Przypatruję się ja i przysłuchuję aferze wokół bursztynowo-złotego geszeftu, założonego przez pewnego młodego, zdolnego recydywistę, i nie mogę wyjść z podziwu dla czegoś, co nazwałbym "erystycznym cwaniactwem". Jeśli słowo "erystyka" jest niezrozumiałe, to polecam słowniki i internet. Co to cwaniactwo, to każdy chyba wie, bo nasz kraj pławi się w nim jak świnia w bajorze.
Mówiąc o "erystycznym cwaniactwie", nie mam na myśli owego obdarzonego licznymi pomysłami i wyrokami "biznesmena", lecz nasze opromienione wolnością państwo. W tym przypadku jednemu wolno było oszukiwać i naciągać, innym wolno było dać się nabrać, zaś władzy wolno było się do tego nie wtrącać. To niewtrącanie się państwa do bandyckiego (bo oszustwo to rodzaj bandytyzmu) biznesu liczni przedstawiciele administracji tłumaczyli właśnie wolnością, którą naród sobie wywalczył.
Tłumaczyli, wijąc się jak piskorze we wrzątku, ale ani na moment nie spuszczając z tonu. Dziwna ta nasza "wolność" i "praworządność". Gdy obywatel X napadnie i obrabuje obywatela Y, używając twardych narzędzi lub miękkich słów, to jest szansa, że policja go złapie, sąd osądzi i więzienie zamknie. Chyba, że policji akurat zabraknie benzyny w radiowozie oraz papieru w drukarce i toalecie, sąd będzie miał "zaparcie" i sprawa się przedawni, a więzienie będzie zajęte. Ze wszystkim tym w naszym praworządnym i dobrze zorganizowanym kraju mamy do czynienia regularnie. Ale gdy obywatel X jest tzw. "biznesmenem" czy wręcz "korporacją", to może naciągać, kogo chce i jak chce w imię "złotej wolności" rynkowej. Polska w swej historii już jedną "złotą wolność" miała. "Złotą wolność" także tylko dla wybranych. Skończyła się ona dość gwałtownie pod koniec XVIII wieku. Ciekawe, jak długo potrwa ta obecna? W ramach owej "wolności" naciąganie i oszustwo nie jest tym właśnie, lecz "wolną grą rynkową". Zaś draństwo i nieuczciwość jest korzystaniem z luk w prawie.
Tyle, że te luki są u nas szerokie jak główna ulica w Pekinie albo Amazonka u ujścia. Korzystał z tego męczennik świata biznesu, co to woził części do komputerów w tę i we w tę przez granicę, żeby zyskać stosowne gratyfikacje podatkowe, aż któryś urzędnik z poczucia praworządności lub zawiści przerwał to i posłał "biznesmena" najpierw do pierdla, a potem na trawę. Okazało się, że bez tych luk, które w międzyczasie zniknęły, a raczej przeniosły się gdzie indziej, gwiazda biznesu przygasła, a pozostała tylko palma męczeństwa. Nie wiem, czy za czas jakiś podobnie nie będzie z tym bursztynowo-złotym młodzieńcem. Bo tak naprawdę, to wielce szacowne instytucje i wielce szacowni biznesmeni korzystają z tych samych co on możliwości.
Tylko może umiejętniej. Albo tej "złotej wolności" mają więcej. Bo czy ktoś ukarał jakiegoś producenta suplementów za to, że wyciąga od ludzi pieniądze za niespełnialną obietnicę zdrowia i młodości? Albo fundusz inwestycyjny za uprawianie hazardu na rynkach finansowych, co nazywa inwestowaniem? Czy największy salon gier, jakim jest Giełda Papierów Wartościowych, podlega ustawie hazardowej? A co ze SKOK-ami, które są jednym wielkim "skokiem na kasę"? W państwie mieniącym się "państwem prawa" obywatel ma prawo oczekiwać ochrony przed wszelkimi oszustami i naciągaczami: i tymi zza węgła, i tymi z najwyższego piętra biurowca. I tymi w dresach, i tymi w garniturach i krawatach. Jeśli obywatelowi mówi się, że tak naprawdę to on na własną rękę bierze udział w jakiejś ryzykownej grze i mówi mu się to dopiero, gdy już przegrał, to to nie jest państwo, lecz szulernia. Uczciwiej byłoby obok nazwy "Rzeczpospolita" dodać jeszcze "Kasyno gry"... Jurek Ciurlok "Ecik"
TAKIE TAM, RÓŻNE...
