"Atomowy sojusz" polskich koncernów energetycznych na rzecz budowy pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej zostanie podpisany w środę 5 września podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Firmy te miałyby współfinansować inwestycję, ale i mieć udział w mocach wytwórczych.
Zdaniem Ziemowita Iwańskiego, dyrektora GE Hitachi, udział w projekcie opłaci się spółkom i pozwoli na długofalowe planowanie kolejnych przedsięwzieć dzięki stałym kosztom energii.
- Sojusz inwestycyjny największych firm energetycznych i największych odbiorców energii elektrycznej w Polsce ma silne podstawy. Tego typu podejście może okazać się sukcesem - uważa Ziemowit Iwański, dyrektor GE Hitachi, spółki, która zamierza wystartować w przetargu na budowę elektrowni atomowej.
Koncerny produkujące energię głównie w oparciu o spalanie węgla kamiennego czy brunatnego mają problem z emisją dwutlenku węgla. Unia Europejska dąży do stworzenia niskoemisyjnej gospodarki. Trwa gorąca dyskusja nad dekarbonizacją, czemu najgłośniej sprzeciwia się Polska, ponieważ sektor energetyczny w ok. 90 proc. oparty jest na węglu. To oznacza konieczność głębokiej restrukturyzacji tej branży.
- Zastosowanie technologii wytwarzania energii elektrycznej w oparciu o energetykę jądrową pozwoli na wzbogacenie portfela produkcyjnego o energię, która nie emituje CO2 - tłumaczy Ziemowit Iwański.
To oznacza, że tzw. portfolio wytwórcze koncernów, które zawarły sojusz, doprowadzi do zminimalizowania emisji CO2 i co się z tym wiąże - zmniejszenia ewentualnych opłat za uprawnienia do tych emisji.
Od przyszłego roku energetyczne spółki będą musiały kupować uprawnienia do emisji CO2 na aukcjach w ramach systemu handlu emisjami (EU ETS). Także na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, trwa debata (obecnie odbywa się kolejna runda w Bangkoku) nad dalszymi redukcjami emisji gazów cieplarnianych. Dlatego kolejne rządy zwracają się ku energetyce odnawialnej oraz atomowej.
Dyrektor GE Hitachi wskazuje na kolejne zyski, które taka inwestycja przyniesie energetycznym koncernom.
- Dużym odbiorcom energii elektrycznej, jak np. firmie KGHM, wejście do takiego konsorcjum inwestycyjnego umożliwia długoterminowe planowanie kosztów energii elektrycznej, które nie będą rosnąć. Wiąże się to tylko z kosztem inwestycyjnym. Natomiast zmiana cen paliwa jądrowego praktycznie nie wchodzi w grę - ta stawka nie jest powiązana z ceną ropy naftowej czy węgla, funkcjonuje niezależnie na rynku. A dostawców uranu jest stosunkowo wielu w różnych rejonach świata i politycznie również nie ma tutaj żadnego obciążenia - informuje Ziemowit Iwański.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Kolejny krok do uzależnienia państwa od korporacji. Macie racje panowie inwestorzy, w kupie więcej można, a z tak słabym państem jak nasze wszystko można. Nawet wcisnąć jadowity kit pod nazwa energetyka jądrowa. Będzie sukces, bo wykopać z polskiego rynku węgiel - to dopiero konfitury... Mam jednak nadzieję, że tym razem pożyteczni idioci, czyli niemieccy ekolodzy podniosa duuuuuuuuuuuuuuży raban i ośmielą tych Polaków, którzy jeszcze nie mają odwagi ruszyć z kosami na wszystkich wyzyskiwaczy (bo nasze "demokratyczne" państwo nie ma głowy do chronienia obywateli przed takimi chorymi pomysłami). A poza tym wierzę, że "Polak potrafi" i zanim ruszy jakakolwiek elektrownie jądrowa co najmniej połowa odbiorców indywidualnych korzystać będzie z różnych OZE i atomówka nie znajdzie klientów, bo do czasu jej powstania zniknie z Polski przemysł - niestety przy pełnej bezczynności naszego państwa