- Wycena naszych obligacji jest spójna z warunkami znaczących dłużnych finansowań średnioterminowych, organizowanych na polskim rynku. Ale trzeba zauważyć i to, że takiego procesu jeszcze w polskim górnictwie nie było - mówi w rozmowie z Trybuną Górniczą Artur Trzeciakowski, wiceprezes zarządu Katowickiego Holdingu Węglowego ds. ekonomiki i finansów.
W jakim - po pozytywnej opinii rady nadzorczej - stadium są przygotowania do emisji obligacji zabezpieczonych?
Na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda w ten sposób, że czekamy na pozytywną dla projektu uchwałę walnego zgromadzenia. Mamy wstępne decyzje kredytowe konsorcjum banków, mamy dokumentację, zawierającą wszystkie najważniejsze elementy związane z emisją. Jednak - zakładając zgodę właściciela - nie będzie tak, że pieniądze napłyną do firmy w kilka dni. Obok decyzji korporacyjnych konieczne będzie podpisanie z bankami umowy, przygotowanie dokumentacji ostatecznego katalogu zabezpieczeń, a po jej podpisaniu zaczyna biec okres ich rejestracji, co przy sprawności naszych sądów może potrwać od miesiąca do trzech. Tak więc liczę, że rzeczywista emisja pierwszej transzy mogłaby nastąpić w czerwcu bądź lipcu, zaś drugiej - między sierpniem i październikiem.
Proszę o przypomnienie istoty programu i jego znaczenia dla spółki.
Wartość programu obligacji imiennych o ograniczonej zbywalności ma wynieść 1 miliard 50 milionów złotych, które byłyby podzielone na dwie transze: terminową - do kwoty 750 milionów i obrotową - do 300 milionów. Czas trwania programu miałby wynieść 5 lat, z dwuletnim okresem karencji i trzyletnim spłat. Nasze założenie - tę okoliczność chcę podkreślić - od początku było jasne: emisja następuje w polskich złotych i w oparciu o polskie prawo. Drugą, nie mniej istotną okolicznością jest przyjęta zasada, że zabezpieczeniem obligacji będą hipoteki na majątku pozaprodukcyjnym oraz zastawy rejestrowe. Szczególnie w związku z tym pierwszym założeniem takich warunków nie mogły przyjąć międzynarodowe instytucje finansowe, nieposiadające swoich oddziałów w Polsce. W konsekwencji spośród 11 banków, wyrażających pierwotnie zainteresowanie nabyciem emisji, część od razu zrezygnowała i pozostało nam siedem. Odpowiadając zaś na pytanie o znaczenie programu dla Holdingu, chcę na początek wyraźnie powiedzieć, że - wbrew fałszywym i bałamutnym spekulacjom niektórych mediów - ten sposób finansowania nie jest dla spółki jakąkolwiek deską ratunku. Żaden bank nie dałby na nią pieniędzy, żaden bank nie inwestuje w restrukturyzację. Banki inwestują w przyszłość, a nie w reanimację trupa. Na szczęście liczby mówią coś innego niż dziennikarskie spekulacje.
Zatem co?
Holding - notabene podobnie jak większość spółek górniczych w Polsce - ma strukturę finansowania niedopasowaną do rodzaju prowadzonej działalności. To oznacza, że finansujemy się zobowiązaniami krótkoterminowymi, o okresie spłaty do jednego roku. Tymczasem inwestycje w węgiel zwracają się najwcześniej w okresie dwu-, trzyletnim. Optymalnym rozwiązaniem jest taka zmiana struktury finansowania, która polega na zmianie zobowiązań krótkoterminowych na średnio- lub długoterminowe, czyli płatne od trzech lat w górę. Wycena naszych obligacji jest spójna z warunkami znaczących dłużnych finansowań średnioterminowych, organizowanych na polskim rynku. Ale trzeba zauważyć i to, że takiego procesu jeszcze w polskim górnictwie nie było. Wśród przeszkód w budowaniu opartej na emisji obligacji aranżacji finansowej była między innymi ta, że Holding nie funkcjonował dotąd na rynku publicznym, toteż ani giełda, ani wcześniejsza emisja obligacji węglowych nie pokazały bankom jego wnętrza.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.