Choć gwizdka nie używa, żółtymi i czerwonymi kartonikami nie dzieli, to jego decyzje często przyprawiają o dreszczyk emocji.
Wojciech Kościelniak, nasz międzynarodowy sędzia kanarkowy, w ciągu minionych dwunastu lat zdążył wyrobić sobie taką opinię, że w drugi styczniowy weekend zaproszono go do prowadzenia mistrzostw Niemiec! W swej karierze oceniał już ptaki na mistrzostwach świata w Hiszpanii i licznych zawodach europejskich.
Wiedzę na temat skrzydlatych piękności ma w przysłowiowym małym palcu.
- Kanarek kanarkowi nie równy - śmieje się Kościelniak prezentując swą kolorową kolekcję. Żółte, czerwone, zielone, z fryzurą i bez, wodnotokowe, kształtne, duże, małe, proste i garbate. Wszystkich razem ponad 150. Kiedy całe to ptasie towarzystwo zacznie koncertować, bębenki w uszach pękają.
- Pracowałem w kopalni Bolesław Śmiały, podobnie jak ojciec i dziadek. On również uwielbiał kanarki. Za czasów dziadka zabierano jednego na szychtę, ze względu na wyjątkową wrażliwość tych ptaków na toksyczne gazy ulatniające się w podziemnych wyrobiskach. Fascynowało mnie to. Polubiłem kanarki i trzydzieści lat temu zacząłem je hodować - opowiada.
Dziś kolekcja
ptaków Wojciecha Kościelniaka należy do najbardziej prestiżowych w Polsce i Europie. Szczególnie okazale prezentują się włoskie giganty, mające po dziesięć fryzur i wspaniałe kręcone pazury.
- Przy ocenianiu kanarków niezwykle istotne są ich fryzury. Muszą symetrycznie pokrywać całe ciało ptaka. Liczy się też jego sylwetka. Północnoholenderski musi stać pod kątem 65 stopni do żerdzi, wszystkie inne, kolorowe i kształtne pod kątem 45 stopni. W zasadzie nie ma idealnego kanarka. Nie spotkałem się również z werdyktem na sto punktów. Ja sam najwyżej oceniłem ptaka na 92 punkty. Były to garbusy japan hoso, sylwetką przypominające półksiężyc - wyjaśnia Kościelniak.
Osobną konkurencją jest śpiew, przy czym w tym wypadku ocenia się nie jednego, a cztery ptaki na raz. To żelazna zasada każdych zawodów, bez względu na rangę. Taki kwartet ma 30 minut, aby popisać się umiejętnością ćwierkania basem, fletem, turkotem i dzwoneczkiem dętym. Jeśli któryś z członków zespołu zacznie fałszować lub zupełnie zamilknie, cała drużyna odpada z dalszej rywalizacji.
- Gorzej jak w ogóle nie zaczną koncertu, a i takie przypadki się zdarzają. To źle świadczy o hodowcy. Ptaki trzeba bowiem uodparniać na stres. Muszą śpiewać w każdych warunkach - wyjaśnia ekspert.
Sukcesy
Wojciecha Kościelniaka są tym cenniejsze, że polskim hodowcom nie udało się jak do tej pory stworzyć nowej rasy tych wdzięcznych ptaków. Brytyjczycy, dla przykładu, mogą pochwalić się kilkunastoma wyhodowanymi rasami kanarków, Hiszpanie mają swojego Arlekina, a naszym zachodnim sąsiadom udało się wyhodować "niemieckiego z koronką" i niewiele brakuje, a lada rok zarejestrują Westfalikusa.
- To kosztowne i czasochłonne zabiegi - zwraca uwagę Kościelniak. - Najpierw ornitolodzy uwijają się w laboratoriach, a następnie hodowcy muszą wystawiać po dziesięć kolekcji nowej rasy przez trzy lata pod rząd. A bywa, że i te starania nie przyniosą oczekiwanego rezultatu, bo Światowy Związek Ornitologiczny odmówi w jakichś przyczyn rejestracji - dodaje.
Młode kanarki wykluwają się na przełomie stycznia i lutego, tak, by swoje pierwsze zawody zaliczyć jeszcze z końcem roku. Hodowca z Łazisk spodziewa się ponad stu młodych ptaków, z których kilkanaście z pewnością wystąpi przynajmniej na mistrzostwach Polski. Podczas ostatniej rywalizacji na sześć kolekcji ptaki Kościelniaka triumfowały w pięciu. Hodowca z Łazisk może więc mówić o swym kolejnym wielkim sukcesie.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.