Od Pani Ewy Kucharskiej z cyklu "Lekcje zarządzania":
Lekcja 1.
Orzeł siedział sobie na drzewie, odpoczywał i nic nie robił. Mały królik zobaczył orła i zapytał:
- Czy ja też mogę sobie tak usiąść i nic nie robić?
Na to orzeł:
- Pewnie, dlaczego nie.
Więc królik usiadł pod drzewem
i odpoczywał. Nagle pojawił się lis, skoczył na królika i zjadł go. Morał z tej historii taki: żeby siedzieć i nic nie robić, trzeba siedzieć odpowiednio wysoko.
Lekcja 2.
Przedstawiciel handlowy, urzędniczka administracji i kierownik idą razem na lunch. Na ulicy znajdują starą lampę. Kiedy jej dotknęli, z lampy wyszedł dżin i obiecał spełnić jedno życzenie każdego z nich.
- Ja pierwsza, ja pierwsza - krzyknęła urzędniczka. - Chcę być na Bahamach i płynąć motorówką, nie myśląc o całym świecie!
I puff!!! Zniknęła...
- Teraz ja, teraz ja - krzyknął przedstawiciel handlowy. - Chcę być na Hawajach, odpoczywać na plaży z osobistą masażystką i zapasem pina colady!
Puff!!! I zniknął...
- No dobrze, teraz ty - zwrócił się dżin do kierownika. A ten na to:
- Chcę, żeby ta dwójka stawiła się w biurze zaraz po lunchu.
Morał z tej historii taki:
zawsze pozwól, aby twój szef mówił pierwszy.
LIMERYK
Oto objawia nam się nowy adept limerykotworcziestwa - Pan WiTom z Zabrza, który pisze o sobie, że jest Gorolem naturalizowanym, od 30 lat łączącym się z Hanysami. List okraszony został nieprzyzwoitą, jeśli w przypadku limeryków cokolwiek może być nieprzyzwoite, ilością rymowanych pochlebstw wobec autora tej rubryki, co niezwykle połaskotało jego miłość własną, ale czego ze względu na wrodzoną skromność nie zacytuje w całości, lecz tylko we fragmencie:
"Ta twarz szlachetna wciąż mówi nam:
Gorolu, Hanysie - Ty nie bądź cham!"
A potem limeryk "pro domo sua"
- jak mawia niewykształcony lud.
Autor limeryków z Górniczej Trybuny
Wciąż erotyzmu potrącał struny;
A że na strunach tych pięknie grał,
U czytelniczek też wzięcie miał
"Chutliwy Starzec" - uduchowiony...
Bardzo ładny limeryk. Pozostałe, do których będę sięgał, niekiedy zbyt dosłowne w określeniach, ale, jeśli autor pozwoli, popracujemy nad tym. Tymczasem dziękuję, pozdrawiam, proszę o jeszcze i zachęcam innych.
Dziękuję za wszystkie pozdrowienia z wakacji, które nielicznie Państwo przysłali i które licznie Państwo przysłać chcieli, tylko coś w tym przeszkodziło. A jeszcze bardziej dziękuję stałym i doraźnym korespondentom za wszystkie "śmiesznoty". Pojawiają się też podpowiedzi tematów do moich wydziwiań nad otaczającym nas światem, o komentarze do nich. Bardzo dziękuję, a z pewnych sugestii na pewno skorzystam. No to jeszcze od Pani Marty z Bielszowic opinia, którą możemy zaliczyć do:
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Górnictwo jest jak seks: chodnik ciasny, ciemny, gorący i wilgotny. Bezpiecznie poruszać się w guminiokach, ale czasem pech chce, że gdzieś ci spadną...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.