek.
- Młodzi ludzie często nie mają świadomości, skąd biorą się prąd i ciepło. Po prostu prąd jest w gniazdku, a żeby było ciepło, trzeba tylko odkręcić grzejnik. Zapominają, że to wszystko dzięki wydobytym tonom węgla - przypomina rencista z Siemianowic, którego największą pasją są górnicze lampy. Fijałkowski może mówić o nich godzinami, operując dokładnymi datami, parametrami, miejscem produkcji danego egzemplarza, dorzucając do tego lata, w których dany model był wykorzystywany w polskich kopalniach.
Górnicza ewolucja
Kolekcja Fijałkowskiego to grubo ponad 100 lamp. 80 z nich to niepowtarzalne egzemplarze. Która z nich jest zatem najcenniejsza?
- Wszystko zależy od tego, jakie kryterium zastosujemy: sentymentalne czy finansowe - z uśmiechem mówi Fijałkowski. Po czym dodaje: - Taką szczególną wartość ma dla mnie nasz śląski kaganek, czyli lampka na olej. Była używana około 1900 roku i mogła świecić nawet 12 godzin. Jeżeli chodzi o wartość w złotówkach, to ciężko ją oszacować, bo są to ceny kolekcjonerskie i nie są one stałe.
Fijałkowski podkreśla, że na przykładzie lampek można prześledzić postęp techniczny, który dokonał się w górnictwie.
- Na samym początku były pochodnie, potem zaczęto używać kaganków łojowych, później wspomnianych już kaganków olejowych, pierwszych lamp elektrycznych i karbidek, aż do dzisiaj, kiedy mamy lampy ledowe. No, zapomniałbym, trzeba jeszcze wymienić lampki benzynowe - podkreśla 62-latek, którego ojciec, dziadek oraz wujowie pracowali w siemianowickich kopalniach, a on sam w Katowickich Zakładach Naprawczych Przemysłu Węglowego.
Pytam, czy któraś z tych lampek trafiła do kolekcji w jakiś szczególny sposób.
- Może nie jest to szczególna historia, ale bardzo mnie bawi. Mój kolega miał taką lampkę, która była pamiątką po dziadku. Chciałem ją od niego kupić i tak przez parę lat go namawiałem, ale on konsekwentnie odmawiał. W końcu odpuściłem. Po jakimś czasie go odwiedziłem i rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o tej lampce. Po czym ni z tego, ni z owego podarował mi ją.
Zostawić ślad czasu
Po części poznaliśmy już kolekcję Andrzeja Fijałkowskiego. Należy jednak dodać, że wśród górniczych pamiątek, poza lampkami znajdują się także mundury, odznaczenia i medale, kilofki sztygarskie oraz sprzęt ratowniczy. Pojawia się zatem pytanie, jak buduje się taką kolekcję?
- To lata poszukiwań. Dla mnie takim szczególnym miejscem w tym względzie jest giełda staroci w Bytomiu - opowiada Fijałkowski, który zaznacza, że w takim miejscu można jednak także natrafić na falsyfikaty lampek oraz innych górniczych pamiątek.
- Niedoświadczony kolekcjoner może łatwo się naciąć, bo pomimo tego, że nie jest to jakaś popularna pasja, to nawet tutaj zdarzają się podróbki.
Zdobyte lampki często odbiegają swoim stanem od czasów swojej służby. Pan Andrzej w kwestii odnawiania swoich eksponatów ma dość ortodoksyjne stanowisko.
- Nie chodzi o to, żeby lampka błyszczała jak nowa. Uważam, że cały jej urok tkwi w tych śladach pracy, którą wykonała pod ziemią. Jeżeli jest lekko zardzewiała, to nie staram się pozbywać rdzy, tylko ją odpowiednio zakonserwować. Nie chcę zabierać jej tego, co najcenniejsze, a więc śladu czasu.
Co na to żona?
Pokaźna kolekcja górniczych pamiątek zajmuje sporo miejsca. Podejście kobiet do "staroci" sprowadza się najczęściej do tego, że mogą sobie być... ale z dala od domu. Jak na hobby Andrzeja Fijałkowskiego zapatruje się jego żona?
- Zdarza się, że w domu panuje artystyczny nieład, ale kobieta, jak to kobieta, woli, żeby chłop czymś się zajmował, niż siedział w knajpie. Dlatego moja żona toleruje tę pasję, ale zaznacza, że woli, gdy w domu nie walają się eksponaty - mówi z uśmiechem 62-latek, którego kolekcję można obejrzeć w Siemianowickim Parku Tradycji.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.