Haruje pod ziemią, a po robocie trenuje boks. Robert Talarek to prawdziwy twardziel, duma polskiego sportu i górnictwa. W grudniu ub.r. sięgnął po tytuł zawodowego mistrza Europy federacji IBF w wadze średniej do 72,5 kg. Na deskach ringu w niemieckim Hameln położył groźnego przeciwnika Goekalpa Oezeklera.
Szczupły, średniego wzrostu, z pozoru niczym niewyróżniający się młody człowiek. W rzeczywistości Robert to wulkan energii. Silny prawy sierpowy to jeden z jego atutów. Wielu się już o tym przekonało na własnej skórze. Ostatnim był właśnie Goekalp Oezekler, występujący w niemieckich barwach.
- Walka zakontraktowana została na 12 rund. Obserwowałem go, trzymał się mocno na nogach, ale widziałem, że słabnie. W siódmej rundzie odsłonił się na moment. Wykorzystałem ten moment, żeby go mocniej „pacnąć”. Po tym sierpowym wyłożył się na ringu jak długi. Wygrałem przez nokaut, czyli wykonałem założony plan. Tak to już jest, że walki na obcym ringu są wyjątkowo trudne. Nie wygrywa się na punkty, dlatego nokaut przeciwnika jest najlepszym rozwiązaniem. W tej sytuacji nie ma o czym dyskutować, sprawa staje się jasna - odsłania kulisy bokserskiej rzeczywistości Talarek.
Pęknięty łuk
Choć nie ma na koncie najlepszego bilansu walk (16 zwycięstw, 12 porażek, 2 remisy) to jednak w opinii ekspertów zasługuje w pełni na miano największej niespodzianki polskiego boksu w minionym roku.Widać, że boks to jego ogromna pasja, czuje ten sport i stopniowo sięga po kolejne trofea. Głośnym echem odbiło się jego lipcowe zwycięstwo w Norymberdze nad Nigeryjczykiem Kingiem Davidsonem. Tę walkę akurat wygrał na punkty, choć sędzia wyraźnie pomagał rywalowi. Liczył go nawet po mocnym uderzeniu, ale wciąż dopuszczał do walki.
- Davidson na wadze strugał bohatera, a na ringu dosłownie wisiał na mnie. Przez 8 rund musiałem zachować czujność i częstować go kolejnymi ciosami, ale i tak zwycięstwo nie było jednogłośne - podkreśla nasz bokser.
W ub.r. Talarek zaliczył też prawdziwego pecha. W Liverpoolu starł się z wysoko notowanym w rankingach Liamem Smithem. W ósmej rundzie pękł mu łuk brwiowy i musiał się poddać, mimo że miał wyraźną przewagę nad przeciwnikiem. Za to w październiku pokonał w Amsterdamie Holendra Josemira Poulino.
Gratulacje dyrektora
Robert Talarek jest elektromonterem w oddziale MED1-B ruchu Bielszowice kopalni Ruda. Prawdopodobnie jest jednym z niewielu, albo wręcz jedynym utytułowanym europejskim bokserem, który pracuje zawodowo poza ringiem i to w dodatku na dole, w bardzo trudnych warunkach. Jednak ani mu się śni narzekać.
- Sam się na taką pracę zdecydowałem, to ją mam. Ktoś powie: elektryk, to się nie narobi. To niech przyjdzie, zjedzie na dół i sam się przekona. Nieźle tyram i czasami zadaję sobie pytanie, czy nie jest tego wszystkiego za dużo, czy dam radę. Ale podświadomie wiem, że dam. W kopalni pracuję za całkiem przyzwoite pieniądze i dzięki temu nie muszę bez końca szukać sponsorów. Wystarczy mi na suplementy diety, a rodzinę też utrzymam. Dobrze zorganizowaliśmy sobie życie z żoną Darią, według planu, spokojnie, na wszystko jest pora, bez nerwów. Ona też lubi sport, konkretnie taniec, dobrze się rozumiemy. Jak zbliża się walka, to dostaję urlop. Ostatnio sukcesu pogratulował mi dyrektor kopalni. To miłe - zauważa Robert.
Kanada później
Jak podkreśla, wszystkie dotychczasowe sukcesy zawdzięcza głównie własnemu uporowi. Codzienne treningi prowadzone nieprzerwanie od 14 lat oraz dziesiątki tysięcy złotych wpakowane w lekarzy, trenerów i sprzęt, nie poszły na marne. Walczył już w Anglii, Irlandii, Finlandii, Hiszpanii, Austrii, Niemczech, na Węgrzech i w Czechach. W ub.r. stanął już przed szansą walki w Kanadzie z bardzo utytułowanym przeciwnikiem, ale postanowił odłożyć to spotkanie na później. Jak sam powiada, nie chce się puszczać od razu na tak szerokie wody. Woli odczekać.
- Najgorzej jest zimą. Ciemno na dworze, ciemno na dole. To mi nie służy. Brakuje witaminy D. Wszystko się potem odbija na kościach, przychodzi osłabienie i wzrasta ryzyko kontuzji. Ja akurat jestem wytrzymały na ciosy i jeszcze nie leżałem na deskach, ale była taka sytuacja, że silniej przyłożyłem przeciwnikowi i nagle... trach! Przyplątała mi się kontuzja ręki. Ledwo dociągnąłem do końca pojedynku, a potem 6 miesięcy pauzowania, dekoncentracja, brak treningów i spadek formy gotowy. Zostają zwykłe treningi fizyczne, żeby utrzymać regulaminową wagę, a to za mało – opowiada mistrz Europy.
Podopiecznego trenera Irosława Butowicza czeka trudny rok. Na pojedynek wyzywają go krajowi rywale. Jest już 36. w rankingu europejskich pięściarzy w swojej wadze i być może doczeka się walki o mistrzostwo świata. Tego tytułu wszyscy mu życzymy.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Gratuluję sukcesów i życzę kolejnych, jednak od siebie dodam, że elektromonterzy najgorzej na pewno nie mają, chociaż ich praca jest też ważna, jednak w tym dziale liczy się bardziej precyzja i dokładność.