Ułatwienia dla małych, przydomowych instalacji odnawialnych źródeł energii oraz obowiązek przyłączania OZE do sieci - to najczęściej wskazywane braki pierwszego projektu ustawy o OZE. Przedstawiciele branży energetyki odnawialnej ostrzegali, że proponowane zmiany zahamują rozwój inwestycji w OZE Polsce. A zdaniem prof. Krzysztofa Żmijewskiego to przyszłość polskiej energetyki. Resort pracuje nad drugą wersją ustawy.
- To już nie jest luksus, jak niektórzy uważają. To już nie jest fanaberia ekologów. To jest coś, bez czego nie będziemy mieli prądu - podkreśla prof. Żmijewski, przewodniczący Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji.
W opinii eksperta najważniejszą częścią ustawy jest artykuł 13 i jego otoczenie, czyli przepisy dotyczące mikroinstalacji.
- My to nazywamy energetyką prosumencką, czyli pospolitym ruszeniem energetycznym, żeby każdy mógł sobie zamontować na swoim dachu lub w swojej piwnicy własne źródło energii - mówi prof. Żmijewski.
Taką możliwość powinny wspierać środki z budżetu państwa. Jednak w opinii profesora rozwój mikroinstalacji jest nieunikniony, nawet bez pomocy publicznej.
- Niedługo, za ok. 5 lat te technologie będą dostępne bez konieczności jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa. Jeżeli moglibyśmy udzielić tego wsparcia, to mogłoby się to zdarzyć już za 3-4 lata, a więc bardzo niedługo. Jeżeli za 3 lata, to znaczy, że w 2015 roku, a więc przed momentem wyłączenia 5 tys. MW, które musimy wyłączyć, bo zobowiązaliśmy się do tego - podkreśla prof. Krzysztof Żmijewski.
Według niego resort gospodarki powinien również wprowadzić obowiązek przyłączania źródeł do sieci, jako gwarancję pewności danej inwestycji. Przedstawiciele branży wskazywali to jako jeden z najpoważniejszych ubytków poprzedniego projektu ustawy.
- Przepisy mówią, że każde źródło ma obowiązek przyłączenia do sieci, ale zaraz po przecinku jest powiedziane: "chyba, że nie ma zdolności technicznym i ekonomicznych". Odpowiednie przepisy mogłyby tę sytuację zmienić, żeby operator sieci musiał przyłączać i żeby musiał się głęboko tłumaczyć, dlaczego tego nie robi - uważa ekspert.
Jeśli nowe przepisy w sprawie OZE nie zostaną przyjęte w ciągu dwóch miesięcy Polska może trafić przed Trybunał Sprawiedliwości. Komisja Europejska po raz kolejny upomina Polskę, że opóźnienie we wdrażaniu unijnej dyrektywy mogą zagrozić celom pakietu energetyczno-klimatycznego, czyli osiągnięciu poziomu 20 proc. energii ze źródeł odnawialnych w 2020 roku. Kraje UE miały czas na implementację przepisów do grudnia 2010 roku.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.